wtorek, 29 lipca 2014

Rozdział 10

                                                       Rozdział 10


Z perspektywy Kuby:

     Wymknąłem się z pokoju ostrożnie tak, żeby nikt tego nie zauważył. Dobrze, że Maciek wcześnie wstawał. Przynajmniej nie miałem problemu z dostaniem się do pokoju.
- To w takim razie gdzie ty spałeś?- spytał podejrzliwie.
- Na korytarzu- odparłem bez wahania. Nie chciałem przysporzyć Kaji problemów.
     Uśmiechnąłem się na wspomnienie ubiegłej nocy. Na początku się zdziwiłem, kiedy poczułem jak się we mnie wtula. Jednak po chwili uczucie ciepła rozlało się po całym moim ciele. Wyglądała tak słodko i niewinnie. Zrzucała tą maskę wrogości, którą zakładała w dzień. Cieszyłem się, że zaczyna być sobą.
     Była jedna rzecz, która mnie martwiła. Nie wierzyłem w jej tłumaczenia, że lubi ubierać bluzy, a kiedy jest ciepło przypadkiem nakłada bransoletki na ręce? Wątpię. Dlatego, kierując się własnym przeczuciem, zaświeciłem lampkę, znajdującą się na szafce. Podniosłem jej dłoń tak, aby było widać nadgarstek. Zdobiły go blizny. Blizny niewątpliwie pochodzące od żyletki. Tłumiąc westchnienie, zamknąłem oczy. Miałem rację. Tylko, dlaczego ona mi nie ufa? I co ważniejsze, dlaczego się krzywdziła? Tego nie potrafiłem zrozumieć.
       W pierwszej chwili miałem zamiar zapytać ją wprost rano, ale potem stwierdziłem, że kiedyś sama się przede mną otworzy. Zaufania nie da się zbudować na przestrzeni kilku tygodni, a tyle się dopiero znamy. Może bała się mojej reakcji?
      Na wspomnienie tego odkrycia, pokręciłem głową, otrząsając się z tych myśli. Jedyne co mnie pocieszało to to, że te rany nie wyglądały na świeże. Nie jestem ekspertem, ale sądzę, że pochodziły sprzed miesiąca, może dwóch.
      Potem nie miałem czasu dalej się nad tym zastanawiać. Przyszedł czas na trening, czyli musiałem dać z siebie wszystko. Dzisiaj czekał nas basen. Starałem się słuchać co ma trener do przekazania, ale w głowie cały czas miałem blondynkę o ślicznych niebieskich oczach. Bez celu rozglądałem się po basenie, aż nagle wzrok zatrzymałem właśnie na Niej, w momencie, gdy z wielkim pluskiem wpadła do wody. Wiedziałem, że nie potrafi pływać.
      To był impuls. Gdy biegłem przez basen, by potem wskoczyć do wody, w głowie miałem jedną myśl- żeby tylko Ją uratować bo bez Niej nic nigdy już nie będzie takie samo. Płynąłem jak najszybciej potrafiłem. Zobaczyłem jak Jej ciało dryfuje, jak już nie walczy. Zdecydowanie bardzo zły znak. Chwyciłem ją, by jak najszybciej wydostać ją na powierzchnię.
- Daj mi ją!- krzyknął w moim kierunku Rafał, wyciągając ręce. Wtedy nie liczyło się to jak bardzo go nienawidzę. Nie wtedy, gdy w grę wchodziło jej życie. Kiedy Kaja była już na stałym gruncie, ostrożnie ułożył ją na kafelkach. Wyskoczyłem z wody i uklęknąłem przy niej. Fizjoterapeuta badał jej oddech.
- Nie oddycha- oznajmił i rozpoczął jej reanimację. Trzeba mu było przyznać, że potrafi zachować zimną krew. Ująłem delikatnie jej dłoń i ucałowałem. Obok nas zjawili się już chyba wszyscy obecni na basenie.
- Kaja, no dalej, obudź się- prosiłem.
Nie wiem ile to trwało, ale dla mnie to była cała wieczność. Jednak reanimacja w końcu przyniosła efekt. Kaja odwróciła się na brzuch i zaczęła wypluwać wodę.

Wróćmy do Kaji:

      Odwróciłam się na brzuch, żeby nie zakrztusić się wodą. Kaszlałam potwornie, ale na szczęście woda opuszczała mój organizm. Obok mnie znajdował się przestraszony Rafał, a z drugiej strony jeszcze bardziej przerażony Kuba. Wokół naszej trójki była pokaźna grupka ludzi. Chyba cała reprezentacja, sztab szkoleniowy, kadra B.
- Kaja, nic ci nie jest? Tak się bałem.- Kuba przygarnął mnie do siebie. W jego głosie wyczuwałam ulgę.
- Co to jest?- spytał Rafał, chwytając mnie za ręce. Palcami zaczął jeździć po moich bliznach. W tłumie rozległy się szepty. Spojrzałam im wszystkim w oczy. Jedni patrzyli na mnie ze strachem, inny z litością i współczuciem, a jeszcze inni z odrazą. U wszystkich dostrzegłam zdziwienie Stało się to, czego tak bardzo się obawiałam. Najgorsze było to, że obok znajdował się Kuba, któremu kłamałam. Czułam się taka winna. Spojrzałam w jego oczy i zobaczyłam tylko głęboki smutek, ale zero oznak zaskoczenia.
- Przepraszam! Przepuście mnie!- w oddali słyszałam wujka Krzyśka, który przedzierał się przez zgromadzony tłum. Jednak ja byłam dalej zatopiona w Jego spojrzeniu. Chciałam mu to wszystko jakoś wyjaśnić. Ocknęłam się dopiero, kiedy wujek zamknął mnie w stalowym uścisku.
- Boże, nic ci się nie stało?- spytał, przestraszony.
Nagle poczułam jak coś rozsadza mi czaszkę. Syknęłam z bólu i złapałam się za głowę. To było niemal nie do zniesienia.
- Głowa mnie strasznie boli.
- Uderzyłaś się w nią?
- Nie, chyba nie. Nie pamiętam.
- Chodź, idziemy do doktora.
Z pomocą libero podniosłam się z ziemi, ale natychmiast zakręciło mi się w głowie. Na dodatek miałam mroczki przed oczami. Jeszcze ten potworny ból.... Gdyby nie wujek, zaliczyłabym kolejny kontakt z glebą. Siatkarz wziął mnie na ręce i ostrożnie ruszył ku wyjściu, kierując się do gabinetu mojego pracodawcy. Jednak on stwierdził, że to normalna reakcja organizmu. Dał mi tabletki przeciwbólowe. Kazał się położyć i odpoczywać. Gdy wychodziliśmy pod drzwiami czekali Rafał i Kuba.
- Chciałbym wam obojgu podziękować- zaczął wujek i uścisnął każdemu dłoń.- Jestem wam ogromnie wdzięczny.
- Tak, ja też dziękuje za ratunek. Gdyby nie wy, nie mam pojęcia co by było- przyznałam. Unikałam Jego wzroku. Bałam się tego co w nim zobaczę. Potępienie? Pogardę? A może odrazę? Wiedziałam, że będzie chciał ze mną o tym porozmawiać. On nigdy nie odpuszczał.
     Libero odprowadził mnie do pokoju. Ból trochę ustąpił, ale wciąż czułam się słaba.
- Nadal twierdzisz, że Kuba to tylko przyjaciel?- spytał.
- Wujek- jęknęłam znudzona.- To tylko przyjaciel.
- A Rafał?
- A Rafał mnie nie interesuje. Już ci to mówiłam.
- Ale to nie jest zły chłopak i....
- Koniec tematu- ucięłam rozmowę.- Rafał to nie mój typ, a Kuba to przyjaciel i o nic więcej nie pytaj bo mi namieszasz w głowie.
- Okej, okej. Tylko się nie denerwuj!- uniósł ręce w obronnym geście.- Ale, jakby się coś zmieniło.
- To dam ci znać- uśmiechnęłam się, mając cichą nadzieję, że sobie pójdzie. I tak się stało.
        Resztę dnia spędziłam w czterech ścianach. Leżałam na łóżku, bezczynnie wpatrując się w sufit, ewentualnie chodziłam po pokoju lub siadałam na parapecie ze słuchawkami w uszach, podziwiając widok za oknem. Myślałam nad tym co powiem. Jak wytłumaczę swoje zachowanie. Nie powiem mu przecież, że to dlatego, iż jest z porządnej rodziny i bałam się, że nie będzie chciał mnie znać. Nie zaakceptował by tego. Nie miałam pojęcia również, jak się wymigam od pytania "Dlaczego?". Z pewnością będzie chciał je zadać, a ja nie byłam gotowa podzielić się okrutną prawdą. Co jeśli się ode mnie odwróci? Jeśli nie będzie chciał mnie znać? Ta perspektywa przerażała mnie najbardziej. Za mocno się do niego przywiązałam, by z niego zrezygnować.
        Moje rozmyślania przerwało ciche pukanie do drzwi. Stanęłam przed nimi i drżącą ręką przekręciłam klucz w zamku. Z wielkim wahaniem nacisnęłam klamkę i otworzyłam drzwi. Widok Kuby opartego o futrynę wcale mnie nie zdziwił. Odważyłam się spojrzeć w te piękne, ale w tym momencie pełne smutku tęczówki. Bez słowa otworzyłam szerzej drzwi i weszłam w głąb pokoju, słusznie spodziewając się, że mój gość podąży za mną. Zamknął za sobą drzwi. Wyczuwałam jego wzrok, który wlepiał w moją osobę. Powoli i nieśmiało odwróciłam się, stając z nim twarzą w twarz.
- Dlaczego?- spytał po prostu, a ja zacisnęłam mocno oczy.- Dlaczego to zrobiłaś?
Spodziewałam się innego pytania. Usiadłam na łóżku, chowając twarz w swoje dłonie.
- O, nie!- zaprotestował.- Nie uciekniesz od odpowiedzi! Już pomijam sam fakt, że kiedy pytałem o to, skłamałaś. I to po tym, gdy powiedziałem ci prawdę o sobie! Nigdy jeszcze nikomu się nie zwierzałem! Tobie zaufałem i sądziłem.... Że jestem wart twojego zaufania!
- To nie jest takie proste. Nic nie rozumiesz.
- To mi wytłumacz!- krzyknął.- Dlaczego mi nie powiedziałaś?- spytał już łagodnym głosem, kucając przede mną.
- Bałam się- przyznałam.- Bałam się, że nie zrozumiesz, że nie będziesz chciał mnie znać, że mnie znienawidzisz!- wykrzyknęłam.- Po prostu się bałam- powiedziałam szeptem.
- Nie mógł bym się od ciebie odwrócić, ani cię znienawidzić. Nie potrafiłbym- przyznał, pokręcając głową.
Westchnął.- Po prostu uwierz we mnie. Uwierz, że mi zależy. Nie kłam już więcej- poprosił.
Miałam tak wielkie wyrzuty sumienia. Kuba był dla mnie za dobry, za cierpliwy....
- Dlaczego to sobie zrobiłaś?
- Nie chcę cię okłamywać, dlatego nic nie powiem. Potrzebuje trochę więcej czasu.
Pokiwał głową na znak, że rozumie. Wtuliłam się w niego, wdychając zapach jego perfum. Nie chciałam opuszczać ramion, które sprawiały, że czułam się tak bezpiecznie.

