piątek, 14 sierpnia 2015

SIATKARSKA BIBLIOTEKA

Uwaga ;)
Z racji tego, ze już dawno o tym myślałam i korzystając z okazji, ze nie wolno mi się ruszyć z domu, założyłam Siatkarską Bibliotekę poświęconą moim i Waszym historia ;) Ma to za zadanie promowanie blogów, a także ułatwienie ich znajdywania. Mam nadzieję, że będziecie zgłaszać Wasze autorskie blogi bądź też Wasze ulubione ;) Niech Biblioteka się prędko zapełni :) Nie mogłam znaleźć spisu, który byłby aktualizowany na bieżąco więc postanowiłam coś z tym zrobić :)
http://siatkarska-biblioteka.blogspot.com/
Zapraszam ;)

poniedziałek, 17 listopada 2014

Epilog

Epilog

Nadzieja.... Czasem tylko ona trzyma człowieka przy życiu. Kiedy wszystko się wali, ona zawsze tli się w najgłębszych zakamarkach duszy. Można zaprzeczać, ale ona tkwi w każdym z nas. Zawsze pozostaje, niezależnie od przeżyć. Nie ważne jak źle by nie było ona umiera ostatnia lub człowiek umiera wraz z nią.

Zostawiłam go. Kazałam odejść. Nie dałam mu nadziei na wspólną przyszłość. Pozbawiłam wszelkich złudzeń. Ale czy na pewno postąpiłam dobrze?
Siedziałam z pudełkiem lodów waniliowych, otulona kocem. Wpatrywałam się w miejsce, gdzie jeszcze niedawno stał. Usłyszałam delikatne pukanie do drzwi.
- Kaja, wszystko dobrze?- spytał wujek.
- Nie wiem. Widziałam go dzisiaj pierwszy raz od kilku lat. Myślałam, że po tak długim czasie, uczucie wygasa całkowicie- powiedziałam. Wujek usiadł przy mnie.
- Ono nigdy nie wygaśnie. Kuba zawsze będzie dla ciebie kimś ważnym. Jesteś pewna, że nie chcesz dać mu szansy?
- Jestem pewna. Nie potrafiłabym mu zaufać ponownie. A życie w niepewności jest okropne, wierz mi. Kiedy mieszkałam z tatą niczego nie mogłam być pewna. Gdybym do niego wróciła, zastanawiałabym się, czy aby na pewno mnie nie zdradza...
Wujek westchnął. 
- Rozumiem cię, ale przemyśl to jeszcze. Jego samolot wylatuje jutro o 18- poinformował mnie i wyszedł, zostawiając mnie samą. Dlaczego chciał zaszczepić we mnie wątpliwości? Przecież już postanowiłam. Wiedział o tym. Wiele czasu zajęło mi wyleczenie się z niego. 
Myślałam nad tym wszystkim jeszcze przez wiele godzin. W końcu wyczerpana poszłam się położyć i odpłynęłam w krainę Morfeusza. 

Następnego dnia wstałam po południu. Miałam wyrzuty sumienia. Pozbawiłam Kubę nadziei. Jednak nie mogłam zmienić zdania. 
- Ktoś to dzisiaj zostawił pod drzwiami- oznajmił wujek na powitanie, kiedy weszłam do kuchni, wręczając mi białą kopertę. Położyłam ją na stole i zabrałam się za jedzenie śniadania. Nie chciałam jej otwierać. 
Przeleżałam cały dzień bezczynnie zastanawiając się nad swoim życiem. Na kanapie spędziłam kilka dobrych godzin. Spojrzałam na komórkę, godzina 17:26. Westchnęłam zaraz będzie wylatywał. Wróciłam się po białą kopertę. Zamknęłam się w swoim dawnym pokoju i niepewnie rozłożyłam biały papier, na którym widniało jedno zdanie:
Nigdy nie przestanę cię kochać....
Wszystko odżyło. Nasza pierwsza randka, pierwszy pocałunek, pierwsza kłótnia, wspólna noc, nasze rozmowy spacery. Uświadomiłam sobie, że moja miłość do niego było jak uzależnienie- może być uśpiona, ale nigdy się jej nie pozbędę. Pojedyncza łza spłynęła mi po policzku. 
Następne wydarzenia były jak we śnie. Moje krzyki skierowane do wujka by natychmiast zawiózł mnie na lotnisko. Wzięłam tylko torebkę. Nic więcej nie było mi trzeba. Musiałam zdążyć. Wiedziałam, że to szaleństwo, ale czy ja kiedykolwiek zachowywałam się normalnie? No właśnie. 
Próbowałam oszukać samą siebie. Skradł na zawsze moje serce. I chodź będzie nam ciężko, miałam nadzieję, że mamy jeszcze szansę. 
Wyskoczyłam z auta jak z procy nawet nie żegnając się z wujkiem. Godzina 17:58. Marne szanse, że zdążę. Ale zawsze pozostaje nadzieja.... Wbiegłam na lotnisko. Rozglądałam się rozpaczliwie w poszukiwaniu dobrze znanej mi sylwetki. Łzy ciekły mi po policzkach strumieniami. Dlaczego dałam mu odejść? Gdy już chciałam zrezygnowana wrócić, dostrzegłam Jego. 
- Kuba!- krzyknęłam i pobiegłam w jego stronę. Rzuciłam mu się na szyję i nie zwlekając pocałowałam. Wszystko wokół przestało się liczyć. Świat na moment nie istniał. - Wiem, że to szaleństwo, ale chcę spróbować. Kocham cię, rozumiesz?- wyszeptałam. Złożył na moich ustach czuły pocałunek.
- Czyli lecisz ze mną?- spytał.
- Nie mam biletu- powiedziałam ze smutkiem. Ale on z chytrym uśmieszkiem, wyciągnął z kieszeni drugi bilet.
- Skąd wiedziałeś?- spytałam rozpromieniona.
- Nie wiedziałem- przyznał.- Ale miałem nadzieję.
Już po kilku minutach siedzieliśmy na swoich miejscach w samolocie i lecieliśmy do Włoch, by zacząć od nowa. Skok na głęboką wodę, ale kiedy się kocha to zrobi się wszystko, żeby być z drugą osobą. Objęta najwspanialszym ramieniem na świecie, wiedziałam, że postąpiłam dobrze. 
- Już nigdy nie pozwolę ci odejść- powiedział wprost do mojego ucha.- Kocham cię Kaja.
- Ja ciebie też kocham Kuba....

The End

 

-------------------------------

U mnie wszystko kończy się dobrze :D Musiałam skończyć bloga bo nie chcę go zamienić w coś z czego nie będę dumna :)
|Blog dedykowany ludziom wyjątkowym :
Kasi- mojej bratniej duszy, Pati- najlepszej przyjaciółki i towarzyszki meczów xd Bystrej i Elce (chociaż te dwie ostatnie tego nie czytają) i mojemu najlepszemu przyjacielowi Dżonowi.
Kasi i Pati za to, że czytają moje wypociny, a szczególnie Kasi która czyta wszystko co napisze ;D
A im wszystkim za to, że każdego dnia pokazują mi piękno przyjaźni, Kocham was :) <3

 Dziękuje za wszystkie komentarze i ponad 30 tysięcy wyświetleń, dla mnie to ogromny sukces.
Proszę ostatni raz, żeby każdy kto to przeczytał zostawił po sobie jakikolwiek komentarz :) Moje pytanie co wam się najbardziej podobało? Jaki moment zapadł wam najbardziej w pamięci?
Teraz ruszam z nowym opowiadanie, na które was serdecznie zapraszam.
http://urodzeni-po-to-by-byc-razem.blogspot.com/

niedziela, 16 listopada 2014

Ogłoszenie

Zapraszam na coś nowego w moim wydaniu ;) Tym razem w roli głównej Wojtek Włodarczyk. Mam nadzieję, że wam się spodoba :) Pojawił się już prolog :) Jak będziecie grzeczne to może jeszcze dziś dodam epilog. Niestety, ale niektóre  rzeczy trzeba po prostu zakończyć, żeby ich nie zniszczyć, a każdy koniec jest początkiem czegoś nowego. Jeszcze raz zapraszam na "Urodzeni po to by być razem"

