środa, 25 czerwca 2014

Rozdział 3

ROZDZIAŁ 3

-
Tato....- szepnęłam. Nie byłam w stanie wydać z siebie głośniejszego dźwięku. Stałam jak sparaliżowana. Nie potrafiłam drgnąć, ale serce biło jak szalone. Skąd on się tu wziął? Czyżby wujek Krzysiek mu powiedział? Przecież namawiał mnie, żebym z nim została, a może wiedział, że on tu przyjedzie i chciał mnie zatrzymać na moment.
      Ojciec zaczął się do mnie zbliżać, a ja w dalszym ciągu nie mogłam zmusić mojego ciała do ucieczki.
- Co ty tu robisz?- spytałam, kiedy stałam już z nim twarzą w twarz.- Skąd wiedziałeś gdzie jestem?
- Mogę zadać ci to samo pytanie! Co to ma znaczyć? Uciekasz z domu i nawet nie mówisz dokąd. Nie było cię w Rzeszowie. Dzwoniłem do cioci Iwony i tam też cię nie ma. Została tylko jedna opcja. Ale czy to ważne? Czy było ci aż tak źle? Przecież staram się jak mogę!
- Ja głodowałam rozumiesz! Musiałam przez ciebie kraść.... Musiałam bo inaczej umarłabym z głodu. 
- Przepraszam, to się więcej nie powtórzy, obiecuje.- powiedział i przytulił mnie do siebie.  Przez krótką chwilę poczułam się dobrze i znowu malutka iskra nadziei zaczęła tlić się w mojej pokaleczonej duszy.
- Ale nie będziesz więcej pił?- spytałam niemal szeptem.
- Nie rozumiem o co ci chodzi.
Gwałtownie się od niego odsunęłam.
- Jak to nie rozumiesz?- spytałam, a fala rozczarowania zaczęła rozlewać się po moim organizmie.
- Przecież piwo to to samo co kawa. Wszyscy go piją, nie rozumiem o co ci chodzi. Czepiasz się wiecznie. Ty lubisz sok pomarańczowy i nie karze ci przestać go pić. A teraz wracamy do domu.- chwycił mnie mocno za rękę, kierując do samochodu. Swoją drogą ciekawe czemu nim przyjechał skoro wzięli mu prawo jazdy.
- Nie.- wyrwałam mu się.- Zostaję.- powiedziałam spokojnie.
- Do ciebie nic nie dociera. Jestem TWOIM OJCEM!- zaakcentował mocno ostatnie słowa.- Masz mnie słuchać, czy ci się podoba, czy nie. Co by pomyślała o tym twoja mama co?
Zatkało mnie. Nie mogłam uwierzyć, że w tak perfidny sposób próbował grać na moim sumieniu, wyciągając mamę jako argument. Chwycił mnie ponownie za rękę, myśląc, że to co powiedział do mnie w jakiś sposób trafiło.
- Powiedziałam nie.- wyraziłam się bardziej stanowczo i ponownie wyrwałam rękę z jego uścisku, ale to go w żaden sposób nie zniechęciło, lecz zdeterminowało. Położył swoje ręce na moich ramionach i bezlitośnie prowadził w kierunku auta. 
- Puść mnie! Nigdzie nie jadę! Pomocy!- krzyczałam w nadziei, że ktokolwiek mnie usłyszy. Próbowałam się wyrwać, ale na nic. Ojciec był ode mnie zdecydowanie silniejszy. Już kiedy jedną nogą byłam w samochodzie i straciłam resztki nadziei, ktoś jednak przyszedł mi na ratunek.
- Powiedziała, żebyś ją puścił!- ktoś wykrzyczał i rzucił się na niego, odciągając go ode mnie.
- Co ty myślisz smarkaczu, że kim ty niby jesteś?!- rozgrzmiał się wściekły głos człowieka, który zgotował mi piekło.- Jeszcze tu wrócę.- powiedział zdeterminowany, wsiadł a w auto i odjechał, zostawiając mnie w spokoju.
- Nic ci się nie stało?- spytał Kuba, przytulając mnie do siebie. Ponownie się rozpłakałam, tuląc się do chłopaka. On nie wypuszczał mnie ze swoich ramion i powtarzał, że wszystko będzie dobrze, że już po wszystkim. Kiedy, jednak emocje trochę opadły i byłam już względnie opanowana odepchnęłam go od siebie, uświadamiając sobie wcześniej jaki błąd popełniłam- pozwoliłam by ktoś dostrzegł moją słabość.
- Zapomnijmy o tym. 
- Ale Kaja, chcę ci pomóc, jeśli tylko potrzebujesz....
- Niczego od ciebie nie potrzebuje!- przerwałam mu. O tak, byłam okrutna. Znowu zrażałam do siebie człowieka, który jedynie pragnął mi pomóc. Jednak ludziom nie można ufać. Największy błąd to pozwolić, by ktoś zobaczył twoją wrażliwość, twoją słabość- sposób jak można cię zranić. Obróciłam się na pięcie i czym prędzej uciekłam do swojego pokoju, nie zważając, że Kuba biegnie za mną i mnie woła. Zamknęłam się w pokoju i osunęłam na podłogę. Już nie musiałam powstrzymywać łez, które spływały strumieniem po policzku. Założyłam słuchawki na uszy i włączyłam muzykę.

Don’t let them say you ain’t beautiful
They can all get fucked, just stay true to you
Don’t let them say you ain’t beautiful
They can all get fucked, just stay true to you
And everything you stand for turns on you to spite you?
  
