ROZDZIAŁ 3
- Tato....- szepnęłam. Nie byłam w stanie wydać z siebie głośniejszego dźwięku. Stałam jak sparaliżowana. Nie potrafiłam drgnąć, ale serce biło jak szalone. Skąd on się tu wziął? Czyżby wujek Krzysiek mu powiedział? Przecież namawiał mnie, żebym z nim została, a może wiedział, że on tu przyjedzie i chciał mnie zatrzymać na moment.
Ojciec zaczął się do mnie zbliżać, a ja w dalszym ciągu nie mogłam zmusić mojego ciała do ucieczki.
- Co ty tu robisz?- spytałam, kiedy stałam już z nim twarzą w twarz.- Skąd wiedziałeś gdzie jestem?
- Mogę zadać ci to samo pytanie! Co to ma znaczyć? Uciekasz z domu i nawet nie mówisz dokąd. Nie było cię w Rzeszowie. Dzwoniłem do cioci Iwony i tam też cię nie ma. Została tylko jedna opcja. Ale czy to ważne? Czy było ci aż tak źle? Przecież staram się jak mogę!
- Ja głodowałam rozumiesz! Musiałam przez ciebie kraść.... Musiałam bo inaczej umarłabym z głodu.
- Przepraszam, to się więcej nie powtórzy, obiecuje.- powiedział i przytulił mnie do siebie. Przez krótką chwilę poczułam się dobrze i znowu malutka iskra nadziei zaczęła tlić się w mojej pokaleczonej duszy.
- Ale nie będziesz więcej pił?- spytałam niemal szeptem.
- Nie rozumiem o co ci chodzi.
Gwałtownie się od niego odsunęłam.
Gwałtownie się od niego odsunęłam.
- Jak to nie rozumiesz?- spytałam, a fala rozczarowania zaczęła rozlewać się po moim organizmie.
- Przecież piwo to to samo co kawa. Wszyscy go piją, nie rozumiem o co ci chodzi. Czepiasz się wiecznie. Ty lubisz sok pomarańczowy i nie karze ci przestać go pić. A teraz wracamy do domu.- chwycił mnie mocno za rękę, kierując do samochodu. Swoją drogą ciekawe czemu nim przyjechał skoro wzięli mu prawo jazdy.
- Nie.- wyrwałam mu się.- Zostaję.- powiedziałam spokojnie.
- Do ciebie nic nie dociera. Jestem TWOIM OJCEM!- zaakcentował mocno ostatnie słowa.- Masz mnie słuchać, czy ci się podoba, czy nie. Co by pomyślała o tym twoja mama co?
Zatkało mnie. Nie mogłam uwierzyć, że w tak perfidny sposób próbował grać na moim sumieniu, wyciągając mamę jako argument. Chwycił mnie ponownie za rękę, myśląc, że to co powiedział do mnie w jakiś sposób trafiło.
- Powiedziałam nie.- wyraziłam się bardziej stanowczo i ponownie wyrwałam rękę z jego uścisku, ale to go w żaden sposób nie zniechęciło, lecz zdeterminowało. Położył swoje ręce na moich ramionach i bezlitośnie prowadził w kierunku auta.
- Puść mnie! Nigdzie nie jadę! Pomocy!- krzyczałam w nadziei, że ktokolwiek mnie usłyszy. Próbowałam się wyrwać, ale na nic. Ojciec był ode mnie zdecydowanie silniejszy. Już kiedy jedną nogą byłam w samochodzie i straciłam resztki nadziei, ktoś jednak przyszedł mi na ratunek.
- Powiedziała, żebyś ją puścił!- ktoś wykrzyczał i rzucił się na niego, odciągając go ode mnie.
- Co ty myślisz smarkaczu, że kim ty niby jesteś?!- rozgrzmiał się wściekły głos człowieka, który zgotował mi piekło.- Jeszcze tu wrócę.- powiedział zdeterminowany, wsiadł a w auto i odjechał, zostawiając mnie w spokoju.
- Nic ci się nie stało?- spytał Kuba, przytulając mnie do siebie. Ponownie się rozpłakałam, tuląc się do chłopaka. On nie wypuszczał mnie ze swoich ramion i powtarzał, że wszystko będzie dobrze, że już po wszystkim. Kiedy, jednak emocje trochę opadły i byłam już względnie opanowana odepchnęłam go od siebie, uświadamiając sobie wcześniej jaki błąd popełniłam- pozwoliłam by ktoś dostrzegł moją słabość.
- Zapomnijmy o tym.
- Ale Kaja, chcę ci pomóc, jeśli tylko potrzebujesz....