sobota, 15 listopada 2014

Rozdział 32

Rozdział 32

       Swoją karę znosiłam w milczeniu. Wiedziałam, że narozrabiałam i nie mam prawa się buntować. Moje codziennie czynności ograniczały się do jedzenia, szkoły, nauki i spania. Wujek jasno się wyraził- żadnych przyjemności. Zatem żyjąc rutyną, z dnia na dzień, nie żaliłam się.
   Rzeszowski libero od czasu awantury nie zamienił ze mną ani słowa. Kiedy jedliśmy wspólnie jakikolwiek posiłek, zachowywał się jakby mnie nie było. To bolało, ale byłam świadoma, że zasłużyłam sobie na takie traktowanie. Nawet ze szkoły mnie ktoś musiał odbierać. Kiedy jechałam jednym autem z wujkiem to panowała tak napięta atmosfera, że nawet nie próbowałam zacząć rozmowy. I tym sposobem milczeliśmy sobie przez ponad pół miesiąca.
   W tym czasie udało mi się tylko kilka razy zadzwonić do Kuby z telefonu Magdy na przerwach. Chociaż tyle.... Najbardziej cierpiałam na tym, że nie mogę z nim nawet spokojnie porozmawiać.
   W połowie grudnia przyszedł czas na wywiadówkę i proponowane oceny na koniec semestru. Po raz pierwszy w życiu nie obawiałam się tego co będzie po niej. Ten miesiąc samej nauki sprawił, że poczyniłam ogromne postępy. Ciocia chciała iść, ale wujek uparł się, że zwolni się z treningu i sam pójdzie.
- Kaja, pieczemy ciasteczka, chcesz nam pomóc?
- A mogę?- spytałam niepewnie.
- No, jasna, co to za głupie pytanie!- uśmiechnęła się.
Poszłam za nią do kuchni. Zawsze to jakieś urozmaicenie. Niewiele rozmawiałyśmy. Cały czas dręczyło mnie jedno pytanie.
- Wujek dalej jest tak wściekły na mnie?
- Trochę mu przeszło, ale nie ukrywam, że dalej jest zły.
Pokiwałam jedynie głową.
- Słoneczko, popełniłaś wielki błąd. Tak się po prostu nie robi.
- Wiem, dlatego się skarżę.
- Udobrucha się go w końcu. Nie martw się- uśmiechnęła się pokrzepiająco.
  Skończyłyśmy robić ciastka i kiedy usłyszałam auto na podjeździe, uciekłam do swojego pokoju. Usiadłam przy drzwiach i nasłuchiwałam.
- Już jestem!- oznajmił wujek.
- No i jak?- spytała na wstępie ciocia.
- No całkiem nieźle- przyznał bez entuzjazmu. W tamtej chwili miałam ochotę przybić mu piątkę, w czoło, młotkiem! Dwie tróje, a tak czwórki i piątki i to jest "całkiem nieźle"?! No halo!
- Przecież to są fantastyczne oceny!- zachwyciła się ciocia. No nareszcie ktoś docenił moje wysiłki!- A jakieś ważniejsze informacje?
- Tylko trąbią o tym wyjeździe do Hiszpanii.
  Przestałam podsłuchiwać i poszłam położyć się do łóżka. Nie miałam co ze sobą zrobić. To były najgorsze męczarnie w całym moim życiu.
   Następnego dnia wstałam wcześnie z racji tego, że położyłam się wcześnie spać. No bo co innego miałam robić? Leżałam w łóżku i czytała sobie podręcznik do biologii. Tak wiem, nuda, ale jednym z zakazów było żadnych książek, w których jest cokolwiek o miłości a ja innych nie lubię! Po chwili usłyszałam pukanie do drzwi.
- Kaja, chodź na śniadanie- usłyszałam łagodny głos wujka. Aż mnie wbiło w materac.
- Tak- odchrząknęłam-... zaraz przyjdę.
Pokiwał tylko głową i zamknął drzwi. Odezwał się do mnie pierwszy raz od miesiąca więc to był naprawdę wielki cud. Zerwałam się z łóżka i szybko przebrałam piżamę na codzienne rzeczy. Poszłam do kuchni, gdzie siedzieli już wszyscy Ignaczakowie. Zostało jedno wolne miejsce, tuż na przeciwko wujka.
- Cześć wszystkim.
- Hej, skarbie. Zajadaj bo dzisiaj jedziemy na wycieczkę rowerową.
Kiedy kończyliśmy śniadanie, pomogłam jeszcze posprzątać i jak zawsze chciałam wrócić do siebie, ale zatrzymała mnie żona libero.
- Wujek chciał ci coś powiedzieć.
- Masz bardzo dobre oceny i ciocia postanowiła...- urwał, kiedy zarobił kuksańca w bok- ... postanowiliśmy...- kolejny kuksaniec-... postanowiłem znieść twój szlaban. No to miłego dnia- dokończył i tym razem ciocia zapodała mu kopniaka w piszczel.- I pojedziemy jutro do Jastrzębia.
- Proszę?- nie dowierzałam
- Zawiozę cię do Jastrzębia, żebyś mogła się z nim spotkać, ale wrócimy tego samego dnia wieczorem- oznajmił zrezygnowany. Rzuciłam mu się na szyję i pocałowałam w policzek.
- Dziękuje, tak strasznie dziękuje- powiedziałam ledwo słyszalnym głosem. Na początku niepewnie odwzajemnił mój uścisk, ale potem już niemalże byłam miażdżona w niedźwiedzim uścisku. Widocznie nie tylko ja cierpiałam przez ostatnie tygodnie.
   Następnego dnia wstałam tak szczęśliwa jak nigdy przedtem. Ten miesiąc ciągnął się w nieskończoność. W końcu mogłam Go zobaczyć. Postanowiła nie dzwonić tylko zrobić mu niespodziankę. Przecież te nieliczne razy, kiedy rozmawialiśmy przez telefon mówił, że tęskni, że kocha, że czeka.....
- Kaja, gotowa?
- Tak, już idę.
- Tylko jedźcie ostrożnie- poprosiła ciocia. Przytuliłam ją na pożegnanie. Zdążyłam jej wczoraj podziękować za to co dla mnie zrobiła. Uporała się z nie byle kim! Podziwiam tę kobietę, na serio!
 Podczas podróży było prawie jak za dawnych czasów. Czuć jeszcze było ten dystans. Jednak nic nie mogło zepsuć mi humoru. W końcu podróż dobiegła końca.
- Umówmy się, że przyjadę o 17 po ciebie dobrze?- spytał, a ja pokiwałam głową i przytuliłam go na pożegnanie. Wyskoczyłam z auta i z wielkim uśmiechem na ustach weszłam do bloku. Jedynym życzeniem wujka było, żebyśmy wyszli od razu z mieszkania. Rozumiałam jego obawy i miałam zamiar go posłuchać. Koniec z kłamstwami.
   Zapukałam w odpowiednie drzwi, ale nikt nie otwierał. Jednak słyszałam, że ktoś jest w mieszkaniu. Nacisnęłam na klamkę. Było otwarte więc weszłam. Słyszałam jakieś odgłosy w salonie. Kiedy tam poszłam stanęłam jak wryta, a oczy momentalnie napełniły mi się łzami. Mój Kuba, mój doskonały kochający Kuba całował się namiętnie ze swoją "przyjaciółką". Serce pękło mi na milion malutkich kawałeczków. On był już bez koszulki, a ona miała rozpiętą koszulę, którą wspólnie ściągali. Na tej samej kanapie, na której jeszcze nie tak dawno oddawaliśmy się swoim czułością. Upuściłam telefon, który miałam w ręce, a oni na ten dźwięk odskoczyli od siebie.
- Kaja?!- zdziwił się Popiwczak.- To nie jest tak jak myślisz!- zaczął i podszedł do mnie, chwytając mnie za ramiona.
- Tylko przyjaciółka?- spytałam.- Kocham cię? Jesteś całym moim światem?- zaczęłam zadziwiająco spokojnie.- Jesteś najważniejsza?! Damy radę?!- krzyczałam, a po moich policzkach, pociekły łzy.
- Kaja, ja ci to wszystko wytłumaczę, to moja wina!- zaczął Zając.
- Masz rację to wszystko twoja wina. Nie będę wam stawać na drodze. Szczęścia życzę- powiedziałam niemal szeptem, strąciłam ręce libero ze swoich ramion. Podniosłam telefon i szybkim krokiem wyszłam z mieszkania.
- Kaja, stój!- usłyszałam za sobą. Kuba dogonił mnie.- Proszę wysłuchaj mnie!
- Czego ty jeszcze ode mnie chcesz?! Przez cały ten czas moje życie ograniczało się tylko do szkoły i nauki! Zawiodłam jedynego człowieka, któremu naprawdę na mnie zależy, żeby spędzić z tobą trochę czasu. Dałam ci wolność więc wróć do swojej dziewczyny- szlochałam już.
- Ja nie wiem jak to się stało. Pamiętasz jak się do niej nie odzywałem? Powiedziała, że się we mnie zakochała i nie chciałem się z nią zadawać, ale on chciała tylko przyjaźni....
- Tylko przyjaźni?! Czy ty siebie sam słyszysz?! Uwierzyłeś jej?!
- Wiem, głupio zrobiłem. Ale ja tylko ciebie kocham. Uwierz mi, no!
- To co z nią robiłeś we własnym mieszkaniu, skoro mnie kochasz?- spytałam, a on złapał się za głowę.
- Ja nie wiem jak do tego doszło. Nie było cie, a ona była przez ten cały czas i...
- Więc to moja wina?!
- Nie, ale Kaja proszę, daj mi szansę...
- Nie, Kuba. Z nami koniec!
- Kaja, nie, proszę! Ja cię kocham.
- I swoją miłość okazujesz pukając inne panienki?
- Wiesz, że tak nie jest!- bronił się, ale ja go nie słuchałam. Wykręciłam numer do wujka.
- Halo?
- Wujek, przyjedź po mnie teraz- błagałam łkając do słuchawki.
- Kaja, co się....
- Proszę!- przerwałam mu i się rozłączyłam.
- Kaja, kochanie....
- Nie mów nigdy więcej do mnie kochanie!- warknęłam przez zaciśnięte zęby. Nie minęły trzy minuty, a dostrzegłam auto rzeszowskiego libero. Popiwczak cały czas próbował mnie zatrzymać. Gdy tylko samochód się zatrzymał, wsiadłam do niego. Lecz wujek wyszedł z niego i z całej siły uderzył Kubę w twarz. Z nosa poleciała mu krew. Coś mu jeszcze powiedział na odchodne, ale nic nie słyszałam.
   Tak bardzo się zawieść. Wydawał się taki idealny. A potrafił zrobić takie świństwo. Nigdy nic mnie tak nie bolało. Moje serce krwawiło. Chciałam zniknąć, uciec gdzieś, gdzie nikt mnie nie znajdzie i nie skrzywdzi.
   Po chwili odjechaliśmy. Ostatni obrazek jaki pamiętam to jak Popiwczak biegł za samochodem. Wujek stanął gdzieś na poboczu.
- Co się stało?
- Zdradził mnie- powiedziałam i ponownie wybuchnęłam płaczem. Libero natychmiast mnie przytulił i starał się mnie uspokoić.- Powtarzał mi, że to tylko przyjaciółka, że tylko mnie kocha, a za moimi plecami...- nie dokończyłam tylko kolejny raz zaszlochałam.- A ja dla niego bym wszystko zrobiła, nawet bym zawiodłam ciebie. Czuje się jak ostatnia....- nie dokończyłam.
- Nie mów tak. Jeszcze nie raz się zakochasz. Jeszcze kiedyś będziesz szczęśliwa.
- Proszę jedźmy do domu- powiedziałam, odrywając się od niego.
    Przez całą drogą łzy płynęły mi po policzkach. Nie mogłam uwierzyć w to jaki człowiek, któremu ufasz potrafi być okrutny. Jak mocno można się zawieść. Nigdy nikomu nie zaufam.
   Po dotarciu do domu zamknęłam się w swoim pokoju. Podeszłam do szafy i nałożyłam na siebie TĘ bluza, która w dalszym ciągu pachniała NIM. Położyłam się na łóżku i w poduszkę wylewałam dalej swój ból.
   Zbliżały się święta i tylko ja nie dałam się ponieść magicznemu czarowi świąt. Nie byłam w dobrym nastroju. Nie raz trzymałam żyletkę w ręku, ale wtedy myślałam o tym, że tym samym wujkowi sprawiłabym ból. Znajdywałam w sobie siłę by wstawać rano i próbować jakoś egzystować. Nikt nie potrafił ukoić mojego bólu. Najgorsze było to, że nie potrafiłam go znienawidzić. W dalszym ciągu kochałam  go całym, zranionym sercem. Przyjechał dwa razy do Rzeszowa, ale za każdym razem wujek go poganiał. Szukałam rozwiązania tej sytuacji. Chciałam odciąć się od tego.... Uciec.... Wyjechać nie patrząc się za siebie. To spowodowało, że chwyciłam ulotkę, wyjazdu do szkoły w Hiszpanii. Długo nad tym myślałam, ale to była moja wymarzona ucieczka. Tak jak obmyśliłam, tak zrobiłam- wyjechałam.