   Słowa Eminema rozlały się po mojej duszy, dając mi ukojenie i upust emocjom. O tak.... Tego mi było trzeba. Kiedy byłam już pewna, że panuję nad sobą, wyszłam z pokoju, kierując swoje kroki na salę treningową. Nałożyłam na twarz maskę opanowania  i obojętności. Zero emocji = zero bólu.
   Na treningu pomagałam doktorowi, podawałam piłki, robiłam wszystko co mogłam, by nie być ciężarem. Chciałam, aby mieli ze mnie choć odrobinę pożytku. Obecność siatkarzy bardzo mnie krępowała. Próbowali coś do mnie zagadać, pożartować, ale mimo wszystko cały czas byłam spięta i trzymałam się doktora albo wujka jak koła ratunkowego. Musiało to trochę dziwnie wyglądać. No, ale co zrobię jak nic nie zrobię? Taka już jestem sorki. W dodatku cały czas miałam w głowie sytuację sprzed ośrodka. Wątpliwości zakorzeniły się w mojej głowie. Musiałam to wyjaśnić z wujkiem. 
    Kiedy skończył się trening, poszłam do swojego pokoju. Miałam dość wszystkiego. Czułam się jakby wszyscy wiedzieli co się u mnie w domu dzieje. Wiedziałam, że to złudne wrażenie, ale nie mogłam się go pozbyć. Leżałam gapiąc się bezcelowo w ścianę. Nie poszłam na kolację. Przed oczami cały czas stawał mi obraz pijanego ojca, a potem w uszach zabrzmiały mi jego słowa " Co by pomyślała mama?". Odbijały się one w mojej głowie jak echo. 
- Kaja?- ktoś położył rękę na moim ramieniu. Zerwałam się z łóżka jak poparzona. Nawet nie zauważyłam, że ktoś wszedł.
- Wystraszyłeś mnie.- zwróciłam się w kierunku wuja.
- Czemu cię nie było na kolacji? Coś nie tak?
- Nie miałam ochoty.- powiedziałam, spuszczając wzrok. 
- Ej, co się dzieje?- spytał, podchodząc do mnie.- Mi możesz powiedzieć.
- Tata dzisiaj tutaj był. Chciał, żebym wróciła. Próbował mnie zaciągnąć siłą do auta. Nie mam pojęcia skąd tak szybko się zorientował, że tu jestem. 
- Na pewno nie ode mnie.- zapewnił.
- Wiem, że nie od ciebie bo... - " bo cie kocham i byś mnie nie oddał" chciałam powiedzieć, ale słowa utknęły mi w gardle.-...Bo ci ufam i byś tego mi nie zrobił.- dokończyłam.
Nic nie mówiąc przytulił mnie do siebie, a w moich oczach ponownie pojawiły się łzy. Nie chciałam być słaba, a łzy to przecież oznaka słabości. Jednak przy wujku nie musiałam już się kryć z tym co czuję. On tylko wiedział kim jestem naprawdę, tylko jemu na mnie zależało. Szkoda, że tak późno sobie to uświadomiłam.
       Po 23 w ośrodku nastała cisza jak makiem zasiał. Bezszelestnie wymknęłam się z pokoju i tak, aby nikt nie zauważyłam wyszłam z budynku, kierując się na skraj lasu. Schowałam ręce do kieszeń bluzy, gdzie wyczułam paczkę papierosów i zapalniczkę. Paskudny nałóg, który nabyłam całkiem niedawno i, z którym nie miałam siły ani ochoty walczyć. Gdy moja sylwetka znalazłam się pomiędzy drzewami, mogłam bezpiecznie odetchnąć i zapalić.
- Mam cię!- ktoś krzyknął i wyrwał mi papierosa z ręki.
- Śledzisz mnie czy jak?- spytałam z wyrzutem niejakiego Popiwczaka.- I oddaj mi to!- wyciągnęłam rękę.
- Po moim trupie. Nie pozwolę ci się truć. Paskudny nawyk.- powiedział i zgniótł butem papierosa.
Prychnęłam.
- Mam więcej.- powiedziałam i wyciągnęłam paczkę w celu sięgnięcia po kolejnego papierosa.
- Konfiskuje to.- zabrał mi całą paczkę.
- Ej! Co ty sobie myślisz? Kim ty jesteś, żebyś mną dyrygował?! Daj mi to w tej chwili!- tupnęłam nóżką jak mała dziewczynka.
- Jak chcesz to spróbuj mi to zabrać.- powiedział i ruszył biegiem, nie myśląc nic pobiegłam za nim, wykrzykując coraz to nowsze obelgi w jego kierunku, ale on nic sobie z tego nie robił.
- Dobra! Poddaje się! Nie mam już siły!- usiadłam na ziemi i dopiero teraz dostrzegłam jak bardzo jest ciemno.
- Mądra dziewczynka.- podszedł do mnie Kuba i poklepał po głowie.
- Nie denerwuj mnie.- warknęłam przez zaciśnięte zęby.- Gdybym wiedziała jak wrócić to byś już był trupem.
- Słodko wyglądasz jak się złościsz.- stwierdził.
- Daj sobie na wstrzymanie bo inaczej moja "słodka" twarz to ostatnie co w życiu zobaczysz.- przykro mi, ale nie potrafię być miła. Nie chce mieć przyjaciół, a on usilnie próbował się ze mną zakolegować.
- Okey, nie marudź tylko wstawaj i wracamy.
    No i ruszyliśmy przez ciemny las. Teraz, kiedy adrenalina opadła zaczynałam się potwornie bać. Wspominałam, że boje się ciemności? Nie? No to wiedzcie, że panicznie boje się ciemności. Usłyszałam trzask łamanej gałązki.
- Co to było?- pisnęłam.
- Co?
- Nie słyszałeś? Tam coś jest.- przekonywałam go przerażona. Trzęsłam się jak galareta już sama nie wiem, czy ze strachu, czy z zimna. Nie uszło to uwadze Kuby i nałożył mi na ramiona swoją bluzę.
- Nie trzeba, dzięki.- ściągnęłam ją z zamiarem oddania.
- Nie będę szedł w bluzie, kiedy obok mnie piękna dziewczyna marznie.
Speszyłam się.
      Nie byłam przyzwyczajona, że chłopak mnie komplementuje. Kiedy się dało swoją twarz zasłaniałam jak tylko mogłam. Nie byłam typem dziewczyny, w której ktokolwiek mógłby się zakochać. Nikłe ślady makijażu, kaptur na głowę, zero sukienek. Po co to komu? Z resztą byłam zdania, że moje zachowanie ich zdecydowanie zniechęcało. Kilku chłopaków ze szkoły, a sądząc po ich zachowaniu chłopaczków się mnie bało. Jak facet może się bać dziewczyny? To dowód na to, że moja osoba raczej odpychała wszystkich niż przyciągała zainteresowanie. Prócz niechęci, czasem ktoś odczuwał litość. Zakochana byłam raz i to uczucie nie jest warte tego co się przeżywa, gdy ma się złamane serce. Wyleczyłam się z miłości i przyjaźni zarazem. Ale to opowieść na inny czas. W każdym bądź razie nie mogłam zrozumieć dlaczego Kuba jest wobec mnie taki miły mimo, że ja byłam od samego początku dla niego okropna. I dlaczego do jasnej cholery ja się przy nim czerwienię?! Dobrze, że było ciemno.