      Następnego dnia stałam jak idiotka przed drzwiami swojego pokoju. Ponownie przeżywałam rozterki. Te cztery ściany to był mój azyl. Tutaj nikt mnie nie osądzał. Wzięłam głęboki oddech i uniosłam głowę. Musiałam być silna. Czas się zmierzyć z tym co mnie czeka. Nie chciałam odkładać tego w nieskończoność na później. Wolałam mieć to za sobą. Z tą myślą, wyszłam z pokoju i zamknęłam go na klucz. Zrobiłam kilka kroków w kierunku windy, ale po chwili przystanęłam i odwróciłam się zerkając na numer 224. Dlaczego mam się z tym mierzyć sama? Nie zastanawiając się długo, podeszłam do drzwi i zdecydowanie zapukałam. Miałam nadzieję, że Kuba wciąż był w pokoju. Już miałam odejść zrezygnowana, ale ujrzałam Maćka.
- Hej, jest Kuba?- spytałam.
- Eeee.... Kuba? Yyyy.... Tak, jest.
W jego spojrzeniu i zachowaniu zobaczyłam to, czego pragnęłam uniknąć. Widać jak bardzo był skrępowany moją obecnością. Westchnęłam zawiedziona. Fajny był z niego kumpel. Trudno się mówi. Życie weryfikuje przyjaciół. W końcu wyszedł Kuba.
- O! Hej, Kajtek!- dostałam buziaka w policzek.- Co tam? Jak tam?- przynajmniej on zachowywał się naturalnie.
- Hej, zastanawiałam się.... Czy mogłabym z tobą iść na śniadanie bo....-przygryzłam wargę ze zdenerwowania.- Bo sam rozumiesz.
- Nie ma sprawy. To chodźmy- powiedział z uśmiechem.
Weszliśmy do windy. Piętro niżej wsiedli Konarski i Piter. Spojrzeli na siebie porozumiewawczo i błądzili wzrokiem po ściankach. No tak..... Tego się spodziewałam. Wiedziałam mniej więcej co mnie czeka. Jednak bolało mnie to, że ludzie nie wiedzą jak się zachować w mojej obecności. Zacisnęłam usta w cienką linię. Kuba uścisnął lekko moją dłoń, aby dodać mi otuchy. Czyli jednak mi się nic nie przewidziało i on to też zauważył. Jeżeli Kłos z Wroną będę się tak samo zachowywać to eksploduję! O wiele bardziej wolę, kiedy plotkują na mój temat dopowiadając lub wymyślając 80% rzeczy!
    Gdy pojawiłam się na stołówce, poczułam ten palący wzrok inny. Wiedziałam, że szepczą za moimi plecami. Kuba objął mnie w pasie i poprowadził na drugi koniec pomieszczenia, byśmy mogli zabrać swoje porcje.
- Nie zwracaj na to uwagi- szepnął mi na ucho.
- Moglibyśmy usiąść gdzieś na uboczu?
- Jasne.
Usiedliśmy przy stoliku w kącie, który częściowo ograniczał widoczność mojej osoby. Popiwczak położył swoją dłoń na mojej, a ja spojrzałam w te piękne tęczówki. Ponownie poczułam TO COŚ. Czymkolwiek było sprawiło, że przez moje ciało przeszedł prąd i nie byłam w stanie oderwać od niego wzroku. Byłam jak zahipnotyzowana. Czar prysł, kiedy siatkarz zabrał swoją rękę.
    Śniadanie minęło już spokojnie. Kuba próbował odwracać, często bardzo skutecznie moją uwagę od tego co się wokół nas działo. Jednak potem musiałam już sama stawić czoło światu. Ruszyłam korytarzem i szłam w kierunku sali treningowej. Problemy problemami, ale praca ważna rzecz.
- Romansik się rozwija- z lewej strony jak z pod ziemi wyrósł Karol.
- Pępowina odcięta już na dobre?- Z prawej strony zmaterializował się Andrzej.
- Ja to wiedziałem, że wy macie się ku sobie- zaczął rozmyślać Karol.
Przystanęłam, a łzy zaczęły napływać mi do oczu.
- Wroncia? Kłosik?
- Co się stało?!- spytali przerażni jednocześnie, widząc moją minę.
- Uwielbiam was- przyznałam i przytuliłam oboje naraz.
Dziękowałam Bogu, że chociaż oni są normalni.... W sensie, że zachowują się tak jak zawsze.
- Kaja!- zawołał za mną wujek.- Musimy pogadać.
Poczekałam, aż do mnie podejdzie.
- Co się stało?
- Nie masz z nami dzisiaj treningu.
- Ale jak to? Mam zrobić porządek w papierach?- zdziwiłam się.- Doktor nic nie wspominał.
- Nie, masz lekcje pływania. Postanowiłam, że nie ma co czekać i od dzisiaj codziennie będziesz brała lekcje. Po treningach, pomiędzy, albo jeśli z Rafałem nie będziecie potrzebni na sali, w trakcie.
- Jakie lekcje?!- pisnęłam przerażona.- I co ma do tego Rafał?!-
- Chcemy uniknąć takiej sytuacji jak ostatnio. A Rafał będzie cię uczył. Z resztą sam się zaoferował. Kuba ma treningi więc wiesz. Z resztą, zmieniłem o nim zdanie. Nasz fizjoterapeuta jest całkiem w porządku. Może powinnaś dać mu szansę? W każdym bądź razie zaraz zaczynacie. Weź rzeczy i idź na basen.
- Lekcje pływania z Rafałem- przeanalizowałam sobie to jeszcze raz.- Super- warknęłam pod nosem bardziej do siebie niż do niego.


-------------------------------------------------
Ups XD Lekcje pływania z Rafałem. Kaja i fizjo w skąpym stroju... sami.... na basenie xd tak wiem jak mogła to zrobić jest okropna i w ogóle, ale powtarzam wam to od samego początku xd
Rozdział dedykowany Kasi ;] dziękuje za wspaniały dzień chodź dla niektórych może wydawać się zwyczajny ;] Kocham cie ryba ;]

 

POJAWIŁA SIĘ ZAKŁADKA INFORMOWANI. PROSZĘ KAŻDEGO, KTO CHCE BYĆ INFORMOWANY O NOWYCH ROZDZIAŁACH BY ZOSTAWIŁ JAKIŚ LINK, NR GG. MAIL COKOLWIEK ;]

niedziela, 27 lipca 2014

Rozdział 9

Rozdział 9


    Dochodziła 23, a ja leżałam na swoim łóżku patrząc się tępo w sufit. Zastanawiałam się, czy Kuba w ogóle przyjdzie tak jak obiecał. Nie żebym jakoś wyczekiwała spotkania z nim. Przecież już od dwóch godzin NIE CZEKAM. Ale obiecał więc przyjdzie.... Prawda? Tak, na pewno przyjdzie. Nie, dosyć! Jutro nie wstanę. Czas iść spać. 
      Położyłam się do łóżka bardzo rozczarowana, chociaż wmawiałam sobie, że to nic wielkiego. Kiedy już zapadałam w głęboki sen, ktoś zaczął lekko pukać w moje drzwi. Natychmiast wyskoczyłam z łóżka i zaświeciwszy wcześniej światło, przyjrzałam się sobie w lustrze, poprawiając włosy. 'Przyszedł! Przyszedł!'- cieszyłam się jak dziecko w duchu. Otworzyłam drzwi i tak ja się spodziewałam zobaczyłam w nich Kubę. 
- Przepraszam, że tak późno, ale Bystrzak w sensie Dawid, miał jakąś sprawę i truł mi głowę, a potem sam nie wiedział po co przyszedł- wytłumaczył, śmiejąc się z kolegi.
- Który Dawid?- co jak co, ale pamięci do imion to ja nie mam.
- Dryja.
- Coś mi świta. To jak idziemy, zostajemy?
- Idziemy.
   Zamknęłam drzwi na klucz i ruszyłam za siatkarzem ciekawa tego co mnie czeka. Wyszliśmy tylnymi drzwiami z ośrodka, kierując się ku ogrodzeniu.
- I że ja niby mam się po tym wspinać?!
- Kajtek, no. I ty tchórzysz? Ty, która nie boi się nikomu wygarnąć?- podpuszczał mnie.
- Daj sobie spokój. Jak ja mam się na to wdrapać?! 
- Mówiłem ci, że będzie dosyć nietypowo.
- I z tego zadania wywiązałeś się akurat w stu procentach. Boże, zaprosić gdzieś dziewczynę i kazać jej się wspinać po płocie jak jakiemuś bandycie.
- Jak chcesz ja pójdę pierwszy- powiedział i bez żadnego wysiłku znalazł się na drugiej stronie.- No, dalej. Masz pełną asekurację. 
Zaczęłam przechodzić na drugą stronę. Kiedy byłam już po drugiej stronie, ale wciąż na górze siatki, zaczęłam się niebezpiecznie chwiać. Nagle straciłam kontrolę nad tym co się dzieje i spadłam prosto na Popiwczaka. Przewróciliśmy się oboje. Przynajmniej miałam jakąś amortyzację. 
- Masz pełną asekurację. Masz pełną asekurację- przedrzeźniałam go jak małe dziecko, no i znowu strzelił focha, z czego tylko się śmiałam. Wtedy to już się kompletnie obraził, ale po chwili humor mu wrócił. Uroczo wyglądał jak próbował się na mnie złościć. Może dlatego tak często wyprowadzałam go z równowagi? Kto wie?
    Szliśmy pół godziny w nieznanym mi kierunku. Nawet nie próbowałam z niego wyciągnąć dokąd zmierzamy, ponieważ wiedziałam, że i tak nie puści pary z ust. W końcu znaleźliśmy się w jakimś parku. Znajdowały się tam latarnie więc ciemność mnie tak bardzo nie przerażała. Szczególnie, że był przy mnie Kuba. 
- No to jesteśmy- oznajmił.- Poczekaj tutaj.
- Ale....
- Za moment wracam- powiedział i tyle go widziałam.
    Czekanie na siatkarza okazało się okropieństwem. Cały czas rozglądałam się, czy aby na pewno jestem bezpieczna.
- No i jestem!-krzyknął uśmiechnięty od ucha do ucha. W prawej ręce trzymał.... Picollo, a w lewej plastikowe kubki. Zatkało mnie. Tego to ja się nie spodziewałam.- No nie patrz tak. Trzeba jakoś to uczcić, a ja nie będę cię rozpijał alkoholem- wyjaśnił.
- Okej, przecież nic nie mówię- zaśmiałam się.
Usiedliśmy na ławce i Kuba rozlał 'szampana' do kubków.
- Zatem... Za Kaje Sławińską, dziewczynę, która podołała ciężkiemu zadaniu i okiełznała szatański przedmiot jakim jest fizyka.
Zaśmiałam się i napiłam truskawkowej cieczy.
- Dziękuje.
- Nie ma sprawy- wzruszył ramionami.- To nic wielkiego.
- Nie, Kuba. Nie tylko za to. Za wszystko co dla mnie robisz. Za to, że mnie wspierasz i jesteś w tedy, kiedy trzeba. Szczególnie jestem ci wdzięczna, że odciągnąłeś mnie od 'rodzinnej sielanki' w niedzielę.
- Nie chciałaś spędzić czasu z rodziną?
- To nie tak, że nie chciałam. Po prostu przypomina mi, że ja nigdy czegoś takiego nie doświadczę. Szczęśliwa rodzina to... To nie moja bajka- wzruszyłam ramionami, jakby to było dla mnie nic wielkiego.
- Przepraszam, nie powinienem pytać- objął mnie ramieniem.
- A co z tobą?- spytałam.
- Nie rozumiem. O co pytasz?
- No bo wiesz....- urwałam, nie wiedząc jak wytłumaczyć mu o co mi chodzi, nie raniąc jego uczuć.- W niedziele wszyscy przyjeżdżają, żeby odwiedzić siatkarzy. Do Maćka przyjechali rodzice, do reszty też ktoś przyjechał.... Tylko ty byłeś sam...- szepnęłam, przełykając głośno ślinę. Zauważyłam, że posmutniał. Zaczęłam żałować, że w ogóle poruszyłam ten temat.
- Moi rodzice mają mnie gdzieś. Interesuje ich tylko ilość zer na swoim koncie, spotkania biznesowe, kariera. Nie ma tam miejsca dla mnie. Nigdy nie akceptowali tego, że chciałem zostać siatkarzem, a nie poszedłem w ich ślady, w kierunku marketingu. Mają mi za złe, że nie chcę przejąć w dalekiej przyszłości firmy ojca. Dlatego zbieram na własne mieszkanie. Jak wygramy turniej, będzie mnie na to stać.
- Przykro mi- szepnęłam i przytuliłam go.- Nie powinnam pytać. Przepraszam...
- Nie szkodzi. Miałaś prawo spytać. Szczerość za szczerość?- spytał.
- To znaczy?
- Chciałbym wiedzieć, dlaczego chodzisz w bluzach. Nigdy nie odkrywasz rąk. Przynajmniej nie całkiem. Jak już założysz bluzkę z krótkim rękawem to nosisz jakieś bransoletki, zegarki. O co chodzi?
Zmieszałam się. Bałam się mu powiedzieć. Jeśli zrobię ten krok będę musiała zrobić następny, ponieważ spyta się dlaczego się cięłam.... A ja nie chciałam mu powiedzieć prawdy. Nie po tym jak usłyszałam z jakiej jest rodziny. Przecież on wtedy mógł nie chcieć się ze mną zadawać. A tego to ja bym nie przeżyła... Za bardzo mi na nim zależy. Chociaż nie wiem dlaczego tak jest.
- Nie rozumiem o co ci chodzi. Po prostu lubię się tak ubierać- tłumaczyłam się nieudolnie. Co prawda przytaknął, ale widziałam, że mi nie uwierzył. Nie byłam gotowa o tym rozmawiać. Co on sobie o mnie pomyśli? Nie może dowiedzieć się prawdy. Prawdy, której nie zrozumie bez poznania całej historii. Historii, o której pragnę zapomnieć.
- Ej! Co wy tutaj robicie?!- ktoś krzyknął w nasza stronę. Natychmiast odwróciliśmy się w kierunku głosu i zobaczyliśmy strażnika miejskiego.
- Wiejemy!- krzyknęłam. Kubie nie trzeba było dwa razy powtarzać. Wziął mnie za rękę i daliśmy nogę. Biegliśmy ile sił, ale ja miałam dość po kilku minutach. Było nie palić.... Tak wiem. Mundurowy miał niezłą kondycję. Trzeba mu było przyznać. Nie dawał za wygraną.
- Stać! Nie słyszycie gówniarze?!- wykrzykiwał za nami.
   Myślałam, że płuca wypluje. Jednak nie mogłam dać się złapać. Wujek by mnie zamordował, a Kuba miałby problemy. W końcu facet miał dość i trochę zwolnił, a my- nie wiem jakim cudem- przyspieszyliśmy. Kiedy mieliśmy pewność, że go zgubiliśmy, ruszyliśmy w drogę powrotną do ośrodka, przez cały czas śmiejąc się z faceta, który nas gonił. Mięśnie strasznie mnie bolały i cały czas kaszlałam. Sport to zdecydowanie nie moja bajka. Trzeba by było wziąć się za siebie, ale jestem zbyt energooszczędna. Z pomocą Kuby JAKOŚ przeszłam przez płot.
- Nie mam pojęcia jak ja jutro wstanę- skarżyłam się.
- Będziesz miała pamiątkę po tej przygodzie- śmiał się ze mnie.
   Gdy byliśmy już pod moim pokojem, Kuba pożegnał się ze mną, całując w policzek. Delikatne muśnięcie jego ust przyprawiło mnie o palpitację serca. Nie miałam pojęcia co się ze mną dzieję. Moje ciało reagowało na jego najmniejszy dotyk. Poczułam przyjemne mrowienie na policzku. Bez słowa wtuliłam się w niego. Nie mam pojęcia co mną kierowało, ale to była potrzeba silniejsza ode mnie. Każda dziewczyna lubi czuć się jedyna, ważna, krucha.... Ja czułam się tak tylko przy NIM, w jego ramionach. To najwspanialsze uczucie na ziemi i choć wiedziałam, że dla niego to nic wielkiego, to wolałam myśleć, że jestem dla niego kimś wyjątkowym. Była niemal pewna, że przyjdzie mi za to zapłacić- za uczucie, które we mnie kiełkowało od naszego pierwszego spotkania, którego nie umiem ani zrozumieć ani nazwać. Niechętnie oderwałam się od tych silnych i bezpiecznych ramion. Pożegnałam się jeszcze uśmiechem, uznając, że nasze spotkanie dobiegło końca.
   Weszłam do pokoju. Sprawdziłam zegarek- 3;34.... Ups, za chwilę trzeba będzie wstać. Poszłam szybko pod prysznic i położyłam się do łóżka. Byłam zmęczona i miałam pewność, że rano będę odczuwać skutki 'nocnej randki'.
    Próbowałam zasnąć, ale jakieś hałasy na korytarzu nie dawały mi spać. Na początku chciałam je zignorować, ale moja cierpliwość ma swoje granice. Otworzyłam drzwi i miałam zamiar ochrzanić osobnika, który zakłócał cisze nocną, ale zobaczyłam jedynie Kubę, który siedział pod 224 i pukał w drzwi.
- Kubulek, co ty wyczyniasz?- spytałam zdezorientowana. 
- Zapomniałem telefonu, Maciek ma klucz, a on ma twardy sen i sama widzisz. Spoko, dam radę. Przekimam tutaj.
- Weź się nie wygłupiaj. Chodź do mnie. Przenocuję cię. 
Wpuściłam go do pokoju i dopiero uświadomiłam sobie, że jestem tylko w koszulce i w spodenkach, które spokojne mogłoby robić za bieliznę. Trochę się speszyłam.
- No to ja, ten... yyy... tego... Prześpię się na ziemi- powiedział, kiedy położyłam się do łóżka.
- Daj spokój. Jesteśmy dorośli i... I myślę, że nic się nie stanie, jak położysz się obok mnie- wydusiłam z siebie. Kuba ściągnął koszulkę, a moim oczom ukazał się idealnie wyrzeźbiony tors. Uczucie gorąca ponownie ogarnęło całe moje ciało. Kuba zgasił światło i położył się obok mnie. Przysunęłam się do ściany, najbliżej jak tylko mogłam, aby zrobić siatkarzowi jak najwięcej miejsca. Próbowałam zasnąć, ale nie mogłam przestać myśleć, o tym, że On leży obok mnie, że jest na wyciągnięcie ręki. Odwróciłam się plecami do ściany. Zaczęłam przypatrywać się jego twarzy i wsłuchiwać w jego miarowy oddech. Nigdy w życiu się tak nie czułam. Tłumaczyłam sobie to tym, że nigdy nie byłam w takiej sytuacji, żebym leżała w jednym łóżku z chłopakiem. Po jakimś czasie, odeszłam w krainy Morfeusza.