5 lata później. Wrzesień
 
      Skończyłam szkołę. Dzisiaj wracałam do Rzeszowa. Udało mi się skończyć w Hiszpanii szkołę średnią i studia pierwszego stopnia jako psycholog. Uczucie do Kuby wygasło. Nigdy więcej go nie zobaczyłam. Nie oglądałam meczy, unikałam hal sportowych, kiedy byłam w Polsce.
     Tata uporał się ze swoją chorobą, ale tak jak ja wyjechał tyle, że do Irlandii. Też chciał spróbować czegoś nowego. Z tego co wiem poznał tam kogoś.
  W końcu wylądowałam, a przy wyjściu już czekała na mnie osoba, która wspierała mnie przez cały czas- wujek Krzysiek. Podbiegłam do niego i wpadłam w jego ramiona.
- No, nareszcie! Jak lot?
- W porządku.
- A co u cioci?
- Jest w sanatorium. Musi się trochę zrelaksować. Słuchaj dzisiaj w klubie jest mini przyjęcie. Może wpadniesz?
- Jasne, czemu nie- uśmiechnęłam się.
   Wieczorem zgodnie z planem wyszliśmy na przyjęcie, które odbywało się w siedzibie klubu Resovi. Wujek zostawił mnie samą na chwilę, a ja zaczęłam się zastanawiać, co mną kierowało, kiedy zgadzałam się z nim przyjść.
- Kaja?- zamarłam na dźwięk tego głosu. Poznałabym go wszędzie. Przymknęłam powieki i wzięłam głęboki oddech.- To naprawdę ty?- niedowierzał.
- Tak, cześć Kuba- uśmiechnęłam się lekko.
- Gdzie byłaś?- usłyszałam w tym pytaniu trochę wyrzutu.
- W Hiszpanii. Skończyłam tam szkołę. A co u ciebie?
- Dobrze, wyjeżdżam do Włoch.
- A co u Sabiny?
- Nie utrzymuje z nią kontaktu od lat. Szukałem cię...
- Wiesz muszę iść do toalety, przepraszam- powiedziałam i odeszłam. Nie chciałam ciągnąc tej krępującej rozmowy. Przez resztę wieczoru starałam się unikać Kuby. W końcu znalazłam się na parkiecie tanecznym z wujkiem.
- Nie mówiłeś mi, że on tu będzie- powiedziałam z pretensjami.
- Przecież grał w Rzeszowie to jak miał nie przyjść?
  Niestety.... W czasie tańca ponownie natrafiłam na Kubę. Nie chciał mnie na krok odstąpić. Nawet kiedy chciałam już wracać stwierdził, że mnie odprowadzi. Cały czas trzymałam go na dystans. Musiałam powtarzać sobie, że nie mogę znowu poczuć do niego czegokolwiek.... Nie po tym jak cierpiałam. Wracaliśmy do domu pieszo, choć był to kawał drogi. Przypomniały mi się stare czasy, gdy tyle bym dała, żeby być w jego towarzystwie. Zamarłam, kiedy dał mi swoją marynarkę.... Odezwały się wspomnienia... Kolejna dawka bólu.
- No, dzięki za odprowadzenie- powiedziałam i oddałam mu jego cześć garderoby.
- Kaja- chwycił mnie za rękę i przyciągnął do siebie. Nasze oczy się spotkały, a po chwili poczułam jego wargi na swoich. Nie byłam w stanie się oderwać. Moje serce zabiło szybciej. Po chwili opamiętałam się i odepchnęłam go od siebie. Chciałam uciec, ale kolejny raz mnie zatrzymał.- Kaja, ja wciąż cię kocham. Daj nam szansę. Jutro odlatuje do Włoch, leć ze mną. Wiem, że to wariactwo, ale spróbujmy...- w jego głosie słychać było błaganie.
- Nie, Kuba- powiedziałam spokojnie.- Dużo czasu zajęło mi dojście do siebie. Przykro mi, ale dla nas nie ma nadziei. My już nigdy nie będziemy razem....