- Daj ręke.
- Po co?- spytałam zdziwiona.
- Bo widzę jak się boisz.
- Wcale, że nie!- odparłam oburzona.- Nie boje się.- zapewniałam z udawaną pewnością siebie.
- Jak chcesz.- powiedział i ruszył przed siebie. Ponownie usłyszałam jakiś przerażający dźwięk.
- Kuba!-zapiszczałam i czym prędzej pobiegłam za nim, chwytając się jego obiema rękoma.
- A nie mówiłem.- zaśmiał się.
Już nic nie odpyskowałam. Za bardzo byłam zajęta rozglądaniem się na około, czy aby na pewno nic nie czai się w ciemności. Modliłam się w duchu, żeby tylko bezpiecznie dotrzeć do pokoju. Kiedy już zobaczyłam światła na około ośrodka, miałam ochotę paść na kolana i dziękować Bogu. Młody siatkarz wyrzucił papierosy do kosza na śmieci mimo moich protestów. "Robię to dla twojego dobra."
- Widzisz nic nas po drodze nie pożarło.- stwierdził Kuba, kiedy już staliśmy pod moim pokojem. - Możesz już mnie puścić, jesteś bezpieczna.- przez to wszystko zapomniałam, że dalej ściskam jego rękę. Ponownie się speszyłam, ale tym razem nie uszło to jego uwadze.
- Ty się rumienisz?
- Wcale nie!- zaprzeczyłam.- To od zimna.
- Taaaa, jasne.- uśmiechnął się. Przybliżył się do mnie, a ja stałam jak sparaliżowana. Był zdecydowanie za blisko. Mogłam wyczuć cudowny zapach jego perfum. Dostrzegłam cudowną barwę jego oczu. - Słodko wyglądasz jak się tak rumienisz.- wyszeptał mi na ucho.
-Wiesz co, odczep się!- krzyknęłam i weszłam do pokoju, zatrzaskując za sobą drzwi. Dlaczego nie mogłam się ruszyć? Dlaczego przy nim momentami się zachowuje jak prawdziwa ja? Zdecydowanie za dużo ostatnio myślałam. Kuba jest dla mnie miły, a mnie wzięły wyrzuty sumienia, że tak go traktuję. Tak to zdecydowanie to. Koniec rozmyślania. Popatrzyłam na zegarek. 2 w nocy. No ładnie, a o 7 trzeba wstać.
       Rano wyglądałam potwornie. O mały włos bym nie zaspała na śniadanie, ale do pokoju wszedł wujek.
- Jeszcze 5 minut.- poprosiłam i zakryłam twarz poduszką.
- Żadne pięć minut! Już późno. Czyja to bluza?
W jednej chwili otworzyłam szeroko oczy. Ups... Wyczuwam kłopoty, wypytywanie, przesłuchanie i te sprawy.
- Znalazłam wczoraj na korytarzu.- powiedziałam pierwsze co przyszło mi do głowy.
- I zabrałaś do pokoju. Ciekawe, ciekawe.
- Wiesz masz rację, ale jest późno. Lepiej się pospieszę.- wypaliłam pierwsze co mi przyszło do głowy. W pośpiechu wzięłam jakieś ciuchy i zamknęłam się w łazience. Na wypytywaniu się nie skończy. Będzie śledztwo.  Nie daj boże dowie się z kim byłam i jeszcze ta osoba się wygada, że pale. A wujek Krzysiek nie cierpi palaczy i miałabym szlaban jak stąd do wieczności.
     Poszłam na to śniadanie i czułam cały czas wzrok wujka na sobie. Chociaż udawałam, że nie widzę jak się we mnie uporczywie wpatruje, to jego wzrok okropnie mnie palił. Jeszcze oliwy do ognia dolał Kuba. Wszedł sobie na stołówkę i niby przypadkiem przeszedł obok naszego stolika.
- Dzień dobry chłopaki.- zwrócił się do moich towarzyszy, na co oni kiwnęli mu głową. - Hej Kaja.- powiedział z uśmiechem. A wujka chyba wbiło w krzesło.
- Ktoś tu kogoś lubi.- stwierdził z bananem na twarzy Kłos.
- Skąd go znasz?- spytał libero. Oho! Zaczyna się.
- Nie znam.
- Kaja!
- Na prawdę.- zarzekałam się.
- Igła, nie pamiętasz jak to jest byś młodym?- spytał Kubiak.- Mają się ku sobie i tyle.
- Nikt nie ma się ku sobie!- zaprzeczyłam.
- Podoba ci się?- dopytywał Wrona.
Wrrrr.... No ludzie! Co oni się na mnie uwzięli wszyscy. Podłapali temat i teraz mi nie odpuszczą.
- Kaja, jak byś się nudziła dzisiaj też możemy iść na spacer, o ile pan Krzysiek się zgodzi.- puścił mi oczko i jak gdyby nigdy nic poszedł do swojego stolika. Wykastruje, zabije zakopie, odkopie, zabije zakopie!
- Jaki spacer?
- Wujek, ja nie mam pojęcia, o czym on mówi!- zaklinałam się dalej.
- Spoko Igła, Kuba to dobry chłopak.- uspokajał go Dziku.- Niech sobie idą.
- Dobrze, że się pyta o zdanie starszych tak jak to powinno być.- pokiwał głową.- Możesz z nim iść. 
- Ej, w ogóle czy ktoś mnie tutaj słucha! Ja nigdzie nie idę. Nie znam człowieka. Po prostu się do mnie przyczepił i tyle!
Wszyscy przy stoliku zaczęli się ze mnie śmiać i puszczaj jakieś durnowate teksty o miłości. Po prostu super.
- To była jego bluza prawda?- drążył temat dalej wujek.
- Dał ci swoją bluzę?- spytał Kłos.
- To prawie jak małżeństwo.- dodał Andrzej z udawaną powagą i po chwili oczywiście razem ze wszystkimi zaczął się ze mnie śmiać. Myślałam, że nie wytrzymam. A jak tu dotrwać do końca dnia.
   Po porannym treningu miałam dosyć wszystkich i wszystkiego. Nie wiem jakim cudem wytrzymałam, ponieważ wszyscy siatkarze puszczali jakieś aluzje i myślałam, że mnie szlak jasny trafi. Więc, kiedy natknęłam się na Popiwczaka na korytarzu myślałam, że wyjdę z siebie, stanę obok i mu przypieprzę.
- Nie szczerz się tak!- powiedziałam na wstępie.- Nawet nie wiesz co przez ciebie muszę znosić.
- Wyluzuj.
- Żadne wyluzuj, a wygadaj się wiesz o czym to zobaczysz co ci zrobię.
- Nic nie powiem, więc nie bądź spinacz, ale pod jednym warunkiem.
- Jakim?
- Dasz się gdzieś zaprosić.
---------------------------------------------------------------------------------
Rozdział nie jest tak długi jakbym chciała, ale wróciłam dopiero w niedziele wieczorem i nie za bardzo miałam, kiedy pisać :)
Rozdziały będą pojawiać się w każdą środę :)
Dziękuje za wszystkie komentarze to naprawdę mnie motywuje :)
PS: Jak myślicie co będzie dalej? Czekam na sugestię :)