- Obudź się śpiochu- ktoś szepnął mi wprost do ucha, delikatnie wyrywając mnie ze snu. Otworzyłam oczy i  uniosłam głowę. Zobaczyłam uśmiechniętego Popiwczaka, z lekko zaspanymi oczami, z nieładem na głowie. Boże! Jaki on jest przystojny!
- O, Kubulek- powiedziałam, po czym ziewnęłam.- Jeszcze minutka- poprosiłam po czym ponownie wtuliłam się w jego nagi tors. Zaraz! Wróć! Jak to ponownie?! W jednej chwili się przebudziłam. Oderwałam się od niego natychmiast.
- Jak się spało?- spytał z uśmiechem na ustach.
- Przepraszam, powinnam cię uprzedzić, że przez sen się przytulam- powiedziałam speszona.
- Mi to nie przeszkadza- puścił mi oczko.
- Mięśnie mnie bolą- żaliłam się.
- Przecież to był króciutki bieg- stwierdził.
- Dla kogo króciutki, dla tego króciutki. Biegałam pierwszy raz, nie licząc jak goniłam ciebie, od... od...- próbowałam sobie przypomnieć.- Odkąd ostatni raz byłam na wf-ie. Czyli dawno.
Zaśmiał się. 
- Ja już pójdę. Wezmę prysznic i się jakoś doprowadzę do porządku.
Tak 'by the way' to dla mnie on wyglądał za bardzo w porządku. 
- Kuba!- zawołałam za nim.- Tylko tak jakoś dyskretnie- poprosiłam.- Nie chcę kłopotów i jakiś głupich plotek. 
- Nie masz się czym martwić. Do później- pożegnał się i wymknął z mojego pokoju. 
Opadłam na łóżko i  zakryłam twarz poduszką. Musiał uspokoić swój oddech. Zamknęłam oczy i po raz setny zastanawiałam się co mi się stało. Odegnałam od siebie te myśli i poszłam do łazienki wziąć zimny prysznic na orzeźwienie. 
   Dzisiaj miałam dużo papierkowej roboty- segregowanie, uzupełnianie tabelek itd. Jeszcze podpisywanie leków i układanie ich w torebkach. Potem musiałam zawitać na basen. Nie uśmiechało mi się to, ale co miałam zrobić? Rozejrzałam się po obiekcie i zobaczyłam, że kadra B również miała tam zajęcia. Zobaczyłam Kubę, który stał do mnie tyłem. Jenyyyy! Jaki on był seksowny! Przygryzłam wargę. Tyłeczek 12 w skali 10 i to bez dyskusji! Pokręciłam głową, odganiając te myśli. Jestem w pracy i na niej się skupię. 

Szłam w kierunku sztabu szkoleniowego, ale się poślizgnęłam i wpadłam do wody. Zaczęłam machać rękami i nogami. Wpadłam w panikę. Otworzyłam usta, by naprać powietrza... I to był błąd. Woda zalewała gardło, czułam jak dostaje się do płuc. To stało się tak szybko. Potem nie było już nic, tylko wokół panowała ciemność....


---------------------------------------------
UPS! XD Wiem, że jestem okropna. Powtarzam to od samego początku xd Kto ją uratuje Rafał, czy Kuba? A może Krzysiek? Weźcie pod uwagę mój wredny charakter xd 


WAŻNA INFORMACJA!!! NA OKRES WAKACYJNY PRZEWIDUJĘ 2 ROZDZIAŁY TYGODNIOWO. ALE TO TYLKO W WAKACJE, PONIEWAŻ KIEDY ZACZNIE SIĘ ROK SZKOLNY[ I O ILE BLOG BĘDZIE DALEJ ISTNIAŁ] NIE BĘDĘ MIAŁA NA TO CZASU. POSTARAM SIĘ PODOŁAĆ TEMU ZADANIU I WAS NIE ZAWIEŚĆ. TERAZ JUŻ NIE MA WYBORU I BĘDĘ JE MUSIAŁA DODAWAĆ XD ROZDZIAŁY BĘDĄ SIĘ POJAWIAŁY W KAŻDĄ ŚRODĘ I NIEDZIELĘ. JEDNAK GDYBY SIĘ NIE POJAWIŁY TO WTEDY WIEDZCIE ŻE TO PROBLEMY TECHNICZNE BO OSTATNIO INTERNET MI SZWANKUJE.  JEŚLI COŚ SIĘ ZMIENI DAM WAM ZNAĆ

rozdzial dedykowany Marianne~, której komentarz najbardziej mi się spodobał, ponieważ stwierdziłą, że "Momenty Kuby i Kaji sam na sam są takie hjfkfdjkljneifdjlk :DD"