-----------------------------------------------------------------
Za tydzień epilog, który przewiduje krótki :)
Do następnego ostatni raz <3

niedziela, 9 listopada 2014

Rozdział 31

Rozdział 31


         Nasze pocałunki stawały się coraz bardziej zachłanne i namiętne. Kuba przycisnął mnie do siebie. Między nami nie było ani milimetra przerwy. Jego ręce znalazły się tuż po moją bluzką i błądziły po plecach. Na moment oderwałam się od niego, żeby złapać oddech. Popiwczak zaczął całować moją szyję. Potem lekko przygryzł płatek mojego ucha, a ja mimowolnie jęknęłam w odpowiedzi na tą pieszczotę. Po chwili ponownie natrafiłam na jego usta. Pragnęłam tylko więcej i więcej. Zniecierpliwiona ściągnęłam mu koszulkę i położyłam rękę na umięśnionym torsie. 
- Jesteś pewna?- spytał zdyszany Kuba, kiedy oderwał się ode mnie.
- Błagam, o nic nie pytaj- powiedziałam, szybko oddychając. Nie trzeba było powtarzać dwa razy. Nie odrywając się od siebie wstaliśmy z kanapy. Po drodze potrąciliśmy stół. Kilka kroków dalej uderzyliśmy z głośnym hukiem o jakąś szafkę, z której coś pospadało. Kuba ściągnął ze mnie koszulkę. Kolejne kroki, kolejne pocałunki i kolejne zderzenie tym razem ze ścianą. W końcu dotarliśmy do celu i poczułam pod sobą miękki materac. Błyskawicznie pozbyliśmy się pozostałej części garderoby, która stanowiła ostatnią granicę. Wszystko działo się tak szybko. Nasze pocałunki, badanie siebie nawzajem, przyspieszone oddechy, droga na sam szczyt, były wyznacznikiem niezapomnianej, upojnej nocy.....

   Następnego dnia obudziłam się sama w łóżku. Na samo wspomnienie wydarzeń z przed kilku godzin, czułam jak moja twarz oblewa się rumieńcem. O, mój Boże! Czy ja naprawdę to zrobiłam? Jedno jest pewne, jak się wujek dowie to mnie umieści w klasztorze, a Kubę powiesi na Kaukazie. Wiedziałam, że go zawiodłam. Ale przecież tego nie planowałam. To jakoś samo tak wyszło... Już rozumiem dlaczego rodzice na filmach nigdy nie pozwalają zostać sam na sam nastolatką w mieszkaniu. 
  Rozejrzałam się po pomieszczeniu i nie mogłam nigdzie zlokalizować swojej bluzki. Czym prędzej nałożyłam na siebie bieliznę i wyciągnęłam z szafy jakiś T-shirt młodego libero. Otworzyłam drzwi na korytarz i niepewnie wychyliłam głowę. Naprzeciwko znajdowała się łazienka. Cichutko, na paluszkach, do niej pobiegłam, zamykając za sobą drzwi.
- Kaja?- usłyszałam z głębi mieszkania. To idiotyczne, że teraz peszyła mnie jego osoba. Ale czy ja kiedykolwiek zachowywałam się normalnie? No właśnie. Obmyłam twarz zimną wodą i wzięłam głęboki oddech. Niepewnie wyszłam z łazienki i rozejrzałam się w poszukiwaniu Kuby. Dopiero teraz dostrzegłam, że w salonie jest przewrócony stół, a na korytarzu walają się rzeczy z szafki, a także moja bluzka. Mimowolnie chwyciłam się za głowę. Kiedy tak myślałam nad tym co się stało, na kanapie rozdzwonił się mój telefon. Gdy trzymałam już go w ręce, otworzyłam ze strachu szeroko oczy.
- Halo?
- No, cześć Kajeczka!- usłyszałam wesoły głos rzeszowskiego libero.- Tak, dzwonię, żeby sprawdzić, czy wszystko ok?- spytał. 
- Tak jak najbardziej.
- O której mam jutro po ciebie przyjechać. Kiedy wracacie?
- Dam ci jeszcze znać, dobrze?- spytałam.
- No dobra, to miłej zabawy. Trzymaj się- pożegnał się wujek i zakończył rozmowę.
- Będę się smażyć w piekle- powiedziałam na głos i westchnęłam. Nagle poczułam na swoich biodrach czyjeś ręce i delikatny pocałunek na szyji.
- Na razie to się smażą naleśniki. Dzień dobry, kotek- mimo, że nie widziałam jego twarzy czułam jak się uśmiecha. Dopiero teraz poczułam się ogromnie głodna. Wtulona w bok swojego ukochanego, ruszyłam z nim do kuchni. W ciszy jedliśmy przygotowany przez niego posiłek.
- Coś nie tak?- spytał troskliwie.
- Po prostu zastanawiam się jak to będzie, kiedy wrócę do Rzeszowa- wzruszyłam ramionami.
- Żałujesz, że przyjechałaś..- bardziej stwierdził niż spytał. Natychmiast poderwałam się z miejsca, usiadłam mu na kolanach i objęłam rękoma jego szyję.
- To nie tak, po prostu mam wyrzuty sumienia, że tak okłamuję wujka, a on tyle dla mnie robi. Przepraszam, nie chciałam, żebyś się martwił- powiedziałam, a Popiwczak na moje słowa westchnął.
- Dajmy sobie jeden dzień bez zastanawiania się co będzie jutro. Zgoda?- spytał, wlepiając we mnie błagalne spojrzenie. Pokiwałam z uśmiechem głową i połączyłam nasze usta w namiętnym pocałunku. Przez całe moje ciało przeszedł przyjemny dreszcz. Nigdy się do tego nie przyzwyczaję. Te chwile czułości przerwał nam telefon Kuby, który zawibrował na stole. Odruchowo spojrzałam na wyświetlacz "Sabina". Przewróciłam oczami, a libero jęknął niezadowolony. Odrzucił połączenie i wyłączył telefon. Spojrzałam na niego pytająco, a on wzruszył ramionami.
- Mam cię tylko na chwilę więc nikt nam dzisiaj nie będzie przeszkadzał- oznajmił. Taki obrót spraw mi się bardzo podobał. Posprzątaliśmy trochę w mieszkaniu, po wczorajszym wieczorze i postanowiliśmy wyjść na miasto. Mimo, że nadal dręczyło mnie sumienie, to byłam pewna, że gdybym drugi raz miała wybór, zrobiłabym tak samo. Tęsknota była zbyt głęboka. Niemożliwe było żałowanie czegokolwiek, gdy obok miałam uśmiechniętego Kubę, który trzymał mnie za rękę, co chwile całował i szeptał czułe słówka na moje ucho. 
   Cały dzień włóczyliśmy się po mieście. Byliśmy na to na kręglach, to na pizzy. Niby nic wielkiego, ale dla mnie liczyło się tylko to, że Popiwczak jest obok mnie, reszta w tamtej chwili przestała być ważna. Wiedziałam, że nasz czas nieuchronnie zbliżał się do końca. Następnego dnia musiałam wracać i na tą myśl poczułam ukłucie w sercu. Ponownie miałam przeżywać tę niepewność, kiedy w końcu zobaczę się z własnym chłopakiem. 
   Wieczór spędziliśmy w domu. Siedziałam na kanapie wtulona w Kubę i wpatrywałam się w telewizor. Płakać mi się chciało na myśl, ze ten czas tak szybko minął. Nawet się nie obejrzałam, a nastał dzień pożegnania, które tak jak wszystkie poprzednie kończyły się na moich łzach. Byłam szczęśliwa, że dane mi było spędzić weekend w najlepszy możliwy sposób, aczkolwiek byłam pewna, że nasze spotkanie nie nastąpi prędko. 
    Po wielu godzinach podróży dotarłam do Rzeszowa, pod szkołę. Czekałam na przyjazd autokaru i dopiero wtedy zadzwoniłam po wujka.
- Kaja, dziecko, ty żyjesz- ucieszył się na mój widok. Nie byłam w stanie spojrzeć w te jego ufne oczy.- Fajnie było?
- Tak, było w porządku. 
- Skoczymy jeszcze na jakieś małe zakupy po drodze do domu, zgoda?- spytał, a ja w odpowiedzi pokiwałam lekko głową. Libero próbował mnie wypytywać o wycieczkę o to na jakie góry weszliśmy, oczywiście nie byłam w stanie podać jakichkolwiek nazw, a swoje jąkanie się tłumaczyłam zmęczeniem. 
  Gdybym wiedziała co się stanie w supermarkecie to wszelkimi możliwymi sposobami próbowałabym odwieść wujka od tego pomysłu. Otóż między pułkami trafiliśmy na mojego wychowawcę.
- O, witam!- przywitał się z nami. W dalszym ciągu miał przy sobie plecak górski.- A ty Kaja już zdrowa widzę. Mam nadzieję, że następnym razem pojedziesz z nami na wycieczkę było na prawdę fajnie. No to nic, miłego dnia wam życzę- popatrzyłam na twarz wujka, która była jak z marmuru wyrzeźbiona. Ręce zacisnął w pięści. Moje serce zaczęło ze strachu bić niewyobrażalnie szybko. 
- Wracamy do domu- oznajmił wujek niesamowicie zimnym tonem i zostawiając wózek ruszył ku wyjściu. Jak skarcony pies poszłam w ślad za nim. Kiedy drzwi do auta się za nami zamknęły, wiedziałam, że to tylko cisza przed wielką burzą.
- Gdzie byłaś?- spytał opanowanym tonem.- GDZIE BYŁAŚ DO JASNEJ CHOLERY, KAJA?!!- wybuchnął.- Pytam się ciebie coś!
- U Kuby, ale on o niczym nie wiedział- powiedziałam ze łzami w oczach. Uderzył ręką o kierownicę, a ja podskoczyłam ze strachu na siedzeniu.
- No tak, mogłem się domyślić, że chodzi o niego! Co cię opętało?! A gdyby coś się stało?! Pamiętasz co niedawno przechodziłaś?! Już zapomniałaś?! Jakbym ci miał pomóc jakby coś ci się stało w drodze, co?! Nikt by nie wiedział, gdzie jesteś!- wydzierał się dalej.- Dosyć tego! Masz szlaban na wszystko! Zero telewizji, internetu, wychodzenia z Magdą, telefonu i książek od których pomieszało ci się w głowie!
- Wujek...- próbowałam się jakoś bronić.
- Koniec! Wracamy do domu!
  Z piskiem opon wyjechaliśmy z parkinu i w rekordowym czasie dotarliśmy na naszą ulicę. Wujek wysiadł z auta trzaskając drzwiami. Kiedy drzwi do domu się za nami zamknęły, byłam przygotowana na kolejną falę wybuchu.
- Marsz mi do swojego pokoju i nie wychodzić do kolacji- warknął wściekły niosąc mój plecak do moich czterech ścian.
- Krzysiek, coś się sta....- zaczęła ciocia, ale nie było dane jej skończyć.
- Nie teraz- uciął szybko wujek.
  Gdy byłam już sama pospiesznie wyciągnęłam telefon, który jeszcze był w moim posiadaniu i wysłałam krótkiego sms-a do Kuby. 