środa, 18 czerwca 2014

Rozdział 2

Rozdział 2
       Otworzyłam oczy. Nawet nie pamiętam, kiedy usnęłam wtulona w wujkowe ramię.  Tak dawno nie przespałam spokojnie, bez koszmarów całej nocy, że już nie pamiętałam jak to jest mieć dobry sen. Rozejrzałam się po pokoju. Byłam sama, ale na stoliku leżała pełna taca z jedzeniem, na którą się niemal rzuciłam. Wczoraj zjadłam tylko jedną bułkę więc nie ma co się dziwić. W błyskawicznym tempie pochłonęłam całe swoje śniadanie.  Potem poszłam wziąć prysznic. Mimo wszystko nie chciałam straszyć ludzi swoim wyglądem.
       Kiedy wyszłam z łazienki nie za bardzo wiedziałam co ze sobą zrobić. Dręczyły mnie wyrzuty sumienia, czy aby na pewno zrobiłam dobrze przyjeżdżając do Spały po pomoc do wujka. Przecież ludzie, by plotkowali, plotkowali, ale w końcu znaleźli by sobie inny temat do rozmów... A tacie nie dałam nawet znać co się ze mną dzieje, dokąd uciekłam.... Może powinnam wrócić? Może nie powinnam go tak zostawiać? Niewiele się zastanawiając zaczęłam pakować swoje rzeczy i gdy już miałam wychodzić drzwi do pokoju się otworzyły.
- Co ty robisz?- spytał wujek.
- Wracam do domu. Nie powinnam przyjeżdżać.- przyznałam załamującym się głosem.
- Nigdzie nie wracasz. Zostajesz ze mną.  Już rozmawiałem o tym z trenerem. 
- Nie mogę zostać. Tata się na pewno o mnie martwi. Źle zrobiłam, że go zostawiłam.
- Co ty mówisz? Ja cię nigdzie nie puszczę. Nie pozwolę byś przeżywała piekło.
- Ale... On nie jest do końca zły....- mimowolnie łzy zaczęły spływać po mich policzkach.- Przecież są też te dobre chwile... A on jest po prostu chory....
Wujek przytulił mnie do siebie.
- Nie usprawiedliwiaj go. Chcesz wrócić i co dalej? Nie dasz rady mu pomóc bo on tego nie chce. On nie zdaje sobie sprawy, że ma problem, a ja nie puszczę cie stąd. Bo... Bo cię kocham.- powiedział, a mi na ostatnie jego słowa zrobiło się ciepło na sercu. Tak dawno ich nie słyszałam do kogokolwiek. - Weź rzeczy, zaprowadzę cię do Twojego pokoju. Dobrze?- spytał i otarł moje łzy.
Pokiwałam na znak, że się zgadzam. 
- No, uśmiechnij się. Zobaczysz będzie fajnie.- objął mnie ramieniem i wyprowadził z pokoju, kierując się do windy.
- Zaraz to ja nie mam pokoju na piętrze z tobą?
- Nie, ale spokojnie masz z kadrą b piętro wyżej.
No to fajnie.....
      Nie byłam taka jak się wszystkim wydawało- zapatrzoną w siebie, obrażoną na cały świat, zbuntowaną złośnicą. To był mój mechanizm obronny. W życiu trzeba być silnym bo jeśli pokażesz ludziom, że łatwo cię zranić oni to perfidnie wykorzystają. To była moja żelazna zasada, którą się kierowałam- zrażać do siebie wszystkich, aby nikt mnie nie zranił.
- Który to pokój?-spytała zrezygnowana, kiedy wyszliśmy z windy.
- 223. Masz tu kluczyk. Rozpakuj się, przyjdę po ciebie na obiad zgoda?
Przytaknęłam.
- A i będziesz pomagać doktorowi. Wiesz podawać leki, czy robić porządek z papierami, dobrze?
- Dobrze.
Libero odwrócił się i kierował się z powrotem do windy. Zawahałam się przez moment.
- Wujek?- zawołałam za nim, a on się odwrócił, spoglądając na mnie pytająco.- Wiem, że może tego po mnie nie widać, ale doceniam to co dla mnie robisz.- powiedziałam niepewnie, nie wiedząc jak wyrazić to co czuję.
- Wiem.- podszedł do mnie i przytulił kolejny raz.- Wiem, Kaja.
        W takich chwilach zastanawiałam się, czy rzeczywiście warto udawać, że jest się z kamienia. Trudno być "zimną suką" dla kogoś kto okazuje ci serce.
         Weszłam do pokoju i zamknęła drzwi. Rozejrzałam się po pomieszczeniu i rozpakowałam swoje rzeczy. Nie było tego za wiele. Wyszłam na balkon, rozkoszując się pięknymi widokami spalskich lasów.  Zamknęłam oczy i z uśmiechem na ustach wdychałam świeże powietrze.
- No proszę, kogo to moje oczy widzą?- zawołał ktoś z pokoju obok, a ja podskoczyłam ze strachu. - Hahaha, przepraszam, nie chciałem cię przestraszyć.- powiedział, śmiejąc się dalej.
- Bardzo śmieszne Kuba wiesz...
- Wow, zapamiętałaś moje imię. 
- Trudno nie zapamiętać kogoś tak irytującego.- odpowiedziałam zgryźliwie. 
- Ej, jesteś nie miła.- udawał oburzonego.
- A ty niski i co z tego?
- To już cios poniżej pasa! Jestem wyższy od ciebie.
- Ale niższy od innych.- ups chyba trafiłam w czuły punkt.
- A skąd to możesz wiedzieć? Widziałaś tych wszystkich?
- Nie.... Ale nie trudno być wyższym.- oj tak to było wredne Kaja, a on był dla ciebie miły. No cóż... Niech się pozbędzie złudzeń, że można się z tobą zakumplować. Nie jesteś dobrym materiałem na przyjaciela.
Weszłam z powrotem do pokoju, nie chcąc kontynuować tej rozmowy, która jak na mój gust była bezcelowa. Włączyłam telewizor i położyłam się na łóżku. W taki oto sposób przetrwałam do obiadu.
- Jesteś pewien, że to dobry pomysł?- pytałam wujka, kiedy kierowaliśmy się na stołówkę.
- A czemu miałby być zły?- pytała rozbawiony.- Nie wstydź się.
- Ja się wcale nie wstydzę!- zaprzeczyłam i stanęłam w miejscu.
Zrezygnowany libero, wziął mnie za rękę i niemal siłą ciągnął na obiad.
- Ale zrobiłam fatalne pierwsze wrażenie. Byłam zaryczana.
- No to teraz zrobisz dobre drugie.
- Wiesz, że ja mam ciężki charakter i mogą mnie nie polubić.
- Głupoty gadasz.- nie dawał się przekonać.
Nie chciałam się do tego przyznać, ale rzeczywiście się wstydziłam. Przecież oni widzieli jak płakałam, a sama świadomość, że to są sławni siatkarze napawała mnie lekkim strachem i ogromną niepewnością.
- Ty nic nie rozumiesz. I przestań się ze mnie śmiać.- walnęłam go w ramię, trochę już wściekła.
       Kiedy weszliśmy na stołówkę to nie dość, że nie było już odwrotu to czułam się idiotycznie prowadzona przez wujka za rękę jak małe dziecko do przedszkola. Podeszliśmy pierwsze nałożyć sobie obiad, a potem do stolika, przy którym siedział Kłos, Wrona i Kubiak.
- Chłopaki, poznajcie. To moja chrześniaczka Kaja.
Po kolei każdy mi się przedstawił i podawał z uśmiechem rękę. Mimo moich początkowych obaw byli dla mnie bardzo mili. Jednak prawie w ogóle się nie odzywałam.
- Kaja, co ty taka milcząca?- spytał Kłos.
- Tak jakoś.
- Daj jej spokój, ma geny Igły ino patrzeć jak się rozgada.- zaśmiał się Andrzej, a wujek zgromił go spojrzeniem, na co z kolei ja się zaśmiałam z Michałem.  Każdy z siatkarzy zabronił mi kiedykolwiek zwracać się "per pan". 
Kolejną dawkę śmiechu dostarczył Karol. Jak gdyby nigdy nic jedliśmy obiad, a ta za przeproszeniem oferma wylała na siebie całą zupę.
-Aaaaa! Aj! Aj! Aj! Gorące!
Wszyscy, który byli na stołówce nie mogli powstrzymać się od śmiechu. 
- To nie jest zabawne!- krzyknął i dziwnym krokiem wyszedł z pomieszczenia, co siatkarze również skwitowali śmiechem.
        Wychodząc ze stołówki miałam okazję poznać człowieka, z którym miałam pracować- doktora Sowę. Poprosił mnie, żebym poszła z nim do jego pokoju i wytłumaczył mi co będzie należało do moich obowiązków.
- Twoje pierwsze zadanie to, żeby zanieść lód i maść Karolowi.- powiedział podając mi obie rzeczy.
 Poszłam do pokoju środkowego. Zapukałam trzy razy drzwi i od razy weszłam.
- Aaaa!- wrzasnęłam i zamknęłam oczy, gdyż niejaki pan Kłoś paradował w samym ręczniku.- Przepraszam powinnam poczekać, ale przyniosłam coś na te... poparzenia.
- A tak, dzięki. Nie przejmuj się.
Spaliłam buraka i jak najszybciej wyszłam z pokoju. No nie jestem przyzwyczajona widywać nagie, męskie klaty i to jeszcze TAKIE klaty!
         Miałam trochę wolnego przed treningiem, na którym musiałam być więc poszłam przed ośrodek i usiadłam na ławce. 
- Kaja!- zawołał ktoś mnie. Obróciłam się w kierunku, z którego dochodził głos. Doznałam szoku.
- Tato.... 