- Niczego od ciebie nie potrzebuje!- przerwałam mu. O tak, byłam okrutna. Znowu zrażałam do siebie człowieka, który jedynie pragnął mi pomóc. Jednak ludziom nie można ufać. Największy błąd to pozwolić, by ktoś zobaczył twoją wrażliwość, twoją słabość- sposób jak można cię zranić. Obróciłam się na pięcie i czym prędzej uciekłam do swojego pokoju, nie zważając, że Kuba biegnie za mną i mnie woła. Zamknęłam się w pokoju i osunęłam na podłogę. Już nie musiałam powstrzymywać łez, które spływały strumieniem po policzku. Założyłam słuchawki na uszy i włączyłam muzykę.
Don’t let them say you ain’t beautiful
They can all get fucked, just stay true to you
Don’t let them say you ain’t beautiful
They can all get fucked, just stay true to you
And everything you stand for turns on you to spite you?
Słowa Eminema rozlały się po mojej duszy, dając mi ukojenie i upust emocjom. O tak.... Tego mi było trzeba. Kiedy byłam już pewna, że panuję nad sobą, wyszłam z pokoju, kierując swoje kroki na salę treningową. Nałożyłam na twarz maskę opanowania i obojętności. Zero emocji = zero bólu.
Na treningu pomagałam doktorowi, podawałam piłki, robiłam wszystko co mogłam, by nie być ciężarem. Chciałam, aby mieli ze mnie choć odrobinę pożytku. Obecność siatkarzy bardzo mnie krępowała. Próbowali coś do mnie zagadać, pożartować, ale mimo wszystko cały czas byłam spięta i trzymałam się doktora albo wujka jak koła ratunkowego. Musiało to trochę dziwnie wyglądać. No, ale co zrobię jak nic nie zrobię? Taka już jestem sorki. W dodatku cały czas miałam w głowie sytuację sprzed ośrodka. Wątpliwości zakorzeniły się w mojej głowie. Musiałam to wyjaśnić z wujkiem.
Na treningu pomagałam doktorowi, podawałam piłki, robiłam wszystko co mogłam, by nie być ciężarem. Chciałam, aby mieli ze mnie choć odrobinę pożytku. Obecność siatkarzy bardzo mnie krępowała. Próbowali coś do mnie zagadać, pożartować, ale mimo wszystko cały czas byłam spięta i trzymałam się doktora albo wujka jak koła ratunkowego. Musiało to trochę dziwnie wyglądać. No, ale co zrobię jak nic nie zrobię? Taka już jestem sorki. W dodatku cały czas miałam w głowie sytuację sprzed ośrodka. Wątpliwości zakorzeniły się w mojej głowie. Musiałam to wyjaśnić z wujkiem.
Kiedy skończył się trening, poszłam do swojego pokoju. Miałam dość wszystkiego. Czułam się jakby wszyscy wiedzieli co się u mnie w domu dzieje. Wiedziałam, że to złudne wrażenie, ale nie mogłam się go pozbyć. Leżałam gapiąc się bezcelowo w ścianę. Nie poszłam na kolację. Przed oczami cały czas stawał mi obraz pijanego ojca, a potem w uszach zabrzmiały mi jego słowa " Co by pomyślała mama?". Odbijały się one w mojej głowie jak echo.
- Kaja?- ktoś położył rękę na moim ramieniu. Zerwałam się z łóżka jak poparzona. Nawet nie zauważyłam, że ktoś wszedł.
- Wystraszyłeś mnie.- zwróciłam się w kierunku wuja.
- Czemu cię nie było na kolacji? Coś nie tak?
- Nie miałam ochoty.- powiedziałam, spuszczając wzrok.
- Ej, co się dzieje?- spytał, podchodząc do mnie.- Mi możesz powiedzieć.
- Tata dzisiaj tutaj był. Chciał, żebym wróciła. Próbował mnie zaciągnąć siłą do auta. Nie mam pojęcia skąd tak szybko się zorientował, że tu jestem.
- Na pewno nie ode mnie.- zapewnił.
- Wiem, że nie od ciebie bo... - " bo cie kocham i byś mnie nie oddał" chciałam powiedzieć, ale słowa utknęły mi w gardle.-...Bo ci ufam i byś tego mi nie zrobił.- dokończyłam.
Nic nie mówiąc przytulił mnie do siebie, a w moich oczach ponownie pojawiły się łzy. Nie chciałam być słaba, a łzy to przecież oznaka słabości. Jednak przy wujku nie musiałam już się kryć z tym co czuję. On tylko wiedział kim jestem naprawdę, tylko jemu na mnie zależało. Szkoda, że tak późno sobie to uświadomiłam.