Wujek dowiedział się o moim wyjeździe... Mam przerąbane. Odezwę się jak tylko będę mogła.
  
Wiadomość zdążyłam napisać w ostatniej chwili. Niespodziewanie rzeszowski libero wszedł do mojego pokoju. Bez zaszczycenia mnie jakimkolwiek spojrzeniem wziął laptop.
- Telefon- rzucił krótko, wyciągając w moja stronę rękę. Posłusznie podałam mu urządzenie. Myślałam, że gorzej być nie może, ale myliłam się. - Czy wy tam....- przełknął głośno ślinę i nie skończył pytania. Widziałam, że walczy sam ze sobą, żeby ponownie nie wybuchnąć. Boże nie będę w stanie skłamać jeśli zada odpowiednie pytanie....- Czy uprawialiście sex?- spytał prosto z mostu, a ja przez sekundę wstrzymałam się z odpowiedzią i to była dla niego informacja. Rzuciła laptopem o podłogę.- Zabiję gnoja!
- Krzysiek, uspokój się!- do akcji wkroczyła ciocia.- Co ty wyrabiasz? Kaja zachowała się karygodnie, ale ty nie zachowujesz się lepiej!
- Nie zachowuje się gorzej, a to znaczy, że zachowuję się lepiej! Zaraz tam pojadę i pokaże temu gnojkowi, gdzie jego miejsce!
- NIE!!- wrzasnęłam tak głośno, że wszyscy ucichli.- Proszę, on o niczym nie wiedział! Przysięgam, to był tylko mój pomysł. Ja niczego nie planowałam! Proszę, zostaw go- dodałam już ciszej. 
- Jeszcze nikt nigdy mnie tak nie zawiódł jak ty- powiedział cicho, a mi na te słowa serce pękło. On robił dla mnie wszystko, a ja my co chwilę tak odpłacałam.   


---------------------------------------------------------------------------------
Po raz kolejny przepraszam za poślizg czasowy, ale naprawdę nie wyrabiam.
Kaja nabroiła i Krzysiek się dowiedział więc będzie musiała się zmierzyć z jego gniewem xd Jeszcze PRAWDOPODOBNIE rozdział czy dwa i epilog.
Pozdrawiam i do soboty ;* 

niedziela, 2 listopada 2014

Rozdział 30

Rozdział 30


        Minęły niecałe trzy tygodnie.. Zaczynałam dochodzić do siebie. Nikt nie dowiedział się o porwaniu. Było mi to na rękę. Nie chciałam wokół siebie żadnego zamieszania. Co prawda miałam problemy z samodzielnym wychodzeniem z domu lub wracaniem ze szkoły, dlatego zawsze dbałam o towarzystwo.
     Najgorsza i tak była tęsknota za Kubą. Nie zdawałam sobie sprawy, że będzie mi aż tak ciężko. Codziennie rozmawialiśmy przez telefon, ale to nie to samo. Nic nie mogło zastąpić mi jego pocałunków, poczucia bezpieczeństwa, kiedy się w niego wtulałam, czy samej przyjemności przebywania w jego towarzystwie. Dlatego tak bardzo cieszyłam się na 18 października, kiedy Jastrzębski Węgiel miał się zmierzyć z Asseco Resovią. Nie udało mi się być jeszcze na żadnym meczu w Rzeszowie. 
    Nadszedł piątek. Dzień dłużył mi się niemiłosiernie. Ledwie byłam w stanie odmówić Magdzie, żeby nie zerwać się z lekcji. Najchętniej bym tak postąpiła, ale jak sobie pomyślałam jaką wujek by zrobił wojnę, to doszłam do wniosku, że wolę przecierpieć te osiem godzin. Najgorsze jak dla mnie i tak były dwie lekcje wf-u. Wszystko bym oddała za zwolnienie, ale myślicie, że wujek by mi je napisał? Skądże. Raz go poprosiłam to w odpowiedzi otrzymałam wykład jaki sport jest ważny, zdrowy, potrzebny i bla bla bla.
  Na dodatek dzisiaj do szkoły miał przyjść nowy nauczyciel wf-u. Miałam nadzieję, że jakimś wielkim, niewytłumaczalnym cudem, nie będzie kładł nacisku na siatkówkę. Jedno jest pewne nie potrafię w nią grać. W sumie w nic chyba nie potrafię, ale każdy pragnie trochę urozmaicenia.
- Dzień dobry. Nazywam się Wiktor Gubała i będę waszym nauczycielem. Na początek rozgrzewka. Proszę biegł dookoła sali- zarządził na wstępie. Przez 20 minut trwała rozgrzewka, potem o dziwo prowadził ćwiczenia z koszykówki, trenowaliśmy dwutakt, zatrzymanie na jedno tempo i tego typu rzeczy.
- No dobrze, wystarczy. Zobaczymy czego się nauczyliście. Podzielcie się na 2 drużyny i gramy.
- W koszykówkę?- zdziwiła się jedna z dziewczyn.
- A w co? Wiem, że zawsze graliście w siatkę, ale nie mam żadnego polecenia z góry trenować z wami tę dyscyplinę- oznajmił. Uwielbiam tego gościa! No po prostu go kocham!
  Nie miałam jakiś wielkich oczekiwań co do swojej gry, ale kiedy trafiłam kilka razy z rzędu do kosza, nie dając szansy na punkty przeciwnikowi to stwierdziłam, że nie jestem taka zła. Ta gra zaczynała coraz bardziej mi się podobać. W głowie zaczęła tlić się jedna myśl- muszę wygrać- muszę trafić. I za każdym razem mi się to udawało. Nie liczyło się ile przeciwniczek mam do pokonania, zawsze znalazłam sposób, by oddać celny rzut. Byłam wykończona, ale wreszcie zadowolona. W końcu rozległ się gwizdek.
- Dobra dziewczyny, koniec meczu. Wygrała ta drużyna 38;6- powiedział wskazując dla nas.- A ty- zaczął patrząc na mnie- podasz mi swoje nazwisko. Dostajesz 6 z aktywności. Byłaś naprawdę fantastyczna!
   O raju! Pierwszy raz w życiu dostałam 6 a wf-u! Od razu poprawił mi się humor i ze szkoły wracałam cała w skowronkach. Kiedy weszłam do domu było już po 16. Z tej całej euforii trzasnęłam dosyć mocno drzwiami i poszłam do kuchni, gdzie siedział libero.
- Cześć!
- No, cześć co się stało? Coś w szkole?- spytał wujek, a ja tylko czekałam na to pytania i szybko usiadłam na krześle na przeciwko niego.
- Graliśmywkosza! Grałamtakfantastycznie! ByłamjakJordan! PanWiktormówiłżebyłamfantastyczna! Dostałam6zwf-u!- zaczęłam mówić bardzo szybko.
- Dziecko! Dziecko, powoli- zaśmiał się mój opiekun.- Nic nie zrozumiałem z tego bełkotu. Weź głęboki oddech i od początku.
- No więc, graliśmy na wf-ie w kosza i pan Wiktor powiedział, że byłam fantastyczna, wygraliśmy 38;6. Byłam jak Jordan! Boże, nikt mnie nie mógł zatrzymać! Czuję się jakbym góry mogła przenosić. I dostałam 6!- zakończyłam swój wywód z bananem na twarzy.
- Wow! Owocny dzień, a tak to co poza tym. 
- No dostałam 5 z matmy za kartkówkę- oznajmiłam obojętnym tonem.
- I czemu nic nie mówisz!?- teraz wujek wpadł w euforię.
- Bo co tam 5 z matmy. Pierwszy raz w życiu dostałam 6 z wf-u.
Libero się zaśmiał. Ej, ale nie każdy umie grać we wszystko jak ona kiedyś i dostawać z tego świetne stopnie. Dla mnie to naprawdę było coś.
     