----------------------------------------
Ten rozdział trochę krótszy od poprzedniego wyszedł, ale następnym razem zadbam o dłuższy :)
Nie wiem, czy będę mogła komentować Wasze blogi i odpowiadać na Wasze komentarze bo jutro wyjeżdżam na weekend :) Obiecuje nadrobić zaległości jak wrócę (chyba że złapie wifi :D)
Dziękuje za wszystkie komentarze pod rozdziałem 1 :)

środa, 11 czerwca 2014

Rozdział 1

ROZDZIAŁ 1
       Śmierć. Cóż to jest? Dlaczego napełnia ludzi takim strachem? Niemal każdy człowiek na ziemi się jej lęka. Może właśnie dlatego myślałam, że oczekiwanie na jej nadejście sprawi mi większy ból. A tymczasem dryfuje wśród otchłani własnych myśli. Jednocześnie czuję, że to nie jest koniec. Coś, czymkolwiek było, nie pozwalało mi przekroczyć ostatniej granicy między życiem, a śmiercią. Nie byłam w stanie się poddać i rzucić w ostateczną ciemność. Czy człowiek nie jest istotą żałośnie pełną sprzeczności? Przecież chciałam tego. Pragnęłam odejść w słodkie zapomnienie. A więc co mnie powstrzymało przed całkowitą kapitulacją świadomości? Nie wiem, ale żałowałam, że nie jestem w stanie odejść na zawsze.
       Poczułam swoje ciało. Ogarniający ból był niezwykle dotkliwy. Próbowałam podnieść powieki, które były jak z żelaza. Kiedy jednak udało mi się otworzyć oczy, poraziło mnie światło. Syknęłam, na doświadczenie kolejnej dawki bólu.
- Kaja.... Dziecko..... Nawet nie wiesz jak bardzo się o ciebie martwiłem.- skądś znałam ten głos. Ciepły, pełen miłości i troski. Spojrzałam na człowieka, który trzymał moja rękę i patrzył na mnie ze łzami w oczach. Na jego twarzy malowało się uczucie ulgi.
- Wujek.... Co się stało? Gdzie ja jestem?- pytałam.
- W szpitalu.
- Ale jak to w szpitalu?!- krzyknęłam rozpaczliwie i nagle wszystko do mnie dotarło.- Nie udało się....- szepnęłam z rozczarowaniem.
- Co się nie udało?! Dziecko, czy ty wiesz co ty chciałaś zrobić?! Mogłaś zginąć! Kochanie, dlaczego to zrobiłaś?- dopytywał się, ale ja nie byłam w stanie mu się zwierzyć.- Pomogę ci.- przekonywał dalej.
- Nie mogę ci powiedzieć.- powiedziałam z oczyma pełnymi łez. 
- Jak to nie?- spytał łagodnie.- Wszystko mi możesz powiedzieć, słoneczko.- zapewniał.
Z jednej strony tak bardzo chciałam mu zaufać i uwierzyć, że on będzie mógł naprawić całą tą sytuację, ale z drugiej strony to nie była jego sprawa, miał swoją rodzinę, swoje życie, swoje problemy. Czy mogłam liczyć na to, że i dla mnie znajdzie czas, że będę mogła przynależeć do jego szczęśliwej rodziny? Wątpię. Miałam swoją, nieszczęśliwą, zepsutą, chorą, ale to była moja rodzina, moja rzeczywistość i im szybciej to zaakceptuje tym lepiej dla mnie.
        Jednak.... Tak bardzo pragnęłam poczuć się szczęśliwa i bezpieczna, a przede wszystkim kochana i co najważniejsze chciana. Tak bardzo pragnęłam wracać do domu bez obawy o widok, który zastanę. Tak bardzo pragnęłam mieć przyjaciela, któremu mogę zaufać i którego nie wstydziłabym się zaprowadzić do domu w strachu przed tym co tam może zobaczyć. Potrzebowałam kogoś bliskiego. I właśnie w takich chwilach wahania uświadamiałam sobie, że mój ojciec wcale nie jest do końca zły. Przecież nie wszystkie wspomnienia z nim związane są przesiąknięte żalem.... Są równie i te dobre. W końcu to ten sam człowiek, który uczył mnie jeździć na rowerze, ten sam który uczył mnie grać w piłkę, ten sam, który zabrał mnie na moje pierwsze mecze siatkówki i piłki nożnej, ten sam który przytulał mnie, gdy byłam chora, ten sam który zabierał na wycieczki.... Pieprzone sentymenty i uczucie przynależności do kogoś kto zamienia twoje życie w piekło.... Czy może być coś gorszego? Chyba tylko wyrzuty sumienia.
- Twój tata tu jest. Wiesz jak on bardzo to przeżywał? Chciałaś zrobić to jemu?- pytał wujek, nieświadom, że właśnie wbija mi nóż w serce. Poczułam uścisk w żołądku, a marzenie o zniknięciu ponownie ogarnęło mój umysł.
- Myślałaś w ogóle o nim?- drążył temat dalej. "A czy on myślał o mnie, kiedy leżał pijany na podłodze? Czy mu w ogóle na mnie zależy?! Czy on w ogóle wie jak ja się czuje?! To ja się pytam, czy on o mnie myśli, kiedy chwyta w rękę kolejną butelkę piwa!!"- krzyczała moja niezwykle zraniona dusza, która pragnęła by jej wszystkie troski ujrzały światło dzienne, ale ja nie byłam w stanie wykrztusić z siebie ani jednego słowa.
        Jedno jest pewne: ojciec w ogóle nie myśli o mnie, tylko kieruje się nie odpartą potrzebą sięgnięcia po alkohol. Dlatego i ja, gdy trzymałam w dłoni ostrą stal nie myślałam o nim, lecz działałam pod wpływem swoich pragnień. Chciałam tylko, żeby moja męka się skończyła... Czy to naprawdę tak wiele?
- Gdzie on jest?- spytałam chrapliwym, słabym głosem.
- Rozmawia z lekarzami. Kaja, powiedz mi, czy coś się dzieje niedobrego?
Podjęłam decyzję.
- Nie chcę twojej pomocy! Nic się nie dzieje! Wyjdź, nie mogę nawet na ciebie patrzeć!- wiedziałam, że w ten sposób go ranię, ale musiałam chronić swoją jedyną rodzinę- swojego ojca, który potrzebował mojej pomocy. Wujek Krzysiek patrzył na mnie otępiały bólem, jakie moje słowa mu wyrządziły. Nie wiedział, że bardziej krzywdzę siebie niż jego, ale to było jedyne wyjście. Powoli wstał z krzesła, a w jego oczach malowało się ogromne cierpienie. Co mogłam zrobić? Musiałam tak postąpić.
- Pamiętaj, że zawsze możesz na mnie liczyć...- powiedział cicho i wyszedł, a ja zaszlochałam, gdy drzwi zamknęły się za nim. Właśnie zraziłam do siebie jedyną osobę, której tak naprawdę na mnie zależało. Tatowi pewnie też, ale on był chory bo alkoholizm to choroba, ale zawsze miałam co zjeść, czy w co się ubrać, ale nic nie było mi w stanie wynagrodzić widoku, który przywykłam oglądać- jak był zalany w trupa.
         W życiu trzeba byś silnym, inaczej jesteś skończony. I dlatego starałam się, by nikt nie zdobył mojego zaufania bo właśnie wtedy jesteś podatny na urazy- kiedy masz kogoś na kim ci zależy. Jeśli umiesz liczyć, licz tylko na siebie. Przykre, nieprawdaż? Ale tego uczy zwykła codzienność w szkole zwanej życiem.