Po 23 w ośrodku nastała cisza jak makiem zasiał. Bezszelestnie wymknęłam się z pokoju i tak, aby nikt nie zauważyłam wyszłam z budynku, kierując się na skraj lasu. Schowałam ręce do kieszeń bluzy, gdzie wyczułam paczkę papierosów i zapalniczkę. Paskudny nałóg, który nabyłam całkiem niedawno i, z którym nie miałam siły ani ochoty walczyć. Gdy moja sylwetka znalazłam się pomiędzy drzewami, mogłam bezpiecznie odetchnąć i zapalić.
- Mam cię!- ktoś krzyknął i wyrwał mi papierosa z ręki.
- Śledzisz mnie czy jak?- spytałam z wyrzutem niejakiego Popiwczaka.- I oddaj mi to!- wyciągnęłam rękę.
- Po moim trupie. Nie pozwolę ci się truć. Paskudny nawyk.- powiedział i zgniótł butem papierosa.
Prychnęłam.
- Mam więcej.- powiedziałam i wyciągnęłam paczkę w celu sięgnięcia po kolejnego papierosa.
- Konfiskuje to.- zabrał mi całą paczkę.
- Ej! Co ty sobie myślisz? Kim ty jesteś, żebyś mną dyrygował?! Daj mi to w tej chwili!- tupnęłam nóżką jak mała dziewczynka.
- Jak chcesz to spróbuj mi to zabrać.- powiedział i ruszył biegiem, nie myśląc nic pobiegłam za nim, wykrzykując coraz to nowsze obelgi w jego kierunku, ale on nic sobie z tego nie robił.
- Dobra! Poddaje się! Nie mam już siły!- usiadłam na ziemi i dopiero teraz dostrzegłam jak bardzo jest ciemno.
- Mądra dziewczynka.- podszedł do mnie Kuba i poklepał po głowie.
- Nie denerwuj mnie.- warknęłam przez zaciśnięte zęby.- Gdybym wiedziała jak wrócić to byś już był trupem.
- Słodko wyglądasz jak się złościsz.- stwierdził.
- Daj sobie na wstrzymanie bo inaczej moja "słodka" twarz to ostatnie co w życiu zobaczysz.- przykro mi, ale nie potrafię być miła. Nie chce mieć przyjaciół, a on usilnie próbował się ze mną zakolegować.
- Okey, nie marudź tylko wstawaj i wracamy.
No i ruszyliśmy przez ciemny las. Teraz, kiedy adrenalina opadła zaczynałam się potwornie bać. Wspominałam, że boje się ciemności? Nie? No to wiedzcie, że panicznie boje się ciemności. Usłyszałam trzask łamanej gałązki.
- Co to było?- pisnęłam.
- Co?
- Nie słyszałeś? Tam coś jest.- przekonywałam go przerażona. Trzęsłam się jak galareta już sama nie wiem, czy ze strachu, czy z zimna. Nie uszło to uwadze Kuby i nałożył mi na ramiona swoją bluzę.
- Nie trzeba, dzięki.- ściągnęłam ją z zamiarem oddania.
- Nie będę szedł w bluzie, kiedy obok mnie piękna dziewczyna marznie.
Speszyłam się.
Nie byłam przyzwyczajona, że chłopak mnie komplementuje. Kiedy się dało swoją twarz zasłaniałam jak tylko mogłam. Nie byłam typem dziewczyny, w której ktokolwiek mógłby się zakochać. Nikłe ślady makijażu, kaptur na głowę, zero sukienek. Po co to komu? Z resztą byłam zdania, że moje zachowanie ich zdecydowanie zniechęcało. Kilku chłopaków ze szkoły, a sądząc po ich zachowaniu chłopaczków się mnie bało. Jak facet może się bać dziewczyny? To dowód na to, że moja osoba raczej odpychała wszystkich niż przyciągała zainteresowanie. Prócz niechęci, czasem ktoś odczuwał litość. Zakochana byłam raz i to uczucie nie jest warte tego co się przeżywa, gdy ma się złamane serce. Wyleczyłam się z miłości i przyjaźni zarazem. Ale to opowieść na inny czas. W każdym bądź razie nie mogłam zrozumieć dlaczego Kuba jest wobec mnie taki miły mimo, że ja byłam od samego początku dla niego okropna. I dlaczego do jasnej cholery ja się przy nim czerwienię?! Dobrze, że było ciemno.
- Daj ręke.
- Po co?- spytałam zdziwiona.
- Bo widzę jak się boisz.
- Wcale, że nie!- odparłam oburzona.- Nie boje się.- zapewniałam z udawaną pewnością siebie.
- Jak chcesz.- powiedział i ruszył przed siebie. Ponownie usłyszałam jakiś przerażający dźwięk.
- Kuba!-zapiszczałam i czym prędzej pobiegłam za nim, chwytając się jego obiema rękoma.
- A nie mówiłem.- zaśmiał się.