wtorek, 22 lipca 2014

Rozdział 8

Rozdział 8
       Nastała środa, czyli moje być albo nie być w kadrze. Śniadanie zjadłam tylko dlatego, że dosłownie mnie zmusili.
- Jak nie zjesz po dobroci to cię nakarmię jak gołębica młode- stwierdził całkiem poważnie Kłos. Ta groźba poderwała mnie  do czynu i wcisnęłam w siebie dwie kanapki. Drugi raz bałam się tego człowieka. Za pierwszym razem to było jak miałam ich wszystkich poznać. Gdyby tego było mało, byłam pewna, że na tyłku porobią mi się siniaki bo dostałam tyle kopów na szczęście.
        Wujek dostał wolne, żeby mnie zawieźć i wcale nie docierały do niego argumenty, że sobie poradzę. Gdy wychodziliśmy z ośrodka, dopadł mnie jeszcze zadyszany Kuba.
- Poczekam w samochodzie - powiedział wujek i zostawił nas samych.
- Nie denerwuj się Kajtek. Zdasz śpiewająco ja ci to mówię, bo czuję to w kościach.
Roześmiałam się. 
- Co ma być to będzie- stwierdziłam bez przekonania.
Przytulił mnie do siebie.
- Będzie dobrze- wyszeptał mi do ucha, a ja dostałam dreszczy i wtuliłam się w niego mocniej. Po dłuższej chwili się od niego oderwałam. 
- To co kop na szczęście?- spytał. 
- Nawet o tym nie myśl!- powiedziałam z mordem w oczach.- Ja nawet nie wiem jak usiądę w samochodzie- skarżyłam się. 
Kuba przybliżył się do mnie i pocałował mnie w policzek, a następnie ponownie przytulił.- Wierzę w ciebie- zapewnił i dał jeszcze jednego buziaka w skroń. Myślałam, że oszaleję ze szczęścia. Zrobiło mi się tak nienaturalnie gorąco. Jedno z tych dziwnych, ale miłych odczuć. Co się ze mną dzieje?- Dasz radę. 
- Dzięki Kubulek- powiedziałam.- Miło wiedzieć, że ktoś we mnie wierzy- z uśmiechem na ustach  poszłam do auta.
  Ruszyliśmy do Krosna. Po drodze czytałam te cholerne notatki, których miałam serdecznie dość! Miałam wrażenie, że żołądek dosłownie ściska mnie z nerwów. 
- Na pewno zdasz. Jestem pewien- powtarzał wujek podczas jazdy. Ta trele morele.  Skąd on to może wiedzieć? Jak Kuba mnie o tym przekonywał, to brzmiało to bardziej wiarygodnie.
 Jeszcze bardziej niż egzaminu obawiałam się samej szkoły. Może nie tyle szkoły co ludzi. Przecież wszyscy doskonale wiedzą dlaczego już tam nie chodzę. Wszyscy znają prawdę o mnie i mojej rodzinie.... Nie podzieliłam się swoimi obawami z wujkiem. Nie chciałam obarczać go swoimi problemami.
     Kiedy byliśmy ju z w Krośnie zaczęłam się strasznie trząść. Próbowałam się uspokoić, ale nic z tego. Libero wszedł ze mną do szkoły. Wychowawca chciał jeszcze z nim porozmawiać. On poszedł do pokoju nauczycielskiego, a ja do sali fizycznej. Widziałam te spojrzenia, słyszałam jak szepczą za moimi plecami, jak się ze mnie śmieją i wytykają palcami. Myślałam tylko, o tym, żeby nie zwracać na to uwagi, pokazać im, że jestem silna. Ulżyło mi, kiedy byłam już u celu.
- Dzień dobry. Ja miałam dzisiaj zdawać- powiedziałam grzecznie.
- Dzień dobry. Wreszcie zawitałaś do szkoły co?- spytała wrednie.- Zdziwił mnie twój mail. Nauczyciele nie lubią jak uczniowie wychodzą przed szereg. Nie opanowałaś dobrze bieżącego materiału, a chcesz zdawać to czego jeszcze nie było na lekcjach. Chociaż, ostatnio i tak się na nich nie pojawiasz więc dla ciebie to chyba bez różnicy- ciągnęła i ciągnęła swój wywód.- No i teraz przyszło sprawdzić kto na tym lepiej wyjdzie. Masz 45 minut- powiedziała i podała mi test.
   Usiadłam i zaczęłam rozwiązywać arkusz. Byłam kłębkiem nerwów, ale wydawało mi się, że poszło mi dobrze. Jednak ręce strasznie mi się trzęsły, gdy siedziałam w pierwszej ławce a pani Ziółko sprawdza mój sprawdzian.
- Nie wierzę- powiedziała.- Nie wierzę, że się tego nauczyłaś. Dlatego jeśli nie masz nic przeciwko przepytam cię. Mogłaś przecież ściągać.
- Dobrze- odpowiedziałam, siląc się nawet na uśmiech.
Maglowała mnie przez kolejne pół godziny aż w końcu ten horror się skończył.
- No dobrze. Zaliczone na czwórkę więc masz trzy na koniec bo dużo lekcji opuściłaś. Więcej dać nie mogę- powiedziała łaskawie. Boże,  już nigdy więcej jej nie będę musiała oglądać! Ogarnęło mnie poczucie ulgi i euforii. 'Pojadę do Brazylii! Pojadę do Brazylii!'- cieszyłam się w duchu.
- Możesz już iść. Zaliczyłaś rok.
- Dziękuje do widzenia- wyszłam na korytarz ignorując tych wszystkich ludzi. Zdałam! To było najważniejsze, a oni niech się bujają. Poszłam pod 87, czekając na niego.  W końcu wyszedł z sali, żegnając się z moim wychowawcą.
- I jak?- spytał.- Cokolwiek odpowiesz pamiętaj, że niezależnie od wyniku jestem z ciebie bardzo dumny bo wiem, że się do tego przygotowałaś najlepiej jak tylko potrafiłaś.
- Nie wiem jak ci to powiedzieć....- zaczęłam się z nim droczyć. Przytulił mnie do siebie myśląc, że oblałam.
- Trudno, nie martw się. Będzie dobrze.
- Na pewno będzie bo zdałam cały rok i mam 3!- krzyknęłam ucieszona.
- To co mnie wkręcasz?- próbował się złościć, ale potem cieszył się jeszcze bardziej niż ja.- Nawet nie wiesz jaki jestem z ciebie dumny. Mój mały geniusz- cieszył się jak szalony. Mój uśmiech jednak znikł, kiedy zobaczyłam jak Maryśka ze swoją 'świtą' idą w naszym kierunku.
- O, nie.
- To ta dziewczyna co cię od śmieci wyzwała?- spytał, a w jego oczach czaił się gniew. Przytaknęłam tylko głową.
- Dzień dobry, przepraszam, czy możemy prosić o zdjęcie?- uśmiechnęła się do wujka tak  fałszywie i perfidnie, że aż mi się rzygać chciało.
- Pierwsze to powinnaś przeprosić Kaję, za to co jej ostatnio naopowiadałaś i przeczytać książkę o dobrym wychowaniu albo spytać rodziców jak się trzeba odnosić do innych. Jak opanujesz sztukę bycia miłym dla ludzi zgłoś się po zdjęcie.
Patrzyłam na Maryśkę, która momentalnie zbladła. Jej pewność siebie, gdzieś wyparowała. Zaczęła się jąkać, nie wiedząc co powiedzieć, ani jak się zachować. Chyba jeszcze nigdy nie była w takiej kłopotliwej sytuacji.
-A jeśli jeszcze kiedykolwiek nazwiesz moją siostrzenicę śmieciem to narobię ci takich problemów, że do końca życia się z nich nie wywiniesz! Zrozumiano?!
Nie odpowiedziała.
- Pytam, czy zrozumiano?!
Lekko przytaknęła. Widać było jej zawstydzenie. 
Oczy  wszystkich przebywających na korytarzu były zwrócone w naszym kierunku. Tym razem to Maryśka była ofiarą. Nie mogłam nie poczuć wtedy satysfakcji, czy zmusić się do współczucia. W końcu się doigrała.
   Spojrzałam na wujka. Na jego zdeterminowaną twarz, na wściekłość w jego oczach. Chronił mnie, zależało mu na mnie. Ciepło rozlało się w mojej duszy i nie liczyło się to, że wszyscy się patrzą. W końcu znalazł się na tej ziemi ktoś, kto walczy o mnie za wszelką cenę, komu na mnie zależy.
    Czym prędzej opuściliśmy szkołę i poszliśmy do samochodu. Tę bitwę to ja wygrałam, a właściwie wujek ją dla mnie wygrał.
- Jaka beszczelna smarkula!- libero nadal był zdenerwowany.- Żeby najpierw poniżać ciebie, a potem przychodzić prosić o zdjęcie- bulwersował się dalej, kiedy byliśmy w samochodzie.
- Dziękuje- powiedziałam i pocałowałam w policzek.
- Nie ma sprawy- przytulił mnie.
- Moglibyśmy pojechać w jeszcze jedno miejsce?- spytałam.- Do domu.
- Na pewno chcesz?
Przytaknęłam głową.
- Ale pierwsze wstąp do sklepu.
    Zgodnie z moją prośbą wujek podjechał pierwsze do sklepu, gdzie kupiła podstawowe produkty spożywcze, chcąc wydać na nie ostanie pieniądze, ale rzeszowski libero się na to nie zgodził i sam zapłacił. Potem pojechaliśmy pod mój dom, w którym tyle przeszłam. Rozpięłam pasy i westchnęłam.
- Jeśli pozwolisz chciałabym wejść sama- poprosiłam niepewnie.
- Dobrze. Zaczekam.
Uśmiechnęłam się smutno w podziękowaniu.
   Skierowałam swoje kroki w stronę schodów. Niepewnie nacisnęłam klamkę. Drzwi były otwarte. Weszłam do środka. Do nozdrzy doszedł odór alkoholu. Skrzywiłam się mimowolnie. Widok jaki zastałam w ogóle mnie nie zaskoczył. Ojciec leżący na podłodze, a wokół niego znajdowały się puste butelki. Zaczęłam je zbierać. Mimo wszystko to był mój tata. Poszłam rozpakować zakupy do lodówki. Wiem, że wiele osób tego nie zrozumie, ale ja nie mogłam być na niego obojętna. Pomimo tego co zrobił. Chciałam mu choć w taki sposób pomóc.
- Kaaaja? Kochhhhanie? To ty?- doszedł mnie pijacki bełkot, na który już nie zwracałam uwagi. Weszłam do pokoju chcąc spakować pare rzeczy. Ulubioną książkę, kilka ciuchów bo w Spale miałam tego naprawdę niewiele. Gdy pakowałam swój niewielki dobytek do walizki w drzwiach pojawił się ojciec.
- Kaaaaja, ssssłoneczko, wróciłaś.
- Wychodzę już- powiedziałam i chciałam go minąć w drzwiach jednak on mi na to nie pozwolił tylko mnie przytrzymał mocno się chwiejąc.
- Zostaw ją!- do mieszkania wszedł wujek.
- Tyyyy!- rzucił w jego stronę oskarżycielsko.- Zabrałeś mi córkę! Nigdy ci tego nie podaruje!
Jednak Ignaczak nie zwrócił na to uwagi.
- Chodź, Kaja, nie będziesz na to patrzeć- uwolnił mnie z pijackiego uścisku ojca, nie zwracając uwagi na obelgi, które kierował pod jego adresem. Starałam się być silna, ale widok jaki zastał wujek dla mnie był upokarzający. Nie chciałam, żeby tam wchodził i widział to wszystko. W samochodzie kompletnie się rozkleiłam.
- Przepraszam.- szepnęłam zawstydzona.
- Ty nie masz mnie za co przepraszać. Ale już nie płacz- pocieszał mnie.- Na poprawę humoru i żeby uczcić twoje zdanie na trójkę niełatwego przedmiotu pojedziemy do Kielc na zakupy- uśmiechnął się.
- Nie wiem, czy mam ochotę.
- Nagroda musi być- puścił mi oczko.
   Zgodnie z planem po drodze do Spały wstąpiliśmy do Kielc do centrum handlowego na zakupy. Wujek robił nie małą furorę, ale takie życie idola.
- Kupię ci wszystko tylko nie kolejną bluzę z kapturem, ani bluzkę z kapturem. Mówię kategoryczne nie wszystkiemu  co ma kaptur.
- Dlaczego?- jęknęłam
- Ponieważ jesteś śliczną dziewczyną i mądrą w dodatku i nie potrzebujesz się za tym chować.
   Zatem spędziliśmy 2 i pół godziny chodząc po sklepach z ciuchami. Miałam wyrzuty sumienia, że wujek tyle na mnie wydaje i ośmieliłam się mu nawet to powiedzieć.
- Jesteś pod moją opieką i potrzebujesz nowych rzeczy więc mi się tu nie wykręcaj, a pieniędzmi nie przejmą. Z resztą zasłużyłaś- powiedział z uśmiechem. To prawda potrzebowałam nowych ubrań. Nie było tego za wiele, a stan rzeczy, które posiadałam, pozostawiał wiele do życzenia. Dawno nic nie kupiłam. Nie miałam na to zwyczajnie pieniędzy. Wiec w centrum handlowym wzbogaciłam się o sukienkę, bluzki, spodnie, spodenki, buty, ale żadnych bluz. Do sklepu z bielizną wujek nawet nie wchodził tylko dał mi pieniądze i powiedział, że poczeka. No facet to jednak facet.
 - Idziemy jeszcze do empiku. Ja sobie coś kupię i tobie coś kupię. Dobrze pamiętam, że lubisz czytać?- spytał obejmując mnie ramieniem.
- Uwielbiam, ale najbardziej to romanse i fantasy, a najlepiej to dwa w jednym.
   W empiku spędziliśmy kolejne półtorej godziny dyskutując o każdej książce. Wujek kupił sobie pięć książek, które mu pomagałam wybrać. Ja sobie wybrałam tylko jedną- 'Ever'. Nie chciałam, żeby tyle za mnie płacił.
- Są kolejne części?- spytał.
Kiwnęłam głową.
- No to bierz- powiedział z uśmiechem.
- Wujek ja cię nie chcę wykorzystywać. A co na to ciocia Iwona?
- Nie wykorzystujesz mnie. A ciocia sama powiedziała, że mam ci kupić w nagrodę. Z resztą na prawdę zasłużyłaś. Teraz choć trochę ci mogę to wszystko wynagrodzić- no tak, czuł się winny.
- Wujek, nie wiedziałeś o niczym. Nie musisz odkupywać win bo nie masz czego.
- Ale książki i tak bierzemy. Ja się tobą opiekuje i chcę ci je kupić. Z resztą, książki to dobry interes i nie można na nie żałować.
Poddałam się. Wiedziałam, że z nim nie wygram. Miałam ogromne wyrzuty sumienia. No, ale co miałam zrobić. Stwierdziłam, że kiedyś mu się za to wszystko jakoś odwdzięczę. Chociaż odrobinę, ponieważ mój dług wobec niego był nie do spłacenia. Ofiarował mi spokój, życie bez widoku, który miałam w domu, swoją miłość, a to jest nie do zastąpienia.
     Kiedy dotarliśmy do ośrodka, akurat zdążyliśmy na kolacje.  Przed ośrodkiem siedział Kuba. Widząc jak wysiadam z auta wstał i ruszył w naszym kierunku.
- To ja was zostawię samych- powiedział cicho wujek, obdarowując mnie tym swoim spojrzeniem 'a nie mówiłem', zapewne mając w myślach naszą ostatnią poważną rozmowę o uczuciach.
- I jak?- spytał Kuba, przyglądając mi się badawczo.
Wzruszyłam ramionami.
- Zdałam cały rok na trzy- oznajmiłam spokojnie, a on natychmiast chwycił mnie w ramiona i zaczął się razem ze mną kręcić w kółko.
- Wiedziałem! Wiedziałem! Po prostu wiedziałem!
- Kuba! Przestań!- krzyczałam, ale nie mogłam powstrzymać śmiechu. Po chwili postawił mnie na ziemi uśmiechnięty od ucha o ucha.- Właściwie nie chwaląc się to zdałam na 4, ale że mam tyle nieobecności to dała mi 3.
- Moja zdolna! Mówiłem, że zdasz!- dostałam buziaka w czoło. Boże, oszaleję przez niego..... Miałam w głowie kompletny mętlik.
- Dzięki- powiedziałam z uśmiechem.
- To co świętujemy?!- spytał z błyskiem w oku.
- Ciekawe jak? I to w środku tygodnia trener cie zabije- ruszyliśmy do wejścia.
- Daj spokój mój trener nie musi o tym wiedzieć- zapewnił.
- A o czym to trener nie musi wiedzieć?- jak spod ziemi za plecami Kuby wyrósł Andrzej Kowal.
- O niczym- odparliśmy chórem.
- Dzieciaki- pogroził nam palcem żartobliwie.- Tylko nie narozrabiajcie- powiedział z uśmiechem i poszedł na stołówkę, na którą my też się wybraliśmy.
- To wpadnę po ciebie potem- puścił do mnie oczko i poszedł do swojego stolika, a ja skierowałam się tradycyjnie do 'mojej paczki plotkarek'.
- No, nasz Einstein!- krzyknął Kłos.
- Słyszeliśmy, że jedziesz z nami do Brazylii- wtrącił Kubiak.
- Obiecuję ci, że po Lidze Światowej spędzonej w naszym gronie, będziesz innym człowiekiem- powiedział Wrona.
- Już jestem- przyznałam z uśmiechem.- Ale nie wiem czy to dobrze.
- Będziesz podobna do nas- chyba chciał mnie pocieszyć Andrzej.
- No właśnie o tym mówię- przyznałam ze śmiechem.
- Ale, że na 3 zdać cały rok?!- nie dowierzał Kłos.- Ja bym nie podołał.
- Moja krew- wypiął dumnie pierś do przodu wujek.
W takiej luźnej już atmosferze minęła reszta wieczoru. Jednak myślami byłam przy pewnym szatynie, który siedział po drugiej stronie stołówki. Zastanawiałam się co wymyślił tym razem. Byłam przekonana, że na pewno coś czego się nie spodziewam.