   W sobotę na halę pojechałam razem z wujkiem, żeby być jak najwcześniej. Wprost nie mogłam się doczekać. Krążyłam bez celu po korytarzach dla zbicia czasu.
- Kaja?- usłyszałam za sobą i natychmiast się odwróciłam.
- Mateusz? A co ty tu robisz?
- Wujek ci nie wspominał? Jestem ich nowym lekarzem.
- Miło cię widzieć- przyznałam szczerze.
- Ciebie również- podszedł do mnie i przytulił mnie. Po chwili oderwałam się od niego.- Ja muszę już iść, pogadamy innym razem- pożegnał się i posłał mi swój firmowy uśmiech. Nie mam pojęcia czemu, ale zarumieniłam się. Dlaczego on mnie tak peszył? Mam Kubę i koniec, żadnych lekarzy! Wyszłam przed budynek i usiadłam na murku, cierpliwie czekając na przyjazd autokaru. W końcu się doczekałam. Wśród sylwetek siatkarzy Jastrzębskiego Węgla wypatrywałam postury mojego chłopaka. Kiedy go dostrzegłam w pierwszym odruchu miałam ochotę się na niego rzucić, ale zawodnicy mnie onieśmielali i liczyłam, że Popiwczak sam mnie zauważy. No i się nie przeliczyłam. Jak tylko wyszedł z autokaru rozglądał się na wszystkie strony i gdy nasze oczy się spotkały, twarz rozjaśnił mu szeroki uśmiech. W momencie znalazł się obok mnie i gwałtownie wpił się w moje usta, obdarowując namiętnym, gorącym pocałunkiem. Oderwał się ode mnie, gdy obojgu brakło tchu.
- Nareszcie tu jesteś- powiedziałam i wtuliłam się w niego najmocniej jak tylko mogłam, na co się lekko zaśmiał.
- Mam nadzieję, że dzisiaj mi kibicujesz.
- No nie wiem, nie wiem- droczyłam się z nim.
- Ej!- zaprotestował.
- No dobra, ale nie mów nic nikomu bo wyjdę na zdrajczynię rodu- wyszeptałam mu na ucho i dałam buziaka w policzek.
    Niestety mecz nie poszedł po myśli siatkarzy z Jastrzębia. Przegrali 2;3. Czułam się wewnętrznie rozdarta. Bo z jednej strony drużyna wujka wygrała, ale przecież mój chłopak przegrał. Dlaczego w siatkówce nie ma remisów? Mi przynajmniej byłoby łatwiej.
   Oczywiście po meczu było sporo moich łez. Kolejne pożegnanie na nie wiadomo jak długi czas. Na dodatek mieliśmy tylko z kilkanaście minut dla siebie. Tęsknota po raz kolejny rozrywała mi serce.

Miesiąc później....

  Szukałam jakiegokolwiek sposobu, żeby zobaczyć się z Kubą. Chciałam pojechać na mecz do Bełchatowa, do Kędzierzyna-Koźla, ale wujek Krzysiek szybko pozbawił mnie złudzeń, mówiąc, że mnie nigdzie nie puści. Chciałam nawet, żeby to Popiwczak przyjechał do nas na weekend, ale to spotkało się z jeszcze większym sprzeciwem u libero, wywołując u mnie standardowy, młodzieńczy 'foch'. Wiedziałam, że muszę znaleźć inny sposób. I wkrótce go znalazłam.
   Siedziałam z Magdą na lekcji wychowawczej i nauczycielka powiadomiła nas o zbliżającej się wycieczce klasowej w góry na weekend oraz o możliwości wyjechania do Hiszpanii do jakiejś szkoły z internatem. Wtedy mnie olśniło. Wiedziałam, że to moja szansa. Postanowiłam nie jechać z klasą i udać się do Jastrzębia. Oczywiście nikt nie mógł o tym wiedzieć oprócz Magdy, która w razie czego miała mnie kryć. W szkole wykręciłam się z tego wyjazdu, a w domu namówiłam wujka, żebym mogła sama sobie za tę wycieczkę zapłacić. Nie chciałam od niego wyłudzać pieniędzy. Czułam strach, ale też lekkie podniecenie, że robię coś zakazanego i w końcu zobaczę swojego chłopaka. On też o niczym nie wiedział, ale udało mi się od niego wyciągnąć, że będzie w tym czasie u siebie w domu.
  Piątek. Czułam się okropnie, że okłamuje rodzinę. Wujkowi nie potrafiłam spojrzeć w oczy. Ale moja tęsknota za Kubą w konfrontacji z poczuciem winy i wyrzutami sumienia, wygrywała. Libero chciał mnie odwieźć i nie mogłam go przekonać, żeby tego nie robił. Zawiózł mnie prosto pod szkołę i pomógł wyjąc plecak górski z bagażnika.
- No to uważaj tam na siebie- powiedział, tuląc mnie do siebie. Zacisnęłam usta, aby czasem nie powiedzieć, czegoś czego potem bym żałowała.
- Będę, dziękuje- byłam w stanie jedynie wykrztusić.
  Kiedy widziałam tę ufność i bezwarunkową miłość w jego oczach, aż chciałam pobiec za jego samochodem i przyznać się do wszystkiego. Gdy auto siatkarza resovii zniknęło mi z oczu wiedziałam, że nie ma odwrotu. Pojechałam na dworzec i wsiadłam do pociągu, który jechał do Katowic a stamtąd przesiadka już pociągiem do Jastrzębia-Zdroju. Podróż zajęła mi kilkanaście godzin więc na miejscu byłam dopiero późnym popołudniem. Znałam adres Popiwczaka, ale nie znałam miasta więc byłam skazana na taksówkę. Siatkarz jeszcze w przypływie emocji odesłał by mnie do domu.
   Nie napisze ile dałam za taryfę, ale powiem tylko tyle, że to niesamowite zdzierstwo. Cieszyłam się, że udało mi się dotrzeć na miejsce. Z wielkim wahaniem zapukałam do drzwi Kuby. Przypomniałam sobie jak wmawiał mi, że najważniejsze jest nastawienie więc uśmiechnęłam się najszerzej jak tylko potrafiłam.
- Kaja?!- był w szoku.- Co ty tu robisz?!
- Może byś wpuścił swoją dziewczynę do domu- przewróciłam oczami.
- Co tu robisz?- spytał ponownie, kiedy byłam już w środku.
- Nie cieszysz się?
- Nie o to chodzi. Ale wujek ci pozwolił? On w ogóle wie, że tu jesteś?
- Noooo, nie do końca wie, że tu jestem. Tak jakby.... On.... Trochę myśli, że jestem na wycieczce szkolnej w górach- wydusiłam z siebie, a młody libero złapał się za głowę.
- Trochę myśli?- powtórzył za mną.- Przecież on nas zabije!
- Myślałam, że się ucieszysz, a ty zamiast chociaż się przywitać to robisz mi sceny i trzęsiesz portkami ze strachu. Bądź facetem!
- Masz rację, przepraszam- przyznał.- No chodź tu do mnie- powiedział, wyciągając do mnie swoje ramiona, a ja natychmiast się w niego wtuliłam.
- Powiedz, że masz coś do zjedzenia i to coś niezdrowego, mocno kalorycznego.....
- Zamówiłem pizze jeśli ci to odpowiada.
- O, jak dobrze! Umieram z głodu i już nie pamiętam jak smakują niezdrowe rzeczy.  Ciocia gotuje zdrowo i w ogóle. Nie, że niesmacznie, ale czasem człowiek musi coś takiego kalorycznego zjeść nie?
    Po godzinie siedziałam na kanapie najedzona i otulona najwspanialszym ramieniem na świecie. Już prawie zapomniałam o swoim poczuciu winy, aż do czasu, gdy wujek postanowił zadzwonić.
- Słucham?
- No i jak tam?- usłyszałam w słuchawce, roześmianego rzeszowskiego libero.
- Wszystko gra- odpowiedziałam ze ściśniętym gardłem.
- Zmęczona?
- Troszkę.
- Kiedyś musimy się wszyscy wybrać w jakieś góry, może pojedziemy do Zakopanego? Kto wie.
- Tak, byłoby fajnie.
- Na pewno wszystko ok? Masz jakiś dziwny głos....
- Po prostu jestem zmęczona, wszystko jest w jak najlepszym porządku.
- No to fajnie. Trzymaj się tam i baw się dobrze.
- No, cześć- pożegnałam się i rozłączyłam.
- Będę się smażyć w piekle- powiedziałam, siadając obok Kuby.
- Teraz już nic nie zrobisz więc nie myśl o tym- pocałował mnie w skroń.
- Nawet sobie nie wyobrażasz jak mi ciebie brakuje. W Spale wszystko było prostsze- przyznałam.
- Damy sobie jakoś radę. Teraz jesteśmy razem i cieszmy się z tego.
  Odwróciłam się w jego stronę i pocałowałam go w usta. Momentalnie odwzajemnił pocałunek. Usiadłam mu okrakiem na kolanach, wplatając rękę w jego włosy. On rękoma błądził po moich plecach. Niewinny całus przerodził się w głęboki i namiętny pocałunek, który z każdą chwilą przybierał na sile. Zaczęło robić się gorąco......