Już nic nie odpyskowałam. Za bardzo byłam zajęta rozglądaniem się na około, czy aby na pewno nic nie czai się w ciemności. Modliłam się w duchu, żeby tylko bezpiecznie dotrzeć do pokoju. Kiedy już zobaczyłam światła na około ośrodka, miałam ochotę paść na kolana i dziękować Bogu. Młody siatkarz wyrzucił papierosy do kosza na śmieci mimo moich protestów. "Robię to dla twojego dobra."
- Widzisz nic nas po drodze nie pożarło.- stwierdził Kuba, kiedy już staliśmy pod moim pokojem. - Możesz już mnie puścić, jesteś bezpieczna.- przez to wszystko zapomniałam, że dalej ściskam jego rękę. Ponownie się speszyłam, ale tym razem nie uszło to jego uwadze.
- Ty się rumienisz?
- Wcale nie!- zaprzeczyłam.- To od zimna.
- Taaaa, jasne.- uśmiechnął się. Przybliżył się do mnie, a ja stałam jak sparaliżowana. Był zdecydowanie za blisko. Mogłam wyczuć cudowny zapach jego perfum. Dostrzegłam cudowną barwę jego oczu. - Słodko wyglądasz jak się tak rumienisz.- wyszeptał mi na ucho.
-Wiesz co, odczep się!- krzyknęłam i weszłam do pokoju, zatrzaskując za sobą drzwi. Dlaczego nie mogłam się ruszyć? Dlaczego przy nim momentami się zachowuje jak prawdziwa ja? Zdecydowanie za dużo ostatnio myślałam. Kuba jest dla mnie miły, a mnie wzięły wyrzuty sumienia, że tak go traktuję. Tak to zdecydowanie to. Koniec rozmyślania. Popatrzyłam na zegarek. 2 w nocy. No ładnie, a o 7 trzeba wstać.
Rano wyglądałam potwornie. O mały włos bym nie zaspała na śniadanie, ale do pokoju wszedł wujek.
- Jeszcze 5 minut.- poprosiłam i zakryłam twarz poduszką.
- Żadne pięć minut! Już późno. Czyja to bluza?
W jednej chwili otworzyłam szeroko oczy. Ups... Wyczuwam kłopoty, wypytywanie, przesłuchanie i te sprawy.
- Znalazłam wczoraj na korytarzu.- powiedziałam pierwsze co przyszło mi do głowy.
- I zabrałaś do pokoju. Ciekawe, ciekawe.
- Wiesz masz rację, ale jest późno. Lepiej się pospieszę.- wypaliłam pierwsze co mi przyszło do głowy. W pośpiechu wzięłam jakieś ciuchy i zamknęłam się w łazience. Na wypytywaniu się nie skończy. Będzie śledztwo. Nie daj boże dowie się z kim byłam i jeszcze ta osoba się wygada, że pale. A wujek Krzysiek nie cierpi palaczy i miałabym szlaban jak stąd do wieczności.
Poszłam na to śniadanie i czułam cały czas wzrok wujka na sobie. Chociaż udawałam, że nie widzę jak się we mnie uporczywie wpatruje, to jego wzrok okropnie mnie palił. Jeszcze oliwy do ognia dolał Kuba. Wszedł sobie na stołówkę i niby przypadkiem przeszedł obok naszego stolika.
- Dzień dobry chłopaki.- zwrócił się do moich towarzyszy, na co oni kiwnęli mu głową. - Hej Kaja.- powiedział z uśmiechem. A wujka chyba wbiło w krzesło.
- Ktoś tu kogoś lubi.- stwierdził z bananem na twarzy Kłos.
- Skąd go znasz?- spytał libero. Oho! Zaczyna się.
- Nie znam.
- Kaja!
- Na prawdę.- zarzekałam się.
- Igła, nie pamiętasz jak to jest byś młodym?- spytał Kubiak.- Mają się ku sobie i tyle.
- Nikt nie ma się ku sobie!- zaprzeczyłam.
- Podoba ci się?- dopytywał Wrona.
Wrrrr.... No ludzie! Co oni się na mnie uwzięli wszyscy. Podłapali temat i teraz mi nie odpuszczą.
- Kaja, jak byś się nudziła dzisiaj też możemy iść na spacer, o ile pan Krzysiek się zgodzi.- puścił mi oczko i jak gdyby nigdy nic poszedł do swojego stolika. Wykastruje, zabije zakopie, odkopie, zabije zakopie!
- Jaki spacer?
- Wujek, ja nie mam pojęcia, o czym on mówi!- zaklinałam się dalej.
- Spoko Igła, Kuba to dobry chłopak.- uspokajał go Dziku.- Niech sobie idą.