------------------------------------------------------------
Kiedyś pod rozdziałem ktoś dodał komentarz, że Krzysiek nie broni Kaji przed chłopakami. Dało mi to do myślenia i dlatego tutaj broni ją ale przed kimś innym ;]
Rozdział wolny od Rafała, ale to długo nie potrwa ;] Tak wiem jestem okropna xd A po Brazylii znienawidzicie mnie jeszcze bardziej bo Kuby nie będzie, ale będzie Rafał i to sam na sam z Kają.... Nie wiadomo jak to się skończy. Jednak do Brazylii jest dużo czasu.
Następny rozdział dodam w niedzielę więc może przez to mnie pokochacie xd

niedziela, 20 lipca 2014

Rozdział 7

Rozdział 7
   Mijały dni, a ja na dobre przywykłam do Spały, do określonego planu, który trzeba wykonać, do obowiązków, ściśle przestrzeganych zasad. Nabrałam wprawy w pomaganiu doktorowi, w segregowaniu papierów lub ich wypełnianiu. Kiedy skończyłam swoje zadania pomagałam statystyką, fizjoterapeutą, w tym czym tylko mogłam. Chciałam się w jakiś sposób odwdzięczyć za to, że mogłam tam być, że miałam co jeść i gdzie spać. Niektórzy pomyśleliby, że wpadłam w rutynę, ale ona pomagała mi. Wszystko było poukładane, miało swoje miejsce. W przeciwieństwie do tego co się działo w mojej głowie. Kompletny bałagan. 
    Po ostatnim 'zajściu' przed hotelem nie unikałam Kuby tak jak to było za pierwszym razem. Po prostu omijaliśmy temat, jakby nic się nie stało. On nie próbował o tym na szczęście rozmawiać, a ja nie wiedziałabym co powiedzieć więc to unikanie tematu było mi na rękę.  Co do Rafała no cóż.... Nie mogłam się go pozbyć. Łaził za mną krok w krok. To było takie uciążliwe. Miałam już tego powoli dość, ale trzymałam język za zębami. Byłam pewna, że któregoś dnia nie wytrzymam i wybuchnę.
    Miałam wrażenie, że to samo tyczy się mojego wujka. Libero ewidentnie za nim nie przepadał, ale trzymał język za zębami. Jednak ja wiedziałam, że nadejdzie dzień, w którym powie co mu leży na sercu i co mu się nie podoba. Moment, w którym Rafał przekroczy niewidzialną granicę, do której się zbliżał. Próbował się do mnie zbliżyć, poznać mnie, ale to nie było to jak w przypadku Kuby. Owszem na początku też go nie znosiłam, ale tego nie ukrywałam i to była inna sytuacja. Teraz musiałam być trochę dyplomatą. Zdawałam sobie sprawę, że jestem na łasce i nie łasce drużyny, dlatego nie chciałam sprawiać jakichkolwiek problemów, ani być przyczyną sporów. To jedna z tych sytuacji, kiedy chodzi o wyższe dobro.


- Czemu zawsze chodzisz w bluzie?- spytał kiedyś Kuba. Czy mam mu się zwierzyć z kolejnej tajemnicy?
- Nieważne.
- Dobrze, że zrezygnowałaś chociaż z kaptura. No, ale nie powinnaś się za tym chować.
- Muszę. Po prostu muszę.
Spojrzał na nie pytająco.
- Dlaczego?- interesował się dalej podejrzewając już, że tu chodzi o coś więcej.- Myślałem, że jesteśmy przyjaciółmi.
- Bo jesteśmy.- zapewniłam szeptem.- Ale nie jestem gotowa, żeby o tym rozmawiać.
Widząc, że nic nie wskóra dał spokój temu tematowi.

     Środek maja. Czas w Spale dobiegał końca. Niedługo siatkarze mieli wyjechać do Brazylii, a ja nie miałam pojęcia co ze mną. Czy pojadę z nimi, czy pojadę do cioci, a może raczej będę zmuszona wrócić do ojca?
     Na dodatek na dworze panował piekielny upał i musiałam zrezygnować z bluzki z długim rękawem, nie wspomniawszy o bluzie.
- I co teraz? I co teraz?- wpadłam rano w panikę. Popatrzyłam na swoje poranione od żyletki nadgarstki, który przypominały mi o mojej 'starej' rzeczywistości. Jeśli ktoś się dowie.... Wole nawet nie myśleć co wtedy. Współczucie i litość? Czy pogarda i potępienie? A może jedno i drugie?
- Dobra Kaja, myśl.- powiedziałam sama do siebie. Usiadłam na łóżku i rozglądałam się po pokoju. W pewnym momencie mój wzrok utkwiłam we frotce i zegarku, które leżały na szafeczce. Zegarek miał bardzo szeroki pasek. Niewiele myśląc założyłam oba przedmioty na ręce, przyglądając się, czy aby na pewno zakrywają to co chcę ukryć. Z wielką ulgą wyszłam z pokoju gotowa na nowy dzień.
     W porze lunchu, kiedy byłam na stołówce przypałętał się za mną Rafał. Przewróciłam oczami.
- Hej, ślicznie dziś wyglądasz.- szepnął mi na ucho, gdy stanął tuż za mną. Był zdecydowanie za blisko. Odsunęłam się od niego, ale on ponownie się do mnie zbliżył. Zaczęłam się denerwować i czuć nieswojo, ale w ten nie miły sposób, kiedy na serio chciałam, żeby się odczepił.
- Dziękuje.- powiedziałam, siląc się na uprzejmy ton.
- Nie mogę się na ciebie napatrzeć.- powiedział, przyciągając mnie lekko do siebie. W głowie zapaliła się czerwona lampka.
- Jesteś bardzo miły.- odpowiedziałam, odpychając go od siebie lekko, lecz zdecydowanie. ' POMOCY!'- wołałam w myślach.
- Cześć.- obok nas pojawił się Kuba.
- Kuba!- krzyknęłam z wielką ulgą, rzucając mu się na szyję.- Pomóż mi, pomóż mi.- wyszeptałam mu do ucha płaczliwie. Oderwałam się od niego.
- Cześć, Rafał Zarzycki, FIZJOTERAPEUTA reprezentacji Polski.- przedstawił się dumnie, wyciągając rękę do mojego wybawcy.
- Kuba Popiwczak, kadra B.- odpowiedział spokojnie, podając mu dłoń.
Przez moment mierzyli się gniewnie wzrokiem.
- Kaja idziemy usiąść?- spytał praktykant, wciąż patrząc w oczy siatkarzowi.
- Sory, może innym razem, bo to ZE MNĄ Kaja się umówiła.- odpowiedział mu za mnie Kuba i pociągnął do stolika, gdzie już siedział Maciek i inni siatkarze z jego zespołu.
- Rany, dziękuje.- powiedziałam i dałam mu całusa w policzek.
- Zawsze do usług.- uśmiechnął się mnie. - Nawet nie wiesz jak bardzo mi pomogłeś.
- No widziałem was i pomyślałem, że się przydam.
   Posiłek zjadłam w miłej atmosferze. Pierwszy raz właściwie spędziłam go z kimś innym niż wujek Krzysiek, który posłał mi pytające spojrzenie, na co ja jedynie uśmiechnęłam się i wzruszyłam ramionami. Czułam, że muszę otwierać się na świat i ludzi. I tak, mając w pamięci moje pierwsze chwile tutaj, kiedy trzymałam się wujka albo doktora, zrobiłam wielkie postępy.
   Drugi trening siatkarze mieli mieć na basenie. Istne tortury. Nie cierpiałam wody, bałam się jej. W sensie tylko tej głębokiej. I żadna siła nie namówi mnie, żebym weszła do basenu. Nie potrafię pływać, utopię się i co wtedy? Zginąć w takich męczarniach? Nie! Czuć jak woda wlewa się do płuc, nie móc złapać oddechu. To nie dla mnie! Widziałam wystarczająco dużo filmów o ludziach, którzy się topią, żeby stwierdzić, iż ja nie wejdę do głębokiej wody. Dlatego usiadłam w jak najbardziej odległym miejscu. Niestety.... Rafał się dosiadł.
- Szkoda, że nie było dane nam razem zjeść.
- Trudno się mówi. Następnym razem.- powiedziałam z fałszywym uśmiechem, licząc na to, że się jednak ode mnie odczepi. Jak to mówią nadzieja matką głupich....
- To co powiesz na spotkanie. Ty, ja, jakaś miła kawiarnia?- spytał.
- Przepraszam, ale nie mogę. Mam dużo pracy.- wykręciłam się pierwszym co mi przyszło do głowy.
- W takim razie chętnie ci w tym pomogę.- zaoferował się.  No ja nie mogę, kiedy ten facet się ode mnie odwali!
- Przepraszam, ale wolałabym sama się tym zająć, nie lubię, kiedy się mnie w czymś wyręcza.- wytłumaczyłam.
- To, kiedy masz wolne? No wiesz, żebyśmy mogli się spotkać.
- Dam ci znać. Na razie się na to nie zanosi.- odparłam uprzejmie choć w myślach tylko powtarzałam 'Kolo weź sprawdź, czy cie nie ma gdzieś indziej'.
    Rozejrzałam się po basenie i zobaczyłam, że doktor Sowa stoi obok trenera Antigi. Pomyślałam, że wypadałoby z nimi porozmawiać o mojej przyszłości, a mianowicie, kiedy mam pakować walizki i się zmyć. Przeprosiłam Rafała i ruszyłam w ich kierunku.
- Przepraszam.- zwróciłam się nieśmiało do nich.- Mogę z panami porozmawiać przez moment.
- Dobzie. O cio chodzi?- spytał Stephan z przyjacielskim uśmiechem.
- Chciałam się spytać...- urwałam nie wiedząc jak sformułować pytanie. Mogłam się nad tym zastanowić zanim przyszłam.-... Do kiedy mam prawo przebywać z reprezentacją przed waszym wyjazdem do Brazylii.- byłam pewna, że mnie nie wezmą więc nawet o to nie pytałam.
- A co tak ci z nami źle?- spytał z uśmiechem doktor Sowa.
- Nie!- zaprzeczyłam natychmiast.- Oczywiście, że nie.- powtórzyłam już spokojnie.- Tu jest świetnie. Dobrze się z wami czuję, ale po prostu nie wiem, do kiedy mogę z wami pracować.
Popatrzyli się po sobie z jakimiś tajemniczymi uśmiechami.
- No cóż rozmawialiśmy już z zarządem pzps-u i z twoim wujkiem, i dyrekcją twojej szkoły i jeśli chcesz możesz z nami jechać do Brazylii i asystować mi przez cały sezon reprezentacyjny, ale musisz zdać w szkole fizykę w przyszłym tygodniu.- powiedział , ale ja już nie zwracałam uwagi na słowa o szkole tylko rzuciłam mu się na szyję.
- Dziękuje, dziękuje!- krzyczałam, a potem uściskałam też trenera.
- Pamiętaj tylko o tej przeklętej fizyce, to warunek twojego wujka.- pogroził mi żartobliwie palcem doktor.
- Zdam ją!- oznajmiłam pewna siebie. Do końca dnia treningu byłam strasznie podekscytowana. Fizyka i pojadę do Brazylii. Napiszę na dzienniku elektronicznym do nauczycielki co muszę zdać i się nauczę. Co może pójść źle? Byłam taka szczęśliwa. Od razu miałam ochotę pobiec i pochwalić się Kubie. Nic mi nie przeszkadzało. Ani Rafał, który przesiadł się i znowu mnie zagadywał, ani Kłos i Wrona, którzy ekscytowali się tym, że mój 'związek' się rozwija, ponieważ usiadłam z Kubą podczas lunchu. Nic a nic mi nie przeszkadzało.
    Wieczorem, zgodnie z moim wcześniejszym planem, napisałam do pani Ziółko wiadomość, czy mogłaby mi przesłać zagadnienia, czego mam się nauczyć, ponieważ nie ma mnie w Krośnie i przyjadę tylko tam, aby zdać. Czekałam na odpowiedź, kiedy do mojego pokoju wszedł wujek. Rzuciłam się od razu na niego.
- Dziękuje ci, dziękuje!- krzyczałam szczęśliwa, wiedząc że maczał w moim ewentualnym wyjeździe palce. On objął mnie i uśmiechnął się.
- Nie ma za co, ale musisz zdać tą piekielną fizykę. Wiesz o tym?- spytał.
- Tak wiem.- machnęłam ręką.- Już się tą sprawą zajęłam. Nie masz się o co martwić.
- Słuchaj...- odchrząknął.- Musimy porozmawiać jeszcze o innej sprawie, a właściwie dwóch sprawach, które teoretycznie rzecz biorąc są jedną.
- Eeee....Mianowicie?
- O sprawach, które nazywają się Kuba i Rafał.- usiadł na łóżku i poklepał miejsce obok siebie.
- Nie wiem o co ci chodzi.
- Ja też nie wiem bo oboje są szczególnie zainteresowani twoją osobą.
- Nie ma o czym mówić. Kuba to tylko przyjaciel, a Rafał... No cóż.... On mnie nie interesuje.
- Ale nasz nowy fizjo cały czas się obok ciebie kręci.- powiedział wściekły.- A ty jesteś dla niego wyjątkowo miła więc pomyślałem, że....
- Jestem miła bo nie chcę, żeby coś się przeze mnie w zespole zepsuło. Nie chcę nikomu robić problemu. Szczególnie tobie i sztabu szkoleniowemu, bo robicie dla mnie tyle. W końcu do niego dotrze, że nie ma na co liczyć.
- Mam z nim pogadać?- spytał wujek.
- Nie trzeba.- pokręciłam głową.- Dam sobie radę sama.
- A Kuba?
- Kuba, tak jak mówiłam, to tylko mój przyjaciel. Spędzamy razem czas, jest miło. Wiesz, że w Krośnie oddzielałam się od wszystkiego i wszystkich ze względu....- urwałam.-.... Ze względu na to co się działo w domu. Jednak ja tez potrzebuje kogoś komu mogę się wygadać. Wiem, że na ciebie mogę liczyć, ale trzeba mi kogoś z kim mogę się powygłupiać, pośmiać, pokłócić o pierdoły, w którym mogę mieć wsparcie. Po prostu przyjaciela i Kuba jest właśnie taką osobą.
- A on wie o....
- Nie wie nic o tacie, chociaż to on uratował mnie, kiedy ojciec po mnie przyjechał. Może kiedyś mu o wszystkim opowiem, ale to nie jest ten czas.
- I ani trochę ci się on nie podoba?- spytał z nadzieją w głosie.
- Wujek no!- jęknęłam zrezygnowana.- Przestań wreszcie słuchać Karola i Andrzeja.
Zaśmiał się.
- Może masz rację.
 Pożegnał się i wyszedł. Oczywiście, że mi się Kuba nie podoba! W sensie... Okej, może ze dwa razy prawie się pocałowaliśmy, ale to tylko prawie. A prawie jak wiadomo robi wielką różnicę. Co z tego, że on jest przystojny, miły, czarujący, zabawny,  jest zawsze wtedy kiedy go potrzebuję, że ma taki piękny uśmiech i te niesamowite oczy, a usta są stworzone do całowania? Co z tego? No właśnie nic. Bo to tylko przyjaciel.  Teraz miałam na głowie większe zmartwienia. Dostałam zagadnienia od nauczycielki z fizyki i musiałam poszukać materiałów w internecie, a do tego potrzebowałam laptopa i drukarki. Poszłam więc do salonu gier, gdzie taki sprzęt występował i zabrałam się do pracy. Nie pamiętam, kiedy ostatni raz tak mi na tym zależało.
- O, Kaja!- rany tylko nie on!
- Przepraszam Rafał, ale nie mam teraz czasu.- powiedziałam i nie czekając na odpowiedź ruszyłam w swoim kierunku. Na drugim końcu pomieszczenia zobaczyłam Maćka, któremu od razu pomachałam. Usiadłam przy jednym laptopie i zabrałam się do pracy.
- A ty co robisz?- spytał Muzaj, podchodząc do mnie.
- Musze poszukać tego wszystkiego i podrukować.
- No to daj pomogę ci.- zaoferował się.
- Nie chcę ci robić kłopotu.
- Żaden kłopot.- uśmiechnął się. Pomyślałam- ok, skoro chce pomóc.
    We dwóch szybko się z tym uwinęliśmy. Pogadaliśmy trochę, pośmialiśmy się. W podziękowaniu uścisnęłam go i obiecałam w tajemnicy przed trenerami kupić mu czekoladę.
     Poszłam do siebie i zaczęłam się uczyć. W końcu nie ma co odwlekać tyle tego było. Nie pamiętam, kiedy ostatni raz się tak uczyłam. Będzie ze trzy lata temu zanim wszystko się zepsuło..... Nie ma co rozpamiętywać przeszłości. Byłam przerażona materiałem, który muszę opanować. Prawie w ogóle nie miałam wolnego czasu. Na stołówce siedziałam różnie. Raz z Kubą, raz z wujkiem, raz nawet usiadłam z panem Winiarskim- wiem brzmi dziwnie. Kłos z Wroną stwierdzili, że odcięłam pępowinę....- Nie skomentuje tego. W przerwach widziałam się z Kubą, a Rafała usilnie unikałam, tłumacząc się nauką. Jedyny plus tej całej sytuacji to właśnie ten, że miałam wymówkę. Do środy następnego tygodnia non stop się uczyłam. Chciałam zdać przedmiot jak najlepiej, bym mogła jechać i aby wujek był ze mnie dumny.