Drzwi do sali ponownie się otworzyły i zobaczyłam swojego ojca.
- Dziecko, co ty chciałaś zrobić?- spytał.
- Przepraszam tato, to było niechcący....- przy nim znów byłam małą dziewczynką, która nie potrafi powiedzieć mu prawdy. On po prostu nie potrafił zaakceptować swojej choroby.
- Załatwię ci wizyty u psychologa i wszystko będzie dobrze.- zapewniał bardziej siebie niż mnie.
- Chyba tobie przyda się lekarz. Codziennie pijesz.....
- Mi nic nie jest. Przecież piwo to normalny napój. Ty codziennie pijesz herbatę i się ciebie nie czepiam!- wkurzył się jak zwykle, kiedy chociaż delikatnie próbowałam mu dać do zrozumienia, że potrzebuje pomocy.- Dobrze, skoro tak ci na tym zależy już więcej nie napije się piwa.- powiedział, widząc moje łzy, a we mnie na nowo rozkwitła nadzieja na lepsze życie.
       Zatrzymali mnie w szpitalu na obserwacji jeszcze kilka dni. Gdy wyszłam przez moment rzeczywiście było tak jak ojciec przyrzekał. Zero piwa, zero alkoholu, jak w normalnej rodzinie. Jednak po tygodniu, kiedy wracałam ze szkoły ponownie zastałam znajomy mi widok- włączony telewizor, ojciec śpiący na podłodze, a wokół niego mnóstwo butelek. Nadzieja tak jak szybko się pojawiła, tak samo szybko umarła i zabrała ze sobą cząstkę mnie. Jednak to nie było w tym wszystkim najgorsze. Z miesiąca na miesiąc było coraz gorzej. Powoli zaczynało brakować jedzenia bo ktoś potrzebował funduszy, aby zapewnić sobie "zimnego browarka". I dlatego ja miałam głodować?
         Ze mną też było coraz gorzej. Przestałam widzieć sens, w każdej czynności. Przestałam chodzić do szkoły, zaczęłam palić, co z tego, że zwiększam prawdopodobieństwo zachorowania na raka. Kiedyś trzeba na coś umrzeć. Poznałam Adriana- chłopaka z tak samo rozbitej rodziny jak moja, ale powiedzmy bardziej "samodzielnego". Nauczył mnie.... jak kraść. Właśnie tak. Kraść. Brzydkie słowo? A co jeśli musiałam to zrobić. Po prostu byłam tak głodna, że musiałam się "przystosować" do nowej sytuacji. Ukraść pierwszą rzecz jest najtrudniej bo nękają się ogromne wyrzuty sumienia. Jednak wolę to niż umrzeć z głodu. Najgorzej jak cię złapią. Wstyd jak nic, a kolejne uczucie rozczarowania przychodzi, gdy twoi nowi "kumple" uciekają jak najdalej. Trudno. Potrafiłam przywiązać się nawet do takich osób. Mój błąd. Najpodlejsze z tego wszystkiego było to co zrobiłaś potem. Zadzwoniłaś nie po ojca bo wiesz w jakim był stanie, ale po wujka Krzyśka, który pędził, znając go, autostradą bo jego ukochana chrześniaczka prosiła, by przyjechał po nią na komisariat policji.
- Dlaczego to zrobiłaś?- pyta, kiedy jesteście już w aucie.- Odpowiedz mi!- stracił nerwy, nic dziwnego. Dziwiłaś się, że w ogóle przyjechał po tym co mu powiedziałaś.
- Taki miałam kaprys.- odpowiedziałaś bezczelnie. "Tato ile razy jeszcze będę musiała przez ciebie go ranić?!"- krzyczałaś w środku.
- Kaprys?! Czy ty nie masz co jeść?! Kaja! Na litość boską co się z tobą dzieje?- spytał już łagodniej, kiedy zaparkował pod twoim domem. - Najbardziej mnie dziwi, że nie zadzwoniłaś po tatę tylko po mnie.
- Skoro to dla ciebie taki problem to spadaj!- warknęłam.
- Wiesz, że nie to miałem na myśli.
- Odejdź i zostaw mnie tak jak mama! Wyjedź !- krzyczałam, gdy wysiadłam z auta, a on próbował mnie złapać za rękę.- Nie dotykaj mnie!- wyrwałam mu się.- Odejdź!- wrzeszczałam, ale moja dusza krzyczała "Zostań! Pomóż mi!". Kolejny raz zadałam mu ból i się przez to nienawidzę. "Tato ile będę musiała przez ciebie znosić?!"
Odjechał.... Znowu.
      Ojciec chcąc nie chcą dowiedział się o akcji na policji. Ponownie zaczęły się obiecywania, że już nigdy więcej nie chwyci się wódki, że wszystko wróci do normy, a ja.... A ja głupia w to uwierzyłam. Owszem na początku było normalnie co dawało mi nadzieję, że już tak zostanie. W lodówce było co jeść, a ja nie musiałam kraść. Potem było już tylko gorzej....
       Brak jedzenia spowodował moje odnowienie się kontaktów z Adrianem. Musiałam znowu iść kraść, żeby nie czuć potwornego bólu w żołądku, który rozpaczliwie domagał się jedzenia. Kiedy już zadbałam o to, żeby nie paść z głodu, odzywały się we mnie wyrzuty sumienia.
- Słuchaj młoda, musisz jakoś żyć. Właściciele takich sklepów są bogaci. Jedna bułka w tą czy w tamtą nie robi, żadnej różnicy.- zapewniał. Na swój sposób też nie był do końca zły. Uczył mnie kraść, ale on sam nie miał w życiu kolorowo. Musiał jakoś przetrwać w tyk okrutnym świecie. A nikt nie przyjmie do pracy syna kryminalisty.- Jest impreza u Chmiela. Idziemy?
Co miałam do stracenia. - Idziemy.
         Dotarliśmy do jakiejś starej kamienicy. Melina jak z filmów. Nie mogłam w stanie się odnaleźć w tym gronie.
- Masz mała, chluśnij sobie to się rozluźnisz.- powiedział jakiś chłopak, podstawiając mi pod nos drinka. Zapytam po raz drugi: Co miałam do stracenia?.  Rzeczywiście. Mocno wstawiona bawiłam się znacznie lepiej. Jednak nie byłam sobą. Tańczyłam z różnymi chłopakami, którzy byli prowokowani moimi seksownymi ruchami. Tańczyłam coraz odważniej nie zwracając uwagi na innych.
         Tymczasem sąsiedzi wezwali policje. Trafiłam do komisariatu, a kto mnie odebrał? Wujek Krzysiek. Czyżby powtórka z rozrywki? Na moje szczęście bądź nieszczęście ojciec był wtedy trzeźwy i nie musiałam go kryć.
- Marek, co się z nią dzieje?- pytał mój wujek ojca, myśląc, że go nie słyszę.
- Nie wiem, staram się jak mogę. Robię wszystko, żeby miała jak najlepiej, ale pewnie jestem beznadziejnym ojcem. Po śmierci Ewy zwyczajnie sobie nie radzę.
- Dobrze sobie radzisz jak na zaistniałą sytuację.- pocieszał go wujek. Gdyby tylko znał prawdę......