- Dobrze, że się pyta o zdanie starszych tak jak to powinno być.- pokiwał głową.- Możesz z nim iść.
- Ej, w ogóle czy ktoś mnie tutaj słucha! Ja nigdzie nie idę. Nie znam człowieka. Po prostu się do mnie przyczepił i tyle!
Wszyscy przy stoliku zaczęli się ze mnie śmiać i puszczaj jakieś durnowate teksty o miłości. Po prostu super.
- To była jego bluza prawda?- drążył temat dalej wujek.
- Dał ci swoją bluzę?- spytał Kłos.
- To prawie jak małżeństwo.- dodał Andrzej z udawaną powagą i po chwili oczywiście razem ze wszystkimi zaczął się ze mnie śmiać. Myślałam, że nie wytrzymam. A jak tu dotrwać do końca dnia.
Po porannym treningu miałam dosyć wszystkich i wszystkiego. Nie wiem jakim cudem wytrzymałam, ponieważ wszyscy siatkarze puszczali jakieś aluzje i myślałam, że mnie szlak jasny trafi. Więc, kiedy natknęłam się na Popiwczaka na korytarzu myślałam, że wyjdę z siebie, stanę obok i mu przypieprzę.
- Nie szczerz się tak!- powiedziałam na wstępie.- Nawet nie wiesz co przez ciebie muszę znosić.
- Wyluzuj.
- Żadne wyluzuj, a wygadaj się wiesz o czym to zobaczysz co ci zrobię.
- Nic nie powiem, więc nie bądź spinacz, ale pod jednym warunkiem.
- Jakim?
- Dasz się gdzieś zaprosić.
---------------------------------------------------------------------------------
Rozdział nie jest tak długi jakbym chciała, ale wróciłam dopiero w niedziele wieczorem i nie za bardzo miałam, kiedy pisać :)
Rozdziały będą pojawiać się w każdą środę :)
Dziękuje za wszystkie komentarze to naprawdę mnie motywuje :)
PS: Jak myślicie co będzie dalej? Czekam na sugestię :)
Po 23 w ośrodku nastała cisza jak makiem zasiał. Bezszelestnie wymknęłam się z pokoju i tak, aby nikt nie zauważyłam wyszłam z budynku, kierując się na skraj lasu. Schowałam ręce do kieszeń bluzy, gdzie wyczułam paczkę papierosów i zapalniczkę. Paskudny nałóg, który nabyłam całkiem niedawno i, z którym nie miałam siły ani ochoty walczyć. Gdy moja sylwetka znalazłam się pomiędzy drzewami, mogłam bezpiecznie odetchnąć i zapalić.
- Mam cię!- ktoś krzyknął i wyrwał mi papierosa z ręki.
- Śledzisz mnie czy jak?- spytałam z wyrzutem niejakiego Popiwczaka.- I oddaj mi to!- wyciągnęłam rękę.
- Po moim trupie. Nie pozwolę ci się truć. Paskudny nawyk.- powiedział i zgniótł butem papierosa.
Prychnęłam.
- Mam więcej.- powiedziałam i wyciągnęłam paczkę w celu sięgnięcia po kolejnego papierosa.
- Konfiskuje to.- zabrał mi całą paczkę.
- Ej! Co ty sobie myślisz? Kim ty jesteś, żebyś mną dyrygował?! Daj mi to w tej chwili!- tupnęłam nóżką jak mała dziewczynka.
- Jak chcesz to spróbuj mi to zabrać.- powiedział i ruszył biegiem, nie myśląc nic pobiegłam za nim, wykrzykując coraz to nowsze obelgi w jego kierunku, ale on nic sobie z tego nie robił.
- Dobra! Poddaje się! Nie mam już siły!- usiadłam na ziemi i dopiero teraz dostrzegłam jak bardzo jest ciemno.
- Mądra dziewczynka.- podszedł do mnie Kuba i poklepał po głowie.
- Nie denerwuj mnie.- warknęłam przez zaciśnięte zęby.- Gdybym wiedziała jak wrócić to byś już był trupem.
- Słodko wyglądasz jak się złościsz.- stwierdził.
- Daj sobie na wstrzymanie bo inaczej moja "słodka" twarz to ostatnie co w życiu zobaczysz.- przykro mi, ale nie potrafię być miła. Nie chce mieć przyjaciół, a on usilnie próbował się ze mną zakolegować.
- Okey, nie marudź tylko wstawaj i wracamy.
No i ruszyliśmy przez ciemny las. Teraz, kiedy adrenalina opadła zaczynałam się potwornie bać. Wspominałam, że boje się ciemności? Nie? No to wiedzcie, że panicznie boje się ciemności. Usłyszałam trzask łamanej gałązki.
- Co to było?- pisnęłam.
- Co?