------------------------------------------------------------------
 I jest kolejny xd Co myślicie o Rafale?
Dziękuje za wszystkie opinie ;]
Przekonaliście mnie i rozdział dodałam już dziś, ale nie obiecuję, że to stanie się moim nawykiem ;]
Widzimy się w środę ;]
Pozdrawiam i do następnego  ;]

wtorek, 15 lipca 2014

Rozdział 6

Rozdział 6
    
      Niedziela to w Spale nieoficjalny dzień odwiedzin. Siatkarze wtedy nie mieli treningów więc ich rodziny, dziewczyny, przyjaciele przyjeżdżali by się z nimi zobaczyć. Tak było i tego dnia.....
     Czekałam przed ośrodkiem na przyjazd cioci Iwony, Seby i Dominiki razem z wujkiem. Cieszyłam się, że ich zobaczę, dlatego rano wstałam w dobrym humorze. Chociaż może na mój nastrój wpłynęły wydarzenia z dnia poprzedniego. 
       Kiedy jednak oczekiwane osoby pojawiły się, dzieci wpadły w ramiona swojego ojca, a on trzymając je w swoich objęciach przytulił jeszcze swoją żonę poczułam się jak piąte koło u wozu. Wiedziałam, że wujek mnie kocha, ale dotarło do mnie, że nigdy tak naprawdę nie będę przynależeć do jego rodziny. Momentalnie łzy stanęły mi w oczach, ale zamrugałam kilkukrotnie, aby się ich pozbyć. Nie chciałam nikomu psuć tej chwili. Szczególnie, że oni nie mieli zamiaru sprawić mi przykrości.
- Kaja, dziecko jak dawno cię nie widziałam.- powiedziała z uśmiechem ciocia i przytuliła mnie mocno do siebie. Seba i Dominika rzucili mi się na szyję. Nie wiem czemu, ale z dziećmi zawsze miałam dobry kontakt. Dla dorosłych potrafiłam być okropna, ale dla takich słodkich, niewinnych aniołków po prostu nie umiałam. 
- Też się cieszę, że was widzę.- odpowiedziałam wysilając się na uśmiech. 
    Weszliśmy do środka gdzieś usiąść i porozmawiać. Mnie zbierało się na płacz. Nie umiałam wkręcić się w rozmowę. Wiem, wiem. Powinnam być wdzięczna i się cieszyć, że przyjęli mnie pod swoje skrzydła, ale nie czułam się częścią tego prześlicznego obrazka przedstawiającego szczęśliwą rodzinę. Czułam, że w jakimś stopniu tam nigdy nie będę pasować. 
- Kaja wszystko w porządku?- spytał troskliwie wujek, badawczo mi się przyglądając.
- Właśnie, skarbie wyglądasz jakoś dziwnie. Dobrze się czujesz?- dodała ciocia.
- Właściwie to wczoraj nie mogłam zasnąć, nie wyspałam się i trochę się źle czuje. Nie obrazicie się jak pójdę do siebie się położyć?- spytałam grzecznie.
- Idź, odpoczywaj, a może ci coś przynieść? Może jesteś głodna?- dopytywała ciocia matczynym głosem.
- Nie, dziękuje. Zobaczymy się potem.- uśmiechnęłam się na pożegnanie i kiedy tylko zniknęłam za drzwiami stołówki, niemalże biegiem ruszyłam do windy.
- O! Hej Kajtek!- zawołał wesoły Kuba.- Wszystko gra?- spytał widząc moją minę.
- Tak, odczep się ode mnie krasnalu!!!- warknęłam, ale kiedy przemyślałam swoje słowa od razu miałam wyrzuty sumienia.- Kuba!- krzyknęłam za nim.- Przepraszam.- powiedziałam skruszona. Natychmiast żałowałam swoich słów. Popiwczak schował ręce do kieszeni, a wzrok utkwił gdzieś nade mną. Wiedziałam, że nie znosi jak w ten sposób go obrażam i strzelił focha. Z resztą miał racje. - Kubuś, przepraszam.- powtórzyłam i przytuliłam się do niego, na co on nadal był niewzruszony.- Wiesz, że ja najpierw coś palne, a potem pomyślę, a nawet jak pomyślę to i tak to palne.- nadal stał urażony moimi słowami.- Kubulku, nie fochaj się no.- pocałowałam go w policzek, co poskutkowało bo kąciki jego ust uniosły się lekko w górę.
- Co ja mam z tobą Kajtek.- pokręcił z politowanie głową i objął mnie ramionami.- Nie gniewam się już. 
- No to fajnie.- uśmiechnęłam się z ulgą i oderwałam od niego.- Ale teraz muszę iść.- powiedziałam i bez słowa wyjaśnienia zostawiłam go na korytarzu. 
   Wsiadłam do windy i nerwowo przyciskałam guzik trzeciego piętra. Chciałam jak najszybciej znaleźć się w czterech ścianach mojego pokoju, zanim się rozpłaczę albo kogoś wyprowadzę z równowagi. Potrzebowałam samotności. Chwili samej ze sobą, aby po prostu wypłakać całą niesprawiedliwość tego świata. Gdy zamknęłam za sobą drzwi osunęłam się na podłogę, z wyraźnym uczuciem ulgi. Chciałam sobie popłakać, ale jak na złość nie mogłam. Stwierdziłam, że najlepiej zrobię jak pójdę spać. Zamknęłam oczy i udałam się w krainę snów.
    Gdy się obudziłam była już 16.-No to sobie pospałam.- pomyślałam, ale wolałam to niż myślenie nad swoim beznadziejnym życiem. Ktoś zapukał do drzwi.
- Proszę!- krzyknęłam z łóżka.
- Kaja, my już będziemy jechać.- ujrzałam sylwetkę cioci Iwony.
- Już?- spytałam i zeszłam z łóżka.- Przepraszam, że z wami nie posiedziałam.- przybrałam skruszoną minę. Miałam trochę wyrzutów sumienia bo tęskniłam za nimi, ale z drugiej strony patrzenie na ich szczęśliwą rodzinę przypominało mi o tacie i o jego chorobie, która zniszczyła nasze relacje. Sama nie wiedziałam co jest gorsze. Odcinanie się od ludzi, których kochałam, czy może trzymanie się blisko nich, co przypominało mi tylko o tym czego nigdy nie będę w stanie doświadczyć.
- Nie przejmuj się, kochanie. Będziemy mieli na pewno mnóstwo okazji, a ty idź leżeć i odpoczywać bo marnie wyglądasz.- powiedziała troskliwie. 
Pożegnałam się z nią i z kuzynami, a potem ponownie zaszyłam się w czterech ścianach. Podeszłam do szafki przy łóżku i wyciągnęłam z niej telefon ze słuchawkami. Usiadłam na parapecie, podwijając kolana pod brodę. 