--------------------------------------------------
Po pierwsze przepraszam za opóźnienie, ale w piątek i w sobotę nie było mnie cały dzień w domu, a dzisiaj wróciłam dopiero przed 12 do domu.

Zaczęło robić się gorąco...... i czy oni coś ten czy nie dowiecie się za tydzień ;] xd
Kaja mocno narozrabiała xd Jeszcze kilka rozdziałów i epilog ;]

Przepraszam za błędy nie mam czasu sprawdzać ;]

Pozdrawiam i do nastepnego ;]

sobota, 25 października 2014

Rozdział 29

Rozdział 29


          Te trzy dni dłużyły mi się w nieskończoność. Czułam się jakby minął co najmniej rok. Rąk i nóg to ja w ogóle nie czułam. Błagam tylko wujka w myślach, żeby mnie stąd uwolnił. Każda minuta była dla mnie prawdziwą katorgą.
   Trzeciego dnia, kiedy leżałam jak zawsze na materacu, skrępowana, przyszli moi porywacze tym razem we dwóch.
- To dzisiaj malutka twój tatulek zapłaci nam pół miliona- oznajmił.- Za te wszystkie lata spędzone w areszcie chociaż tyle nam się należy- zaczęli się śmiać obaj.
  Nie mogłam ich dłużej zdzierżyć. Zacisnęłam powieki, aby uniemożliwić łzom spływanie po policzkach. Dość się już napłakałam. Przynajmniej dzisiaj będzie po wszystkim. Koniec tego horroru.

Z perspektywy Krzyśka:

  To ten dzień. Od kilku dni w ogóle nie spałem. Pieniądze czekały w torbie. Wszystkie oszczędności jakie udało mi się zgromadzić przed prawie 20 lat i kredyt wystarczyło by zebrać pół miliona. Byłbym gotów zapłacić każdą cenę, byleby Kaja wróciła cała i zdrowa.
   Czekałem aż ktoś zadzwoni. Wściekłość mnie rozsadzała od środka, że trwa to tak długo. Ileż można czekać. Siedziałem przy telefonie z głową schowaną w rękach.
- Krzysiu, zjedz coś.
- Nie jestem głodny.
- Od trzech dni nic nie jesz....
- Nie mam ochoty jasne?!- krzyknąłem na małżonkę, która spuściła głowę i wyszła z pokoju. Wiedziałem, że to nie fair wobec niej. Martwiła się tak samo jak ja, ale nie byłem w stanie jeść, spać, mając świadomość, że moja córka gdzieś tam cierpi, że jest przerażona, a ja nie mogłem zrobić nic prócz czekania.
   W końcu telefon zadzwonił. Poderwałem się natychmiast z miejsca.
-  Słucham- zacząłem nerwowo.
- Masz pieniądze?
- Mam, wszystko, mam.
- Świetnie- zaśmiał się.
- Spotkamy się w opuszczonych fabrykach za miastem. Wiesz gdzie to jest?
- Tak, wiem, o której?
- Za godzinę. Będziesz z policją, a dziewczyna zginie.
- Będę sam.
 Nie czekając na nic wziąłem torbę w rękę, kluczyki i pobiegłem do drzwi.
- Krzysiek!- zawołała za mną żona. Zatrzymałem się i posłałem jej pytające spojrzenie. Podeszła i wtuliła się we mnie.
- Proszę wróćcie cali i zdrowi- poprosiła drżącym głosem. Pocałowałem ją w skroń.
- Zrobię wszystko co w mojej mocy.
  Wybiegłem z domu i popędziłem do miejsca wskazanym przez porywaczy. Chciałem, żeby to wszystko już się skończyło. Pragnąłem, żeby Kaja była bezpieczna. W niecałe 20 minut później byłem na miejscu. Wpatrywałem się w opuszczony budynek. Z lekką obawą wszedłem do środka.Oczekiwanie było dla mnie wiecznością. Jednak w końcu przyszli. Zobaczyłem troje mężczyzn, a jeden ciągnął  za sobą Kaję. Boże, jaka ona była blada i przerażona. Jednak jak na zaistniałą sytuację trzymała się dość dobrze.

Wróćmy do Kaji.....