- Nie słyszałeś? Tam coś jest.- przekonywałam go przerażona. Trzęsłam się jak galareta już sama nie wiem, czy ze strachu, czy z zimna. Nie uszło to uwadze Kuby i nałożył mi na ramiona swoją bluzę.
- Nie trzeba, dzięki.- ściągnęłam ją z zamiarem oddania.
- Nie będę szedł w bluzie, kiedy obok mnie piękna dziewczyna marznie.
Speszyłam się.
Nie byłam przyzwyczajona, że chłopak mnie komplementuje. Kiedy się dało swoją twarz zasłaniałam jak tylko mogłam. Nie byłam typem dziewczyny, w której ktokolwiek mógłby się zakochać. Nikłe ślady makijażu, kaptur na głowę, zero sukienek. Po co to komu? Z resztą byłam zdania, że moje zachowanie ich zdecydowanie zniechęcało. Kilku chłopaków ze szkoły, a sądząc po ich zachowaniu chłopaczków się mnie bało. Jak facet może się bać dziewczyny? To dowód na to, że moja osoba raczej odpychała wszystkich niż przyciągała zainteresowanie. Prócz niechęci, czasem ktoś odczuwał litość. Zakochana byłam raz i to uczucie nie jest warte tego co się przeżywa, gdy ma się złamane serce. Wyleczyłam się z miłości i przyjaźni zarazem. Ale to opowieść na inny czas. W każdym bądź razie nie mogłam zrozumieć dlaczego Kuba jest wobec mnie taki miły mimo, że ja byłam od samego początku dla niego okropna. I dlaczego do jasnej cholery ja się przy nim czerwienię?! Dobrze, że było ciemno.
- Daj ręke.
- Po co?- spytałam zdziwiona.
- Bo widzę jak się boisz.
- Wcale, że nie!- odparłam oburzona.- Nie boje się.- zapewniałam z udawaną pewnością siebie.
- Jak chcesz.- powiedział i ruszył przed siebie. Ponownie usłyszałam jakiś przerażający dźwięk.
- Kuba!-zapiszczałam i czym prędzej pobiegłam za nim, chwytając się jego obiema rękoma.
- A nie mówiłem.- zaśmiał się.
Już nic nie odpyskowałam. Za bardzo byłam zajęta rozglądaniem się na około, czy aby na pewno nic nie czai się w ciemności. Modliłam się w duchu, żeby tylko bezpiecznie dotrzeć do pokoju. Kiedy już zobaczyłam światła na około ośrodka, miałam ochotę paść na kolana i dziękować Bogu. Młody siatkarz wyrzucił papierosy do kosza na śmieci mimo moich protestów. "Robię to dla twojego dobra."
- Widzisz nic nas po drodze nie pożarło.- stwierdził Kuba, kiedy już staliśmy pod moim pokojem. - Możesz już mnie puścić, jesteś bezpieczna.- przez to wszystko zapomniałam, że dalej ściskam jego rękę. Ponownie się speszyłam, ale tym razem nie uszło to jego uwadze.
- Ty się rumienisz?
- Wcale nie!- zaprzeczyłam.- To od zimna.
- Taaaa, jasne.- uśmiechnął się. Przybliżył się do mnie, a ja stałam jak sparaliżowana. Był zdecydowanie za blisko. Mogłam wyczuć cudowny zapach jego perfum. Dostrzegłam cudowną barwę jego oczu. - Słodko wyglądasz jak się tak rumienisz.- wyszeptał mi na ucho.
-Wiesz co, odczep się!- krzyknęłam i weszłam do pokoju, zatrzaskując za sobą drzwi. Dlaczego nie mogłam się ruszyć? Dlaczego przy nim momentami się zachowuje jak prawdziwa ja? Zdecydowanie za dużo ostatnio myślałam. Kuba jest dla mnie miły, a mnie wzięły wyrzuty sumienia, że tak go traktuję. Tak to zdecydowanie to. Koniec rozmyślania. Popatrzyłam na zegarek. 2 w nocy. No ładnie, a o 7 trzeba wstać.
Rano wyglądałam potwornie. O mały włos bym nie zaspała na śniadanie, ale do pokoju wszedł wujek.
- Jeszcze 5 minut.- poprosiłam i zakryłam twarz poduszką.
- Żadne pięć minut! Już późno. Czyja to bluza?
W jednej chwili otworzyłam szeroko oczy. Ups... Wyczuwam kłopoty, wypytywanie, przesłuchanie i te sprawy.
- Znalazłam wczoraj na korytarzu.- powiedziałam pierwsze co przyszło mi do głowy.
- I zabrałaś do pokoju. Ciekawe, ciekawe.