Have you ever loved someone so much, you'd give an arm for?
Not the expression, no, literally give an arm for?
When they know they're your heart
And you know you were their armour
And you will destroy anyone who would try to harm her



   Tak....Eminem i muzyka, która ponownie była lekarstwem na moje rany, ulgą w moim cierpieniu. Nie chciałam pocieszenia, chciałam prawdy, którą tylko ten artysta mógł mi ofiarować. 
    Spoglądałam na dziedziniec ośrodka, który dzisiaj wyjątkowo tętnił życiem. Widziałam te wszystkie szczęśliwe rodziny. Michał Winiarski namiętnie całował żonę na pożegnanie, po czym czule pocałował synka w czoło. Dominika płakała w ramionach swojego taty, nie chcąc go zostawiać na kolejne dni, a może nawet tygodnie. Synek Mariusza Wlazłego przytulał się wręcz rozpaczliwie do taty. To było za wiele dla moich oczu. Łzy spływały mi po policzkach znaną sobie już trasą. Nie byłam już w stanie opanować drżenia ramion. Nie panowałam nad samą sobą. To nie prawda, że czas leczy rany. Rany zadane duszy są jak blizny, które się nigdy nie zagoją. Z czasem po prostu przywykamy do tego bólu, akceptujemy go, ale przede mną jeszcze długa droga do pogodzenia się ze swoim losem. Płakałam i płakałam, jakbym nie mogła przestać. Jednak ta czynność przynosiła mi ulgę, oczyszczała mnie od środka. Gdzieś tam czułam, że jest mi to w jakiś sposób potrzebne. Musiałam po prostu przyjąć do wiadomości, że są na świecie szczęśliwe rodziny, a mi po prostu zabrakło szczęścia. Wiedziałam o tym, ale nie mogła tego zrozumieć. Bo dlaczego akurat spośród tak wielu to ja miałam cierpieć?! 
       Poczułam jak ktoś delikatnie kładzie dłoń na moim ramieniu. Odruchowo wyciągnęłam z uszu słuchawki i już chciałam opieprzyć osobnika, który zakłócił mój spokój. Odwróciłam głowę i ujrzałam Kubę. Jakoś wcale mnie to nie zdziwiło. Popatrzyłam w jego cudowne oczy, w których można zatonąć i ujrzałam czystą troskę o kogoś na kim mu zależy. 
- Wszystko gra.- wzruszyłam ramionami, odwracając wzrok. -Nie musisz się martwić.- przekonywałam go dalej, ale on się nie odzywał.- Po prostu się wzruszyłam i tyle.- tłumaczyłam swoje zachowanie i ponownie spojrzałam na niego, próbując się uśmiechnąć, ale z mojego gardła wyrwał się zduszony szloch, a oczy ponownie zapiekły mnie od łez. Kuba momentalnie mnie przytulił. Wziął mnie na ręce i położył mnie na łóżku. Wtulona w niego, płakałam jak małe dziecko. Nie miałam już sił udawać silnej i odpornej na wszystko nastolatki. Chciałam by ktoś dostrzegł moją kruchość, by się zainteresował i zatroszczył, okazał zainteresowanie nie wynikające z poczucia obowiązku, tylko z czystej sympatii i troski. Kuba od początku powoli, ale konsekwentnie zbliżał się do mnie, aż w końcu dotarł do najgłębszego zakamarka mojej duszy. Nie miał łatwo, ale po pewnym czasie przestałam mu to utrudniać. Potrzebowałam przyjaciela i musiałam się do tego przyznać.
- Chodź, pójdziemy do centrum na jakieś fajne ciasto na poprawę humoru.- powiedział, kiedy już przestałam płakać. 
- Nie mam ochoty, zresztą.... Jak ja wyglądam? Podpuchnięte oczy, blada cera, normalnie gorzej niż trup!- stwierdziłam krytycznie.
- O to pójdziemy do takiej kawiarni co nigdy nie ma wolnych miejsc, wystraszysz klientów i zjemy coś!- zaproponował z entuzjazmem.- Żartowałem tylko.- powiedział, widząc moją minę.- Uśmiech na usta i jesteś najpiękniejsza na świecie. No już uśmiech. Taki jeden malutki uśmieszek... Dla mnie?- poprosił i zrobił taką minę, że nie mogłam się nie uśmiechnąć.- No! Możemy iść.- stwierdził zadowolony z siebie. Nie miałam innego wyjścia jak tylko pójść za nim. Z resztą co mi szkodziło? 
    Gdy byliśmy w centrum Spały brzuch dosłownie bolał mnie ze śmiechu. Łzy były jedynie dalekim wspomnieniem. Ludzie patrzyli się na nas jak na kosmitów, ale w tamtym momencie to się dla mnie nie liczyło. Cieszyłam się chwilą i towarzystwem, które miałam. To wszystko było jak sen i wiedziałam, że kiedyś się z niego obudzę, ale wtedy nie miałam ochoty o tym myśleć.
     W kawiarni czas również minął nam w miłej atmosferze. Przekomarzaliśmy się, żartowaliśmy, rozmawialiśmy o wszystkim- o tym jakiej muzyki słuchamy, jakie filmy lubimy. Ogólnie rzecz biorąc poznaliśmy się lepiej. Żałowałam, że nie poznałam Kuby wcześniej. Może wtedy moje życie byłoby bardziej kolorowe? Po trzech godzinach zdecydowaliśmy się wracać do ośrodka.
- No i wtedy oni wszyscy się skapnęli, że są w trójkę jej ojcami rozumiesz?- kończyłam opowiadać film, gdy staliśmy już przed budyniem przygotowań olimpijskich.- I na końcu jeden z tych trzech stwierdził, że fajnie, że chociaż ma jedną trzecią córki. On w ogóle chyba był gejem. A! I reszta ojców go poparła, a ta laska się cieszyła.- zakończyłam swoją opowieść, śmiejąc się.
- Rany! Jakie ty filmy oglądasz?- spytał Kuba rozbawiony.
- Komedie romantyczne.- odparłam już poważnie. Staliśmy na przeciwko siebie nie odzywając się ani słowem. Było już ciemno, a cisza panująca wokół była wręcz magiczna.- Dziękuje ci za dzisiaj.- powiedziałam po chwili milczenia.- Dziękuje, że nie zostawiłeś mnie samej i poprawiłeś humor.- wlepiłam wzrok w ziemię.
- Nie ma za co. Jak coś wiesz gdzie mnie znaleźć.- zapewnił beztrosko, jakby to była drobnostka.
- Nie, ja naprawdę dziękuje. Może nie umiem tego okazać, ale to co dla mnie robisz dużo dla mnie znaczy.- podniosłam głowę i spojrzałam w jego tęczówki. Nie mam pojęcia co się stało, ale ponownie stałam jak sparaliżowana i jedyne na co miałam ochotę to zbliżyć się do chłopaka, który stał przede mną, co po chwili uczyniłam. Nasze twarze zaczęły się do siebie zbliżać. ' KAJA! OBUDŹ SIĘ! NIE RÓB TEGO!'- krzyczał jakiś głosik we mnie, ale drugi mi podpowiadał ' DLACZEGO NIE?'. No właśnie dlaczego? I z tą myślą skróciłam jeszcze bardziej dystans między nami. Kuba położył ręce na moich biodrach. Milimetry dzieliły nasze usta od zespolenia się w jedną całość. Jeszcze trochę i stanie się coś czego wcześniej się tak obawiałam, przed czym uciekałam. Ostatni milimetr i.....
- O, cześć wam!- krzyknął ktoś z boku, a my niechętnie odsunęliśmy się od siebie. Popatrzyłam na osobnika, który ośmielił się zepsuć tę magiczną chwilę i rozpoznałam Rafała.- Kaja wszędzie cię szukałem.- powiedział po czym ruszył w moja stronę i odciągnął mnie do Kuby, prowadząc do wejścia.- Potrzebuje pomocy w...- słowa młodego praktykanta zlały się w jakiś niezrozumiały bełkot bo moje myśli wędrowały wokół młodego chłopaka, który stał na zewnątrz, nieświadom, że z dnia na dzień coraz bardziej mi na nim zależy.


---------------------------------------------------
Dzisiaj trochej krócej, ale nie krótko xd
Tak wiem znowu ktoś im przeszkodził, jak ja mogłam i wgl xd no musialam  jeszcze wam się znudzi i co wtedy ? ;p xd ;]
Dziękuje za komentarze ;]
Rozdział dodaje o tak wczesnej porze ze względu na najwspanialszą przyjaciółkę Pati, która mnie poprosiła i rozdział jest dedykowany właśnie jej ;] tylko jej nic nie mówcie bo popadnie w samozachwyt xd

Ostatnio dostałam sporą dawkę weny i zastanawiam się, czy nie dodawać 2 rozdziałów tygodniowo, ale to się jeszcze zobaczy ;] jak ja będę miała chęci, jeśli wena pozwoli i będziecie grzeczni ;]

Przepraszam za wszystkie błędy ;]
 
Następny rozdział  w środe ;] choć jeśli mnie zmotywujecie dodam wcześniej, ale nic nie obiecuję ;p 
pozdrawiam ;]

środa, 9 lipca 2014

Rozdział 5

Rozdział 5
  Właśnie wsadzałam klucz do zamka, kiedy drzwi obok się otworzyły. Zobaczyłam w nich Kubę i kompletnie nie wiedziałam jak mam się zachować.
- Hej.- przywitałam się nieśmiało.
- Hej, zapomniałem o czymś wczoraj.- powiedział z jakimś tajemniczym błyskiem w oku i podszedł do mnie.
- O czym?- spytałam.
- O tym.- przyciągnął mnie do siebie i delikatnie musnął swoimi ustami moje usta. Objęłam go za szyję, kompletnie zatracając się w pocałunku. Rozkoszowałam się każdą sekundą, każdym najmniejszym ruchem jego warg, każdym najmniejszym muśnięciem.  
      
       Zadzwonił mój budzik, który wyrwał mnie z głębokiego snu. Kiedy go wyłączyłam zorientowałam się, że przyciskam mocno do siebie poduszkę.
- Super.- mruknęłam sama do siebie. Bardzo niechętnie wstałam z łóżka i zabrałam się za poranne czynności.. Cieszyłam się, że wstałam wcześniej. Miałam nadzieję nie natknąć się na pewnego osobnika. Nacisnęłam klamkę z wielkim wahaniem. Niepewnie wychyliłam się za drzwi, by sprawdzić, czy nikogo nie ma. Czysto.Najszybciej jak tylko mogłam zamknęłam drzwi i ruszyłam w kierunku windy. Odetchnęłam z ulgą, kiedy drzwi windy się zamknęły. Wiedziałam, że unikanie nie może trwać wiecznie, ale pierwszy raz w życiu nie wiedziałabym co mam powiedzieć...
        Kiedy piętro niżej do windy wsiadł Kłos z Wroną wiedziałam co będzie mnie czekało. Najchętniej to przeszłabym się schodami.
- Jak tam wczoraj było na randce?- spytał Karol charakterystycznie ruszając brwiami.
- Randka jak randka nic specjalnego.
- I naprawdę nie masz się z nami czym podzielić?- dopytywał Wrona.
- Wyobraźcie sobie, że nie. O co wam w ogóle chodzi?
Popatrzyli na siebie znacząco. No myślałam, że zaraz eksploduję.
- Może zapytacie wprost, a nie robicie jakieś podchody?
- My?!- zapytali z udawanym oburzeniem na raz.
Głośno westchnęłam. No trudno. Skoro sprawia im takie coś radość to niech się w to bawią. I tak się dowiem o co im chodzi... Prędzej, czy później.
    Kiedy przekroczyłam próg stołówki od razu poczułam się nieswojo. Miałam wrażenie, że wszyscy się na mnie gapią. Wzięłam swoje śniadanie i usiadłam tradycyjnie przy stoliku z wujkiem.
- Kaja musimy poważnie porozmawiać.- powiedział na wstępie libero.
- O czym?- spytałam i zaczęłam pić sok pomarańczowy.
- O twoim chłopaku.- odpowiedział, jakby to była najoczywistsza rzecz na świecie i w tym momencie zaczęłam się krztusić, aż Kubiak musiał mnie poklepać po plecach.
- O jakim chłopaku?!- zdziwiłam się.
- Mała, proszę cię nie udawaj. Widziałem wczoraj co widziałem.
- Widziałeś jak mówię Kubie dobranoc. Wielkie mi rzeczy.- przewróciłam oczami.
Wujek głęboko westchnął. Chyba dał sobie spokój i dzięki Bogu! Ale zawsze można liczyć na niezawodne papużki nierozłączki [ czytajcie Kłosa i Wronę ].
- A przynajmniej dobrze całuje.- spytał Karol szturchając mnie.
- Skąd mam wiedzieć?!- byłam wściekła.
- Ty to Kaja cicha woda jesteś.- stwierdził Andrzej, kręcąc głową.- Tutaj taka grzeczna, miła, niepozorna, a tutaj nam młodszych siatkarzy podrywa. Ale masz rację lepiej korzystać z życia.- zakończył swoje przemyślenia, a ja złapałam się za głowę i poważnie rozważałam zmianę towarzystwa.
- Nikt wczoraj nikogo nie pocałował.
- Jasne, jasne. Mamy naocznego świadka.
- Wujek! Jesteś gorzej niż baba!- rzuciłam oskarżycielsko, a oni jak zawsze zaczęli się ze mnie śmiać.
    Nie wiem jakim cudem, ale przetrwałam śniadanie i ruszyłam z nimi na trening. Żartom i docinkom nie było końca, ale kompletnie nie zwracałam na to uwagi. Stwierdziłam, że kiedyś w końcu im się znudzi. Znaczy taką miałam nadzieję. Jednak trener widząc ile mają energii do zagospodarowania dał im większy wycisk i szczęśliwie dla mnie się przymknęli.
   Po porannym treningu szłam korytarzem razem z Winiarem i oczywiście on jak wszyscy pozostali słyszał o moim 'pocałunku'.
- Czyli randka jednak była udana.-zaczął naszą rozmowę.- I nie mów mi znowu ' i tak i nie.'- przerwał mi, kiedy już otwierałam buzie. - Już Igła wszystko wszystkim opowiedział.
- Szkoda, że połowę poprzekręcał.
- Jak to?- spytał. Jednak ja stałam jak wryta wpatrzona w jedną sylwetkę. - Kaja?
- Niech pan nie wypowiada mojego imienia!- zażądałam niemal szeptem i schowałam się za nim.
- Kaja co ty robisz?- pytał zdezorientowany.
- Nic.- powiedziałam i chwytając się jego pleców, skierowałam nas w boczny korytarz.
- Ale....
- Ciiii!Nie ma mnie tu.- szepnęłam, dalej schowana za jego plecami.
Nie musiałam długo czekać. Nie długo potem cała kadra B wychodziła z drugiej sali treningowej i mijali nas. Wszyscy po kolei kłaniali się Michałowi. Kiedy ON przeszedł, odczekałam jeszcze chwilę i mogłam odetchnąć. Kapitan patrzył się na mnie, próbując powstrzymać śmiech.
- Co?- spytałam z miną niewiniątka.
Wzruszył ramionami.
- Czemu go unikasz?
- Nikogo nie unikam.- powiedziałam łagodnie, aczkolwiek stanowczo.- To nie jest zabawne.- oburzyłam się, kiedy kolega wujka zaczął się ze mnie brzydko mówiąc 'napieprzać'. Machnęłam tylko na to ręką i poszłam do swojego pokoju.