       Nadszedł maj. Dwa ostatnie miesiące szkoły i te sprawy. Dla mnie koniec życia w Krośnie. Otóż mojemu ojcu za jazdę pod wpływem alkoholu zabrali prawo jazdy, a że policjant, który był przy tym, był jednocześnie ojcem największej w szkole plotkary to już inna  kwestia. W czwartek jak gdyby nigdy nic idę niczego nieświadoma do szkoły. Już w drodze do niej czuję na sobie ukradkowe spojrzenia przechodzących obok mnie ludzi.
    Wchodzę do klasy, a wszyscy wpatrują się w moją postać. Skrępowana siadam w ostatniej ławce, ale nikt nie odwrócił ode mnie wzroku. Samo to powinno mi dać do myślenia.
- Co się tak wszyscy na mnie gapicie?!- pytam udając wkurzoną, ale w głębi serca czułam panikę. Nie cierpiałam być w centrum uwagi. Wolałam być niewidoczna.
- Nie musisz się zając swoim pijanym ojcem?- zapytała Maryśka. Moje serce zaczęło bić szybciej, a w żołądku poczułam uścisk. - Co? Zdziwiona? Wieści  szybko się rozchodzą. Tutaj wielka dresiara, siotrzenica Krzysztofa Ignaczaka, a tutaj proszę bardzo, ojciec alkoholik. Co się tak na mnie patrzysz śmieciu?- wybiegłam z klasy.
- Masz racje, uciekaj! Nie ma tu dla ciebie miejsca!- usłyszałam za sobą, a potem był już tylko śmiech...."Tato dlaczego zepsułeś mi życie już do końca?!"
Biegłam ile sił w nogach. Wpadłam do domu jak huragan. W pośpiechu zaczęłam pakować swoje rzeczy do jednej małej torby. Nie było tego wiele. Brałam tylko to co najpotrzebniejsze. Kierunek: Rzeszów. Działałam impulsywnie, pod wpływem emocji, ale uciekałam do wujka po pomoc póki jeszcze miałam na to odwagę.
       Trochę zajęło mi dotarcie do miasta i do domu, w którym mieszkał wujek z ciocią, ale jakie było moje rozczarowanie, kiedy nikogo nie zastałam. No tak.... Wujek w Spale, a ciocia wyjechała do swoich rodziców z dziećmi. Zawsze tak robiła, kiedy wujek wyjeżdżał z Rzeszowa na okres reprezentacyjny.
- Może powinnam wrócić?- spytałam samą siebie. Wahałam się co zrobić. Może źle postąpiłam.... Może powinnam zostać i... No właśnie i co? " Przepraszam tato, tobie już dałam wiele szans. Czas teraz, abym dała choć jedną szansę sobie."
       Do Spały dotarłam następnego dnia o godzinie 14. O 15 już byłam pod ośrodkiem, jedynie z plecakiem i torba na ramieniu. Oto jestem.... Dotarłam choć nie wierzyłam, że dam sobie radę. Weszłam do holu z zamiarem zapytania się w sekretariacie, gdzie mogę znaleźć wujka. Zdawałam sobie sprawę jak wyglądam. Potargane włosy, podkrążone oczy, a na twarzy rozmyty tusz łzami.
        Z korytarza zaczęli wychodzić siatkarze, a moje serce podskoczyło z radości. Jednak była to tylko kadra B.
- Przepraszam?- zapytał jeden dość niewysoki, ale nieziemsko przystojny.- Czy wszystko okej?
- Tak, szukam mojego wujka Krzyśka Ignaczaka. Nie wiesz gdzie może być?- spytałam.
- Mają trening. Pewnie właśnie kończą.
- A którędy to?
- Tym korytarzem prosto, potem trzeci zakręt w prawo i na wprost będziesz miała salę.
- Dziękuje.
- Tak w ogóle Kuba jestem.- wyciągnął do mnie rękę.
- Kaja.- uścisnęłam ją.
- Na pewno wszystko dobrze. Wyglądasz jakbyś płakała.
- Nie twoja sprawa.- warknęłam przez zaciśnięte zęby i szybko ruszyłam w skazanym kierunku.
      Czekałam pod salą i nie miałam pojęcia co mam zrobić. Wejść? Poczekać? Mój problem rozwiązał się sam. Po kolei siatkarze zaczęli wychodzić  z treningu. Każdy pogrążony w rozmowie, uśmiechnięty. Nikt mnie nie zauważył. Nagle spostrzegłam Jego. Jak zwykle radosny.
- Kaja?- zdziwił się na mój widok.- Dziecko co się stało?
- Wujek....- wpadłam w jego ramiona i.... I się po prostu rozpłakałam. Jak małe dziecko zwyczajnie płakałam. Nie mogłam już znieść tego bólu. Byłam zdecydowana mu wszystko powiedzieć.
- No już... ciii...-uspokajał mnie.- Wszystko będzie dobrze. Już dobrze.
- Ja przepraszam.... Ale ja nie mogłam tego znieść.... Ja musiałam być dla ciebie taka okropna, żebyś się nie dowiedział, a wtedy chciałam to zrobić bo to dla mnie za dużo i nie.... mogę dać sobie rady.- mówiłam cały czas szlochając mu w ramię.
- Już dobrze. Nic się nie stało. Ja się nie gniewam.
Zaprowadził mnie do swojego pokoju, pozwalając bym mogła być wtulona w jego ramię. Posadził  mnie na łóżku, a ja dalej wtulona w niego opowiedziałam mu wszystko.... Wszystko to czego nie wiedział, co ja się bałam mu powiedzieć.
- A potem uciekłam. Nie mogłam tam dłużej być.....- mówiłam już cichym głosem, cały czas łkają.
- Dobrze zrobiłaś.... Już ci nic nie grozi zaopiekuję się tobą.- powiedział i pocałował mnie w skroń, a ja w końcu poczułam się, że komuś naprawdę na mnie zależy.