- Wiesz masz rację, ale jest późno. Lepiej się pospieszę.- wypaliłam pierwsze co mi przyszło do głowy. W pośpiechu wzięłam jakieś ciuchy i zamknęłam się w łazience. Na wypytywaniu się nie skończy. Będzie śledztwo. Nie daj boże dowie się z kim byłam i jeszcze ta osoba się wygada, że pale. A wujek Krzysiek nie cierpi palaczy i miałabym szlaban jak stąd do wieczności.
Poszłam na to śniadanie i czułam cały czas wzrok wujka na sobie. Chociaż udawałam, że nie widzę jak się we mnie uporczywie wpatruje, to jego wzrok okropnie mnie palił. Jeszcze oliwy do ognia dolał Kuba. Wszedł sobie na stołówkę i niby przypadkiem przeszedł obok naszego stolika.
- Dzień dobry chłopaki.- zwrócił się do moich towarzyszy, na co oni kiwnęli mu głową. - Hej Kaja.- powiedział z uśmiechem. A wujka chyba wbiło w krzesło.
- Ktoś tu kogoś lubi.- stwierdził z bananem na twarzy Kłos.
- Skąd go znasz?- spytał libero. Oho! Zaczyna się.
- Nie znam.
- Kaja!
- Na prawdę.- zarzekałam się.
- Igła, nie pamiętasz jak to jest byś młodym?- spytał Kubiak.- Mają się ku sobie i tyle.
- Nikt nie ma się ku sobie!- zaprzeczyłam.
- Podoba ci się?- dopytywał Wrona.
Wrrrr.... No ludzie! Co oni się na mnie uwzięli wszyscy. Podłapali temat i teraz mi nie odpuszczą.
- Kaja, jak byś się nudziła dzisiaj też możemy iść na spacer, o ile pan Krzysiek się zgodzi.- puścił mi oczko i jak gdyby nigdy nic poszedł do swojego stolika. Wykastruje, zabije zakopie, odkopie, zabije zakopie!
- Jaki spacer?
- Wujek, ja nie mam pojęcia, o czym on mówi!- zaklinałam się dalej.
- Spoko Igła, Kuba to dobry chłopak.- uspokajał go Dziku.- Niech sobie idą.
- Dobrze, że się pyta o zdanie starszych tak jak to powinno być.- pokiwał głową.- Możesz z nim iść.
- Ej, w ogóle czy ktoś mnie tutaj słucha! Ja nigdzie nie idę. Nie znam człowieka. Po prostu się do mnie przyczepił i tyle!
Wszyscy przy stoliku zaczęli się ze mnie śmiać i puszczaj jakieś durnowate teksty o miłości. Po prostu super.
- To była jego bluza prawda?- drążył temat dalej wujek.
- Dał ci swoją bluzę?- spytał Kłos.
- To prawie jak małżeństwo.- dodał Andrzej z udawaną powagą i po chwili oczywiście razem ze wszystkimi zaczął się ze mnie śmiać. Myślałam, że nie wytrzymam. A jak tu dotrwać do końca dnia.
Po porannym treningu miałam dosyć wszystkich i wszystkiego. Nie wiem jakim cudem wytrzymałam, ponieważ wszyscy siatkarze puszczali jakieś aluzje i myślałam, że mnie szlak jasny trafi. Więc, kiedy natknęłam się na Popiwczaka na korytarzu myślałam, że wyjdę z siebie, stanę obok i mu przypieprzę.
- Nie szczerz się tak!- powiedziałam na wstępie.- Nawet nie wiesz co przez ciebie muszę znosić.
- Wyluzuj.
- Żadne wyluzuj, a wygadaj się wiesz o czym to zobaczysz co ci zrobię.
- Nic nie powiem, więc nie bądź spinacz, ale pod jednym warunkiem.
- Jakim?
- Dasz się gdzieś zaprosić.
---------------------------------------------------------------------------------
Rozdział nie jest tak długi jakbym chciała, ale wróciłam dopiero w niedziele wieczorem i nie za bardzo miałam, kiedy pisać :)
Rozdziały będą pojawiać się w każdą środę :)
Dziękuje za wszystkie komentarze to naprawdę mnie motywuje :)
PS: Jak myślicie co będzie dalej? Czekam na sugestię :)
Zakochałam się w tym blogu od pierwszego rozdziału ^^ Kuba nie odpuszcza i prawidłowo. fajny z niego chłopak :) Kaja powinna w końcu zacząć dopuszczać do siebie ludzi. Przecież nie każdy od razu musi jej nóż w serce wbijać. Nie każdy jest taki sam. Mam nadzieję, że sobie to z czasem uświadomi. Sytuacja na stołówce - genialna. Ci siatkarze to są świetni :D Ale w sumie mi na miejscu Kaji by już policzki zaczęły płonąć :D
OdpowiedzUsuńPozdrawiam ;*
Cieszy mnie to bardzo :)
UsuńŚwietny :)
OdpowiedzUsuńKuba jaki on jest cudowny,bohaterski.Stołówka była najlepsza.