Tydzień później

     Gdy byłam już gotowa, tak ja co dzień rano, usiadłam przy drzwiach i nasłuchiwałam kroków. Kiedy zgraja siatkarzy przeszła korytarzem , odczekałam jeszcze moment zanim odważyłam się opuścić pokój. Zadowolona i nieświadoma 'zagrożenia' kierowałam się w stronę stołówki, aż tu nagle z bocznego, ciemnego korytarza wyłoniły się czyjeś ręce i przyciągnęły w swoją stronę.
- Aaaa!- krzyknęła, przestraszona.
- Spokojnie to tylko ja.
- Kuba?! Pogięło cie do reszty głąbie?! Nawet nie wiesz jak się wystraszyłam.- zaczęłam się po nim wydzierać, ignorując moje wcześniejsze obawy przed naszym spotkaniem.
- Nie miałem innego wyjścia.- zaczął się bronić.
- O czym ty mówisz?- udawałam zaskoczenie.
- Powiedz mi, długo miałaś zamiar mnie unikać.
- Ile mi się uda.- odparowałam, po czym zasłoniłam sobie usta ręką, przeklinając się w myślach za swój długi jęzor, który wskazywał na moje pokrewieństwo z wujkiem Krzyśkiem.- W sensie nie mam pojęcia o czym mówisz.- próbowałam ratować sytuację.
- O tym, że robisz wszystko, dosłownie wszystko, żeby się tylko ze mną nie spotkać.
- Ale Kubulku o co ci chodzi?- spytałam słodkim głosikiem niewiniątka.
- Raz schowałaś się za Michałem Winiarskim jak tylko mnie zobaczyłaś, drugim razem jak cię zawołałem na korytarzu szybko zanurkowałaś do windy, następnego dnia schowałaś się schowku na szczotki, a przypomnieć ci jaką zaliczyłaś glebę, na schodach, albo jak się potknęłaś o wiadro z wodą i wszystko na siebie wylałaś bo chciałaś przede mną zwiać?
  Kiedy on to tak przedstawiał uświadomiłam sobie swoją nieudolność. Myślałam, że jestem w tym lepsza. No, ale czasem nie chcący robiłam przy tym jakąś głupotę.
- Zdaje ci się. To były takie przypadeczki.- brnęłam dalej w swoich kłamstwach. Oj będę się smażyć w piekle.
Westchnął zrezygnowany. No, ale co ja poradzę, kiedy ja już po prostu taka jestem.
- Skoro mi się wydaje, to może przyjdziesz dzisiaj do sali gier? Jest sobota i chcemy trochę odreagować, ale nic w stylu imprezy, tylko posiedzimy, pogadamy?
- Eeee, no nie wiem wiesz mam jeszcze tyle rzeczy do zrobienia....
- Kajtek no.- jęknął.
- Stop jak ty mnie nazwałeś?
- Kajtek. Pasuje do ciebie.- zaczął się ze mnie śmiać.
Zaczęło się we mnie gotować. 
- Że co ty do w mnie w ogóle rozmawiasz?!
- To o 18 w sali gier. I nie dąsaj się Kajtek.- powiedział i jak gdyby nigdy nic poszedł sobie.
- Nie dąsaj się- przedrzeźniałam go.- On mi mówi, że mam się nie dąsać.- mruknęłam pod nosem i poszłam za nim. No bo co mi pozostało? Unikanie nic mi nie da. Tak wiem, szybko dochodzę do poprawnych
wniosków.
      Gdy weszliśmy razem na stołówkę ponownie towarzyszyło mi to cholerne uczucie, że wszyscy się na mnie gapią. Wzięłam swoją porcję i usiadłam przy 'swoim' stoliku.
- Kryzys w związku zażegnany?- spytał Wrona.
- Jaki kryzys? W jakim związku?
I się zaczęło.
- Nasze gołąbeczki się pogodziły.- dorzucił swoje trzy grosze Kubiak z bananem na twarzy.
- Nie pogodziły się bo w ogóle się nie pokłóciły.
- Czyli jednak jesteście razem?- spytał Kłos i nie czekając na moją odpowiedź poszedł do stolika, gdzie siedział Fabian, Bociek. Kurek, Nowakowski i Winiar.
- Ej, słyszeliście, jednak są ze sobą i się nie pokłócili i- zaczął swój monolog Karol. Plotkara jedna!
Z bezsilności uderzyłam głową w stół i tak z kilka razy.
- Dziecko, zrobisz sobie krzywdę.- pouczył mnie wujek. Taaa, teraz go obchodzi moje samopoczucie. 
Popatrzyłam na niego spod byka. Ledwo dzień się zaczynał, a ja już miałam dość. Gdy Karol wreszcie przyszedł do naszego stolika miałam mord w oczach.
- Jezuuu....- powiedział przestraszony. - Nie patrz tak na mnie.- poprosił niemal płaczliwie i odsunął się trochę od stołu.
- Ej Konar słyszałeś?- usłyszałam tylko Winiara, a właściwie jak dla mnie pana Winiara, tak wiem brzmi komicznie.- W dalszym ciągu są razem bo....- i już dalej nie słuchałam.
   Fajnie, że zgraja dorosłych facetów rozwodziła się nad moim nieistniejącym życiem towarzyskim. No, ale w Spale poza treningami, grą w karty nic się nie działo i szukali sobie rozrywki  i tak się złożyło, że byłam wraz z Kubą tematem numer jeden. 
  

     Na treningu miał się pojawić nowy praktykant. Chłopaki jednak trzymali się nadziei, że to będzie kobieta i będzie ich oszczędzać na masażach nie to co 'Silnoręki'. Jednak ich prośby, modlitwy nie zostały wysłuchane i praktykantem okazał się facet. Niewiele starszy ode mnie, przystojny, ale dupy nie urywa i na pierwszy rzut oka bardzo pewny siebie.
- Dzień dobry wszystkim. Nazywam się Rafał Zarzycki, mam 21 lat i przez najbliższy czas będę miał przyjemność być waszym fizjoterapeutą. Mam nadzieję, że będzie się nam miło współpracować.
 Bla bla bla, ale nudziarz-pomyślałam. Tak wiem jestem okropna. Każdemu po kolei podał rękę. Kiedy stanął przede mną próbował uśmiechnąć się czarująco, ale sory jestem odporna na takie numery.
- Cześć jestem Rafał.- powiedział i pocałował mnie w rękę.
- Kaja.- odpowiedziałam tylko. Okej, przyznaje jest szarmancki.
- Fajnie, że będziemy razem pracować.
Wymusiłam na swoich ustach lekki uśmiech, a w duchu modliłam się, żeby znalazł sobie inny obiekt zainteresowań.
   Usiadłam na krzesełkach, przyglądając się jak chłopaki wylewają siódme poty. Rafał konsekwentnie trzymał się mojej osoby i usiadł obok mnie. Cały czas mnie zagadywał, prawił komplementy, wypytywał o wszystko. Miałam tego dość, ale z drugiej strony pomyślałam, że pomyliłam się co do jego osoby. Przecież był nowy i chciał być tylko dla mnie miły. Miałam wyrzuty sumienia, że tak go potraktowałam więc potem próbowałam bardziej zaangażować się w konwersację. Było to dla mnie pewnego rodzaju wyzwanie, ponieważ nie byłam zbyt dobra w nawiązywaniu nowych znajomości. Potem byłam nawet dla niego wzorcowo uprzejma i gdy poprosił mnie o numer podałam mu go bez słowa sprzeciwu. Próbował się ze mną umówić, ale grzecznie odmówiłam. 
   Wieczorem tak jak obiecałam poszłam na poszukiwanie sali gier, po drodze zgubiłam się kilka razy, ale w końcu dotarłam do celu.
- Fajnie, że przyszłaś.- przywitał się ze mną Maciek.
- Tak, też się cieszę.- oparłam.
Gadałam przez chwilę jeszcze Muzajem, a potem jak z pod ziemi pojawił się przy nas Kuba.
- Szukam cię wszędzie. Słyszałem, że macie nowego fizjoterapeutę.
- No, tak. Praktykant, Rafał, 21 lat nic ciekawego.- skomentowałam całą jego osobę.
- Właśnie ponoć nie mogłaś się od niego uwolnić.- dodał Maciek, a Kubie na tę informacje włosy stanęły dęba, a usta zacisnął w jakby.... wściekłości?
- Podrywał cię?- spytał Popiwczak jakimś dziwnym głosem, a ręce, zacisnął w pięści. Miałam wrażenie, że napiął wszystkie mięśnie.
- Trudno powiedzieć.- odpowiedziałam niepewnie.- Kuba wszystko ok?- spytałam, badawczo mu się przyglądając.
- Tak.- powiedział już normalnym głosem, jakby otrząsając się z szoku, czy z czegoś tam.
   Chłopaki namówili mnie na bilard. Oni grali jak zawodowcy, a ja? Jak totalna łamaga. Nigdy nie byłam w tym dobra, ale przynajmniej pośmialiśmy się trochę. Kuba widząc moje desperackie próby trafienia tą cholerną białą kulą w inne, postanowił mi pomóc.
- Czekaj pomogę ci.- zaoferował się z uśmiechem. Stanął za mną i położył swoje ręce na moich w ten sposób jakby mnie obejmował. Jego twarz znajdowała się tuż przy mojej. Momentalnie zrobiło mi się gorąco, a ciarki przeszły po moim ciele. Nie byłam w stanie oderwać choćby na chwilę wzroku od jego skupionej twarzy. Nie docierał do mnie sens słów, które wypowiadał, zapewne tłumacząc mi co robię źle. Jednak po chwili ocknęłam się i próbowałam słuchać tego co mówi. Kiedy bila wpadła do dołka, duma napełniała mnie entuzjazmem.
- Udało się!- krzyknęłam i rzuciłam się Kubie na szyję.- Przepraszam.- powiedziałam odrywając się od niego po chwili.- Trochę mnie poniosło.- uśmiechnęłam się przepraszająco.
- Może cie tak ponosić częściej.- powiedział i pocałował mnie w policzek, a mi serce ponownie zabiło szybciej.
    Co się ze mną dzieje? Pytałam nie pierwszy raz samą siebie, nie mogąc znaleźć uzasadnienia na swoje emocje i zachowanie. Reszta wieczoru minęła równie przyjemnie i cieszyłam się, że jednak zgodziłam się tam pójść.


-----------------------------------------------------
Rozdział dedykowany Agnieszce Nowak, która przewidziała mniej więcej jak Kaja będzie się zachowywać ;]
Dziękuje za wszystkie komentarze to mnie bardzo motywuje ;]

Następny rozdział tradycyjnie w środę ;]

Pozdrawiam :*