- Czas na nas maleńka- powiedział jeden z nich. Rozciął mi węzły na nogach i siłą postawił na nogi. Nie potrafiłam ustać. Jakbym na nowo musiała uczyć się chodzi. Porywacz zawołał swojego kolegę. Założyli mi na oczy jakąś opaskę i zaciągnęli mnie do samochodu. Jechaliśmy i jechaliśmy, ale w końcu dotarliśmy na miejsce.  Wytargali mnie z samochodu i ściągnęli materiał z oczu. Syknęłam z bólu. Stanowczo za jasno. Zauważyłam, że napastnicy mają kominiarki na głowach.Weszliśmy do budynku. Była to jakaś opuszczona fabryka. Moje serce podskoczyło z radości, kiedy zobaczyłam wujka Krzyśka. Wyglądał jak siedem nieszczęść.
- Kaja.... Nic ci nie jest?- spytał. Pokręciłam przecząco głową.
- Masz pieniądze?!- warknął jeden z bandytów.
- Mam- powiedział wujek i uniósł wyżej rękę, w której trzymał czarną torbę.
- Świetnie- ucieszył się mężczyzna.- Rozetnijcie jej linę na rękach i ściągnijcie taśmę z ust- rzucił do swoich kolegów. Natychmiast to uczynili. Rozmasowałam lekko nadgarstki, na których widniały "krwawe bransoletki". - Połóż torbę i odejdź kilka kroków w tył- instruował wujka porywacz, a on natychmiast to uczynił. Mężczyzna podszedł do pakunku z pieniędzmi, wziął go i wrócił na swoje miejsce.- Puść ją- rzucił krótko do swojego partnera. Już miałam iść do wujka, kiedy niedaleko nas usłyszeliśmy policyjne syreny.
- Miałeś nikogo nie zawiadamiać!
- Nie mam z tym nic wspólnego! Zostaw ją!- rzucił błagalnie wujek, ale nikt już nie chciał go słuchać. Zaczęli ciągnąć mnie do tyłu.
- Wujek! Pomóż mi!- krzyczałam.
- Kaja! Zostaw ją!- zaczął biec w naszym kierunku. Rzucił się na napastników i powalił ich na ziemię własnym ciałem.- Kaja! Uciekaj!- krzyknął do mnie. Byłam rozdarta, ale w końcu go posłuchałam rzuciłam się do ucieczki. Jednak jeden z porywczy szybko się podniósł i zaczął mnie gonić. Chciałam zbiec po schodach, ale zagrodził mi drogę. Spojrzałam za siebie. Było tam tylko okno. Czy przeżyłabym upadek z pierwszego piętra? Nie zastanawiałam się nad tym. Pobiegłam przez całą długość korytarza i rzuciłam się na szybę. Czułam ogromny ból, kiedy przebiłam się na drugą stronę. Czułam kawałki szkła we własnym ciele. A potem bolesny upadek. Zakręciło mi się w głowie. Nie wiem ile tak leżałam, ale ledwo docierało do mnie to co się dzieje wokół mnie. Byłam w stanie otępienia. Słyszałam odgłosy strzelaniny. Uniosłam lekko głowę i zobaczyłam podjeżdżającą furgonetkę. No tak.... Można było się domyśleć. Mieli plan awaryjny. Było ich więcej niż trzech. Ponownie targali moje ciało do pojazdu. Nie mogłam stawiać wielkiego oporu. Bez prawie żadnych problemów wsadzili mnie do auta i odjechaliśmy. Słyszałam syreny policyjne. Musiałam coś zrobić. Teraz byłoby gorzej. Leżałam praktycznie bez żadnego dozoru. Nie widzieli zagrożenia z mojej strony. Ich błąd. Wzięłam głęboki oddech i postanowiłam wykorzystać wszystkie siły, które mi pozostały. Najszybciej jak tylko możliwe podniosłam się i rzuciłam do przodu łapiąc za kierownice i zmuszając auto do gwałtownego skrętu w lewo. Samochód zakoziołkował i zatrzymał się na drzewie. Czterech napastników było nieprzytomnych. Tylko ich przywódca zachował świadomość.
- Taka mała, a taka uparta- rzucił z uśmiechem. Nie chciałam zginąć. Musiałam się stamtąd wydostać. Usłyszałam czyjeś kroki.
- Pomocy!- krzyknęłam na tyle na ile było mnie stać.
- Spokojnie, już cię wyciągamy- zobaczyłam policjantkę. Tak jak obiecała bardzo ostrożnie pomogli wydostać mi się na zewnątrz. Położyli moje ciało na ziemi i kazali się nie ruszać.
- Zaraz będzie pogotowie. Już jesteś bezpieczna
  Karetka zjawiła się po niedługim czasie i zabrała mnie do szpitala. Opatrzyli mi tam rany. Robili wszelkie badania. Byłam trochę oszołomiona. Nie do końca wiedziałam co się koło mnie dzieje.
- Miałaś wiele szczęścia. Żadnych złamań, skręceń tylko rany powierzchowne. Wszystko z tobą w porządku, nie widzę przeciw skazań, żebyś wyszła już do domu- uśmiechnął się do mnie.- Jeszcze tylko policjanci chcą żebyś złożyła zeznania.
- Dobrze chcę mieć już to z głowy.
  Przez następną godzinę albo dwie byłam przesłuchiwana i musiałam opowiadać minuta po minucie co się działo prze ostatnie kilka dni i o wszystkich głuchych telefonach, o tym jak mnie napadnięto i o kradzieży zdjęcia.
- To już wszystko. Możesz iść do rodziny.
- Mam pytanie, czy wujek wiedział o waszej akcji ratunkowej?
- Twój wujek zawiadomił nas o porwaniu, ale potem przestał współpracować. Założyliśmy w jego telefonie podsłuch i śledziliśmy go. Zachowywał się bardzo podejrzanie, szczególnie kiedy gonił do banku co chwile. Wiedzieliśmy, że chce zapłacić okup, ale on nie wiedział, że trzymamy rękę na pulsie. Na szczęście wszystko skończyło się dobrze. Oni trafią za kratki. Nie dostali ani ciebie ani pieniędzy.
  W odpowiedzi pokiwałam tylko głową. Wstałam ze szpitalnego łóżka, na którym do tej pory siedziałam i wyszłam na korytarz. Nie zdążyłam nawet zamknąć drzwi, a już byłam miażdżona w stalowym uścisku Kuby.
- Jak ja się o ciebie bałem....Nic ci nie jest?
Pokręciłam przecząco głową i wtuliłam się w niego. Kiedy leżałam związana w tamtym ciemnym pokoju, zastanawiałam się, czy kiedykolwiek go jeszcze zobaczę. Oderwałam się od niego i zobaczyłam za nim wujka, który przypatrywał się mi z troską. Nie zastanawiając się na tym podbiegłam do niego i przytuliłam z całej siły, wybuchając płaczem.
- Już dobrze, już jesteś bezpieczna.
- Tak się bałam.... Tak strasznie....
- Dlaczego mi nic wcześniej nie powiedziałaś?
- Bo byłam na ciebie zła. Wiem, że to dziecinne i przepraszam.
- Nie masz za co- pocałował mnie w czoło.
- Wiedziałam, że mnie uratujesz. Tata wie?
- Wie, ale nie wypuścili go z ośrodka. Już wie, że wszystko z tobą w porządku.
- Może Kuba zostać na noc?- wlepiłam w niego błagalne spojrzenie, dobrze, ale pokój będzie mieć na dole.
Pokiwałam na zgodę głową.
- Chodźmy już do domu- poprosiłam.
- Czeka nas poważna rozmowa- oznajmił, a ja już nic na to nie odpowiedziałam.
    Zgodnie z moją prośbą wróciliśmy do domu. Tam zostałam wyściskana i wycałowana przez ciocie. Dzieciaki nie były świadome co się ze mną działo i dobrze. Musiałam wieczorem opowiedzieć cioci i wujkowi co się ze mną działo.
- Dlaczego nic wcześniej nie powiedziałaś, że dzieję się coś złego?- spytał wujek po raz kolejny dzisiaj. W jego głosie słyszałam lekką pretensję.
- Byłam zła na ciebie i nie myślałam, że coś takiego się przydarzy.
- A ty też powinieneś myśleć i mi powiedzieć- rzucił wujek wrogo do Popiwczaka. Ciocia szybko uspokoiła swojego męża. Zjedliśmy kolację i poszłam z Kubą do mojego pokoju.
- Nie powinien się na ciebie złościć- rzuciłam trochę zdenerwowana.- To moja wina, a nie twoja.
- Ma tym razem świętą rację..... Ale będę miał przekichane. Teraz to już mnie nienawidzi.
- Może nie będzie tak źle- zaśmiałam się lekko.
- Boże, jak ja się o ciebie bałem- wydusił z siebie i popatrzył na mnie z troską. Podszedł do mnie i popatrzył głęboko w oczy. Nasze usta złączyły się w pierwszym, wydawało mi się, że od wieków pocałunku. Delektowałam się każdym najmniejszym muśnięciem jego ust. Wszystko zaczęło się układać......

---------------------------------------------------------------------
Kaja uratowana xd Przeskok będzie za jakiś czas bo mam jeszcze kilka pomysłów xd W każdym bądź razie przepraszam, że jestem mniej aktywna na Waszych blogach ale po prostu nie wyrabiam. Mam za dużo na głowie. Za niedługo kolejne wielkie BUM xd może nie tak wielkie jak to, ale mam nadzieję, że choć trochę zaskoczę xd
Jutro mecz Bbts Bielsko-Biała vs Effektor Kielce. Z kim widzę się na hali? Ktoś, coś? xd
Pozdrawiam i do zabaczenia :)