Nie mogę się doczekać następnego.
Pozdrawiam ;*
Dziękuje ;) :*
UsuńKubuś *.* tyle w temacie :>
OdpowiedzUsuńCzyli jednak moja teoria była błędna i obecność ojca Kai w Spale nie była sprawką Krzyśka :) Ten człowiek nadal nie rozumie, że ma problem i dopóki sobie tego nie uświadomi, to jego obietnice będą niewiele warte...
OdpowiedzUsuńCieszę się, że między Kubą i główną bohaterką zaczyna się coś dziać :) Kaja zgrywa niedostępną, ale ktoś tak chłopięco uroczy jak Popiwczak nie może nie skruszyć nawet najbardziej zatwardziałego serduszka ;)
Pozdrawiam ;)
hehe zgadzam się w pełni :)
UsuńTen blog jest ZAJEBISTY!! Uwielbiam go! Nie mam pojęcia co może dziać się dalej więc tylko sobie z (nie)cierpliwością poczekam na kolejny. Byłabym ci wdzięczna gdybyś mnie informowała. I zapraszam do mnie
OdpowiedzUsuńhttp://moje-zycie-to-siatkowka.blogspot.com
http://zycie-jest-za-krotkie.blogspot.com
Pozdrawiam ;**
dziękuje za miłe słowa :)
UsuńEj.. Ale gdzie zaprosić? No weź... Musiałaś w takim momencie urwać? ;/
OdpowiedzUsuńA rozdział świetny, jak zawsze.... :)
Mimo, że twój blog ma tylko kilka rozdziałów, już go pokochałam :) Ma coś takiego... No... Nawet nie potrafię tego opisać. Po prostu tak mnie do niego ciągnie..... Eh... Nosz kurde, on jest zajebisty...
I przepraszam, że dopiero teraz komentuję, ale po prostu w tym tygodniu mam bardzo mało czasu... Wykorzystuje go na pisanie rozdziałów na moim blogu, a więc... Przepraszam cię bardzo :((
Pozdrawiam i do następnego ;33
musiałam musialam xd
Usuńnic się nie stało, cieszę się, że w ogóle przeczytałaś i skomentowałaś. Fajnie, że ci się podoba :)
Hej, kochana!!
OdpowiedzUsuńJestem. I od razu chcę cię przeprosić, że tyle to trwało, ale zwariowany koniec szkoły miałam. :)
Rozdziały nadrobiłam i muszę przyznać, że naprawdę polubiłam Kaję. Dziewczyna nie ma w życiu lekko. Matka zmarła, ojciec nie daje sobie rady z samym sobą, a co dopiero z jej wychowaniem.. Dobrze, że ma takiego wujka jak Krzysiek, który ją kocha jak własną córkę i zawsze będzie gotowy jej pomóc. :) Myślę, że pod jego opieką, Kaja wyjdzie na prostą. Ona potrzebuje trochę miłości, a Krzysiek (jako opiekun) i Kuba (jako chłopak?) mogą jej ją dać. :)
Kubę bardzo lubię w realu i w tym opowiadaniu. Skoro pyta się o zdanie Krzyśka, to znaczy, że mu zależy, nie? Mam taką nadzieję, bo jak skrzywdzi Kaję, to mu własnoręcznie obiję tę przystojną buzię. :D
Poza tym rozwaliło mnie stwierdzenie, ze oddanie komuś bluzy, to prawie jak małżeństwo! Naprawdę Andrzej ma wybitne poczucie humoru! :DD
Podoba mi się to opowiadanie i na pewno zostanę na dłużej!
Pozdrawiam! :**
Hej :) bardziej mi milo ;) cieszę sie że ci się podoba ;*
OdpowiedzUsuńZapraszam na http://moje-zycie-to-siatkowka.blogspot.com/2014/06/siedemnascie.html
OdpowiedzUsuńi :
http://zycie-jest-za-krotkie.blogspot.com/2014/06/rozdzia-drugi.html
Pozdrawiam ;**
Co będzie dalej?? Chyba nie może się nie zgodzić, prawda?? Znając życie, będzie randka :* (Popiwczak, taki romantyczny. Awww...)
OdpowiedzUsuńP.s. Ja jak zwykle spóźniona, ale nic nie poradzę że dopiero teraz znalazłam czas i nadrabiam blogi, a o komentowaniu to już nie mówię :)
Czekam na następny TL :*
Rozumiem cię doskonale dzięki że znalazłas czas ;*
UsuńZapraszam do siebie na 52 :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam ;*
;*
Usuń