----------------------------------------------------------------
Rozdział miałam dodać w piątek lub w sobotę, ale zdążyłam napisać go wcześniej. Mam nadzieję, że sie podoba ;) Dziękuje za wszystkie komentarze :) Następny rozdział pojawi się najpóźniej w środę :)
Tymczasem chciałam bardzo polecić blog Zakochanej W Siatkówce - http://wkreceniwzgubnanic.blogspot.com/ :)
Do Zakochanej W Siatkówce; Mam nadzieję, że się nie gniewasz, że udostępniam Twój blog :*

niedziela, 8 czerwca 2014

Prolog

PROLOG
       Czy zastanawialiście się jak to jest kochać i nienawidzić kogoś jednocześnie? Większość z was sądzi pewnie, że to niemożliwe bo ciężko sobie coś takiego wyobrazić. Jednak ja doświadczam tych dwoje sprzecznych uczuć na co dzień.
       Moje życie przepełnione jest cierpieniem. Przestałam widzieć sens w tym aby się uśmiechać, aby cieszyć się życiem. Nie widzę żadnych powodów do radości. Nie pamiętam, kiedy ostatnio raz na mojej twarzy zagościł szczery uśmiech.
       Kolejny raz trzymam w ręku ostrą jak brzytwa żyletkę. Kolejny raz zastanawiam się nad sensem swojego istnienia. Kolejny raz pragnę z całego serca skończyć ze sobą. Jednak kolejny raz brakuje mi do tego odwagi.
- Jestem tchórzem.- szepczę sama do siebie, a pojedyncza łza bezsilności spływa po moim policzku.- Dlaczego nie potrafię tego zrobić?- ocieram ręką słoną ciecz i chowam ostrze do kieszeni.
        Drzwi do domu się otwierają, a ja słyszę butelki piwa brzęczące w reklamówce, a ja już wiem, że znowu dzisiaj będzie to samo. W jednej chwili do oczu mimowolnie napływają mi łzy. Dziwię się, że ludzie jeszcze się nie zorientowali jaka sytuacja panuje u mnie w domu. Z jednej strony się cieszę bo nie muszę znosić upokarzających spojrzeń, ale z drugiej strony pragnę w głębi serca, aby ktoś się mną zainteresował i zajął. Odrzucam tą myśl od siebie najszybciej i najdalej jak potrafię. Nie chcę mieć złudnych nadziei. W życiu nie ma szczęśliwych zakończeń, a ja cierpię już wystarczająco mocno.
        Wraz ze śmiercią matki porzuciłam swoje marzenia i aspiracje. Wraz z nią wypadku zginęłam też ja. Nie jestem już uśmiechnięta, poukładana, a już na pewno nie jestem posłuszna. Odpycham od siebie każdego, kto chce mi pomóc. No bo po co przywiązywać się do kogoś, aby potem go stracić? Jestem na to za mądra, bo wiem, że kolejny raz tego nie przeżyje.
 
Życie nauczyło mnie, że mieć kogoś bliskiego to byś słabym, a marzyć to niszczyć samego siebie. 
     
       Pod wpływem impulsu, ponownie biorę w dłoń ostrą stal i przykładam do nadgarstka. Wiem, że wystarczy jedno głębokie cięcie i będzie po wszystkim. Nie będę musiała już nigdy więcej oglądać pijanego ojca, nie będzę musiała żyć w strachu, że wszystko się wyda i nie będę musiała kłamać wujkowi Krzyśkowi jak to wszystko u mnie jest dobrze. I właśnie te myśli spowodowały, że nabrałam odwagi i przecięłam ostrzem żyły. Uczucie zmęczenia i bólu opanowało całe ciało. Ogarnęła mnie ulga. Było po wszystkim. 
Teraz tylko czekałam na swój koniec...      
 

Bohaterowie

    BOHATEROWIE


Kaja Sławińska

                             

17-letnia dziewczyna, zamykająca się na świat. Straciła matkę w wieku 14 lat. Nikt nie wie, że od tamtego czasu przeżywa w domu piekło. Swoje cierpienie ukrywa pod maską obojętności i buntu. Celowo wpada w złe towarzystwo. Nie wierzy, że istnieje coś takiego jak szczęście.

Krzysztof Ignaczak
Brat mamy Kaji. Kocha swoją siostrzenicę, ale tak na prawdę nie ma pojęcia co ta dziewczyna przeżywa i dlatego nie jest w stanie jej pomóc.

Jakub Popiwczak
18-letni siatkarz, grający w Jastrzębskim Węglu. Szczęśliwy, optymistycznie nastawiony do świata, otwarty na ludzi oraz nowe doświadczenia. Co zrobi, gdy spotka zbuntowaną dziewczynę z problemami?